niedziela, 14 lipca 2013

ROZDZIAŁ 15.


Lania wody ciąg dalszy. Nacieszcie się póki możecie drodzy czytelnicy szczęśliwymi rozdziałami, bo niedługo nadejdzie coś przykrego dla głównej bohaterki. Zapraszam do czytania :)


Gdy próbowałam wstać z łóżka, trochę bolała mnie głowa. Cholerna impreza. Lecz, gdy po chwili przypomniałam sobie co się na niej wydarzyło aż się uśmiechnęłam szeroko. Zapoznanie swoich idoli to już jednak coś. Rachela już w pokoju nie było, wcale mu się nie dziwię bo właśnie dochodziła jedenasta! Dlaczego tak długo spałam? Mimo, iż jest niedziela wolę przed jutrzejszą pracą nie przesadzać. Po chwili leżenia wstałam i ruszyłam do łazienki trochę się odświeżyć.

Schodząc na dół już ogarnięta oraz ubrana, zastanawiałam się jak będzie wyglądał dom. 



Ciekawe czy Gunsi jeszcze tutaj są. Pokonawszy schody skierowałam się do salonu. Aż westchnęłam. Jeszcze nikt tu nie sprzątał, w sumie to za dużo tego nie było. Jedynie szklanki i butelki. Pod stołem dalej spał Duff ze swoimi towarzyszami. Stłumiłam śmiech widząc też rozłożonego Bacha, mojego braciszka i Hilla na kanapie. Przypominając sobie o reszcie zahaczyłam o łazienkę. Adler leżał dalej w wannie, a Izzy ułożył się pod ścianą. Wchodząc do kuchni zaczęłam robić śniadanie. Mieszając składniki na naleśniki zastanawiałam się gdzie podziewa się do cholery Bolan. Ciągle mi gdzieś znika. By umilić sobie gotowanie włączyłam radio, a wydobywała się z niego piosenka The Beatles „Twist and Shout”. Kręcąc biodrami smażyłam kolejne naleśniki. Zrobiłam obrót i wylądowałam w ramionach McKagana. Lekko zdziwiona, ale w dobrym humorze pozwoliłam mu chwilę ze mną zatańczyć. Jak on dobrze wywijał! Nie spodziewałabym się tego po nim.
 - Od kiedy umiesz tańczyć swing? – spytałam oddychając ciężko na co on tylko się uśmiechnął, a gdy skończyliśmy piosenka zmieniła się na „I Wanna Dance With Somebody” w wykonaniu Whitney Houston.
Do kuchni wkroczyli zaciekawieni Bach, Hill, Axl oraz Izzy z Popcornem. Podając im śniadanie zaczęłam sobie śpiewać, a miny chłopaków były bezcenne! Sebastian prawie zakrztusił się naleśnikiem, a Stradlin oparzył się kawą. Axl siedział z szerokim uśmiechem czując wielką dumę.
Spojrzałam na nich radośnie i podążyłam za ich wzrokiem do tyłu. W progu kuchni stał mój chłopak widocznie w bardzo dobrym nastroju. Uśmiechał się widząc co robię. Chwycił moją dłoń i zrobiliśmy obrót i przechylił mnie tak, że włosami mogłam szorować po podłodze. Pocałowałam go mocno wspinając się na palce.
 - Czemu my nic o tym nie wiedzieliśmy?! Że masz taki wielki talent? – spytał udając oburzenie Steven.
 - Oh kochanie, co w rodzinie to nie zginie… - mrugnęłam do brata, chwyciłam tacę na której umieściłam śniadanie i podążyłam do śpiącego jeszcze Hudsona.
Ostrożnie wchodziłam po schodach, zapukałam cicho zastanawiając się czy jeszcze śpi. Nacisnęłam klamkę łokciem i weszłam do pokoju. Trzymałam w rękach tą cholerną tacę i wpatrywałam się w pogrążonego w sen Mulata. Sparaliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć. Nagle coś huknęło na dole i na krzyk Sabo „TO BYŁ MÓJ NALEŚNIK!” ocknęłam się. Postawiłam tacę na stoliku nocnym, zauważyłam też swoje buty leżące obok łóżka. Chwyciłam je, rzuciłam ostatnie spojrzenie na Saula zakopanego w białej pościeli i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Szybko tylko wrzuciłam buty do sypialni i zeszłam na dół do chłopaków.
Siedzieli ożywieni i pogrążeni w rozmowie na temat dzisiejszego wyjścia do baru. Czy im nie zbrzydło ciągłe picie?
 - Whisky czy Roxy?
 - W Whisky są fajne kelnerki – spojrzał Bolan znacząco na Duffa. Klepnęłam go w ramię i spojrzałam karcąco.
 - O stary, nie mów więcej takich rzeczy przy Lil – zaśmiali się wszyscy.
Pocałował mnie w policzek na przeprosiny. W tym momencie do salonu wszedł Slash w samych jeansach (moje wnętrzności się chyba właśnie przemieściły) trzymając pustą tacę.
 - Dzięki za śniadanie, mała – uśmiechnął się lekko, odstawił naczynie do kuchni po czym wrócił się do nas.
 - Wybacz, Lilith ale jesteś w mniejszości. Wygrało Whisky! – krzyknął Rob i przybił piątkę ze Scottim.
Wywróciłam oczami, ale wpadłam na szatański pomysł.
 - Dobrze, pójdę z wami… pod jednym warunkiem – spoglądałam na każdego po kolei ze złośliwym uśmieszkiem. – Jeśli któryś z was pójdzie ze mną na zakupy.
Po tym zdaniu wszyscy mieli przestraszone miny. Kątem oka każdy na siebie spoglądał. Nagle jak jeden mąż podnieśli się Sebastian z Duffem.
 - My z tobą pójdziemy – powiedzieli też równo.
Klasnęłam w dłonie, a następnie odwróciłam się do Rachela z uwodzicielską miną. Reszta muzyków wiedziała co szykuję, Bolan chyba też. Twardo patrzył przed siebie, próbując się nie śmiać niezwykle zaabsorbowany półkami na winyle.
 - Kochanie… - wymruczałam, moja dłoń kierowała się powoli od jego kolana w górę. Czułam jak się spiął. – Potrzebuję też nowego kompletu bielizny, jakiś pończoch i pasa do nich.
Mówiłam do niego kusicielskim tonem, reszta nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Na słowo „bielizna”, Rachel spojrzał na mnie momentalnie.
 - Dobra, ale to ja wybiorę.
Uśmiechnęłam się triumfująco i pobiegłam na górę przebrać się w coś innego. 


 - Jestem – krzyknęłam schodząc po schodach i ubierając kapelusz. Obejrzałam się na salon, dalej siedzieli tam wszyscy. – Jedziemy?
Tak jakby się nagle ocknęli, po czym wstali i po kolei każdy zaczął wychodzić.
 - Wy też? – spoglądałam na pozostałych Skidów i Gunsów.
 - Oh nie, my idziemy na piwo – powiedział Axl.
Kiwnęłam głową i pomachałam im już z ładnego auta, którego wcześniej nie widziałam. Ruszyliśmy w stronę centrum miasta.
*
 - Slash, daj sobie spokój. Nie dąsaj się tak – powiedział Izzy, który jako jedyny znał sytuację w jakiej się znajdowałem. Ja sam dokładnie nie wiem, co czuję ale myślę że to jednak miłość.
Kierowałem się z nimi na to piwo dla świętego spokoju, Rose potem chodziłby wkurzony gdybym strzelał ciągle fochy i nie dawał z siebie wszystkiego na koncertach. Może lepiej o niej zapomnieć? Jasne, frajerze… na pewno ci się uda. O takiej wspaniałej istocie się nie zapomina.
 - I tak jej nie zdobędziesz – powiedział Adler do Roba, im chodziło o jakąś barmankę z Rainbow, ale ja czułem jakby to było skierowane prosto do mnie.
*
 - YOU WERE BORN TO BE MY BABY, AND BABY I WAS MADE TO BE YOUR MAN! - śpiewaliśmy razem z Jonem Bon Jovi zdzierając sobie gardła. Droga upływała nam niezwykle przyjemnie, jakieś babcie na nas krzyczały że zachowujemy się jak banda degeneratów.
Siedziałam z Rachelem na tylnych siedzeniach samochodu i on całując mnie po szyi śpiewał mi tą piosenkę. Tekst pasował idealnie.
 - Ej gołąbeczki, jesteśmy na miejscu – wysiedliśmy z wozu, ja poprawiłam włosy i nałożyłam kapelusz, a Bolan otrzepał ubranie: dokładnie to czarne Levisy, koszulkę Black Sabbath i flanelową niebiesko czarną koszulę. Na nogach standardowo miał glany. Wyglądał tak wspaniale. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do jakiegoś centrum handlowego.
 - To zaczynamy, co? – spojrzałam na moich towarzyszy z szerokim uśmiechem.
*
Byłam już w trzecim sklepie z ubraniami, a jeszcze nic mi się nie spodobało. Co do ubrań jestem niezwykle wybredna. Nie to co mężczyźni, którzy się ze mną wybrali. Każdy z nich zdążył już coś kupić, Duff nabył koszulkę The Ramones, Sebastian skórzane spodnie, a Rachel uparł się na nowe glany. Wkroczyłam w dział sukienek. Przeglądałam niektóre wieszaki już ze znudzeniem, gdy podszedł do mnie McKagan.
 - Lil, co sądzisz o tej różowej sukience? – pokazał mi ubranie. Spojrzałam na biedaka z politowaniem.
 - To jest zielona sukienka – słyszałam kiedyś wzmiankę, że był daltonistą ale żeby aż tak?! Śmiejąc się chwyciłam kilka rzeczy do przymierzalni. Akurat przy szukaniu nikt nie chciał mi pomóc, ale już jak mają wybierać ciuchy, to jak posłuszne pieski siedzą na sofie przed przebieralniami.
Pierwsza sukienka była króciutka, ledwo co zakrywała mi pośladki i do tego wściekle czerwona. Ja tego nie brałam…
 - Który z was? – spytałam się chłopaków podpierając pod boki.
Sebastian zaczerwienił się mocno.
 - Bach, nie podoba mi się twój tok myślenia – powiedział Rachel, po czym pokręcił głową patrząc na mnie. – Skarbie, piękna jest ale myślę że żaden facet nie wytrzyma widząc cię w niej.
Wróciłam, by pokazać się im w kolejnej. Ta była za to długa do połowy uda, a co mi się w niej podobało to wielkie wycięcia po bokach.
 - Jak zakonnica – stwierdził Bolan, wystawiłam mu środkowy palec i wróciłam za kotarę.
Ostatnia jaką wybrałam to mała czarna, w sumie nic specjalnego ale miała bardzo przyjemny w dotyku materiał. Gdy do nich wyszłam zaczęli bić brawa.
 - Dziękuję, dziękuję. Nie trzeba było, widzę że się wam podoba – przebrałam się wreszcie w swoje ubrania, zamierzałam kupić wszystkie sukienki prócz pierwszej. Nie chcę wyglądać jak dziwka z Sunset.
Oczywiście Rachel uparł się, że za wszystkie zapłaci i nie było mowy, bym się miała z nim o to kłócić. Wyszłam zadowolona z butiku i skierowałam się do sklepu z nakryciami głowy. Wybrałam sobie kremowy kapelusz do mojej kolekcji. Idąc do kasy mój wzrok przykuł cylinder, który stał na osobnej półce. Od razu ujrzałam w swych myślach Saula, gdy trzyma swojego Les Paula a spod cylindra wystają jego puszyste loki. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zapłaciłam za rzeczy i wyszłam ze sklepu.
 - Gdzie teraz chcecie iść? Daję wam wolną rękę – staliśmy właśnie na zewnątrz paląc papierosy.
Bolan zgasił swojego w połowie i spojrzał na mnie wyzywająco.
 - Ja wiem, gdzie chcę iść – uniósł brew ku górze, na co ja się zarumieniłam. Oh nie… - Ale ty Bach i ty Duff nie idziecie z nami.
Oni udali oburzonych i kończąc palić poszli do auta słuchać Metalliki.

Rachel stał pod sklepem, który nosił nazwę Victoria’s Secret i wpatrywał się w szyld.
 - Jezusie, zniosę nawet i wieczność w tym sklepie – mruknął i jak na skrzydłach kroczył za mną.
Odwróciłam się, a on już wybierał jakieś komplety. Faceci.
 - Pamiętaj o rozmiarze!
 - Byłem sprytniejszy od ciebie i sprawdziłem przed wyjściem – wytknął mi język i powrócił do poszukiwań. Jakaś kobieta niewiele starsza ode mnie spojrzała na mojego chłopaka z wyraźnym zainteresowaniem. On jakby niczego nie zauważał. Wreszcie, gdy niby przypadkowo otarła się o niego biodrem on zmierzył ją wzrokiem. Momentalnie do mnie przyszedł z miną wyrażającą przerażenie.
 - Ona była straszna – szepnął mi na ucho, po czym pocałował czule. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam w stronę przebieralni, uśmiechając się zwycięsko do tamtej babki.
Wkroczyłam, by ubrać pierwszy zestaw a Rachel czekał przed przymierzalnią. Wytrzeszczyłam oczy na swoje odbicie w lustrze. Bielizna była w kolorze czarnym, posiadała pas do pończoch i miała bardzo ładny wzór. 


- Rachel?
Odsłonił kotarę i otworzył usta lustrując mnie wzrokiem.
 - Eee… yyy….. no… ładnie – wydukał nie wiedząc gdzie patrzeć.
Uśmiechnęłam się szeroko i już przy nim ubierałam kolejny komplet.
 - I tak lepiej wyglądasz bez – stwierdził, pomagając mi zapiąć stanik.
Kolejna prezentowała się tak… jak nie dla mnie.


- Nie jestem aż taką zwolenniczką różu – powiedziałam głosem zbuntowanej nastolatki.
On tylko westchnął słysząc te słowa. Przebierając się w ostatni zestaw widziałam rosnące napięcie w jego oczach. Wybierał go niezwykle starannie więc czekał na moją opinię. Gdy stanęłam przed lustrem mając już wszystko zapięte oniemiałam i ja.


 - To… ty… ja… no nie – wypuścił głośno powietrze Rachel uśmiechając się do siebie. – Lepiej stąd wyjdę, nie chcę cię przelecieć w aż tak publicznym miejscu.
Zaśmiałam się i jeszcze raz oglądnęłam w lustrze. Był cudowny, jednak Bolan ma gust. Przebrałam się szybko w swoje ubrania i wyszłam z przebieralni. Odkładając drugi zestaw, wzięłam dwa pozostałe. Z torbami wypełnionymi szczęściem wyszliśmy z centrum. Na zewnątrz było słychać tylko „Master Of Puppets” wydobywające się z głośników naszego auta. Gdy wsiedliśmy do środka, ściszyli i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
Znów nie mogąc się powstrzymać Sebastian, który prowadził włączył płytę zespołu Nazareth i mogliśmy sobie pośpiewać piosenkę „Hair Of The Dog”.
 - NOW YOU’RE MESSIN’ WITH A SON OF BITCH! – darliśmy mordy, było nas chyba wszędzie słychać. Podstawiając Duffa pod Hellhouse, usłyszeliśmy tylko wiwaty Gunsów i chyba też Skidów słyszących piosenkę.
 - Ja idę z żyrafą, macie wolną chatę dzieciaki – uśmiechnął się znacząco, po czym ruszył na imprezę.
Przesiedliśmy się do przodu, ściszyłam Nazareth i włączyłam ich kolejną piosenkę „Love Hurts”. Śpiewając razem z wokalistą wracaliśmy do domu. 

środa, 10 lipca 2013

ROZDZIAŁ 14.


Wybaczcie, że taki krótki ale niestety ostatnio coś mi nic nie wychodzi. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale powiem wam tyle że do około 20 rozdziału będzie lanie wody przed wielkimi wydarzeniami. Taki mały spojler ode mnie :)

 - Coś wam długo zajęła ta sprawa – powiedziałam odwzajemniając pocałunek Rachela, który akurat usiadł obok mnie.
 - Takie tam męskie rozmowy, no wiesz… - machnął ręką. Spojrzałam na niego i odgarnęłam mu włosy z twarzy. Złapał moją dłoń i czule pocałował.
Oparłam się o jego ramię. Trwaliśmy w takiej pozycji, póki nie podeszli do nas Steven i Joe.
 - Wielkie dzięki za imprezę, będziemy się już zbierać – powiedział gitarzysta. Tyler spojrzał się na niego nieprzytomnym wzrokiem.
 - Ja chce tu zostaaaać! Nie możesz mi tego zrobić kochaniutki! – rozpaczał wokalista. Zdusiłam śmiech.
Perry posłał mu groźne spojrzenie, po czym pokręcił głową.
 - Sami widzicie dlaczego. Taksówka już na nas czeka.
 - Odprowadzimy was – wstaliśmy z kanapy i skierowaliśmy się na zewnątrz. Było grubo po północy i wiał chłodny wiatr, zadrżałam z zimna. Bolan narzucił na mnie sweter, który przez jakiś czas miał na sobie. Do tego objął mnie ramieniem.
Patrzyliśmy jak Joe próbuje wsadzić Stevena do taksówki, komicznie to wyglądało. Tyler otworzył szybę i wychylił głowę.
 - Pamiętajcie o zabezpieczaniu się, dzieci drogie. Dobry seks to bezpieczny seks – Rachel się zaśmiał, a ja zarumieniłam mocno.
Perry otworzył przednie drzwi samochodu. Odwrócił się i zlustrował nas wzrokiem.
 - Dobrze razem wyglądacie, pasujecie do siebie. Dobranoc. – wsiadł do środka i już ich nie było. Te słowa były niezwykle miłe.
Powoli skierowaliśmy się do domu.
 - Kochanie… myślisz, że to prawda? Pasujemy do siebie? – spytałam się basisty.
Zatrzymaliśmy się, po czym Rachel odwrócił mnie przodem do siebie. Uniósł mój podbródek i pocałował słodko w usta.
 - Taka odpowiedź ci wystarczy? Kocham cię, to jest najważniejsze – uśmiechnął się i dźwignął mnie na ręce.
Śmiejąc się głośno weszliśmy do salonu, muzycy gdy nas zobaczyli zaczęli bić brawo.
 - Wyglądacie jak nowożeńcy – skwitował Hill, widocznie już wstawiony.
 - Ale ja jeszcze nie chcę zostać wujkiem, siostra – wybełkotał Axl oparty o Sebastiana, który był w podobnym stanie.
Rachel postawił mnie na ziemi.
 - Ogarnę chłopaków, bo za chwilę będzie z nimi źle – próbował namówić Rose’a, Bacha i Scotti’ego, by się położyli. Po wielu prośbach i oporach zmorzył ich sen, Bolan odetchnął głęboko.
 - Ja pójdę zobaczyć co z Gunsami – powiedziałam ciężko, a mój chłopak (dalej to dziwnie brzmi) skierował się na górę.
Zrobiłam kilka kroków w tych zabójczych butach, po czym się wkurzyłam i zdjęłam je ze stóp. Co za ulga, trzymając je w jednej ręce kierowałam się do łazienki. Otwierając drzwi byłam przygotowana na najgorsze. To co tam ujrzałam zaskoczyło mnie w pozytywnym sensie, nie było krwi na kafelkach ani obrzyganego kibla. Adler spał sobie w wannie, Izzy był oparty o szafkę, a Slash leżał na podłodze pod ścianą. Zostawiając tych dwóch podeszłam do Hudsona. Dotknęłam jego ramienia potrząsając nim mocno.
 - Saul, Saul obudź się – mówiłam do niego cichym głosem. On otworzył oczy, już były nawet normalne po narkotyku.
 - Aniele, jesteś moim Aniołem? – wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Jakoś udało mi się go dźwignąć, by mógł stanąć o własnych siłach. Opierając się o mnie skierowaliśmy się na górę. Poszliśmy do pokoju Dave’a, który aktualnie spał sobie smacznie pod stołem. Slash widząc łóżko padł na nie. Położyłam swoje buty na podłodze, po czym zaczęłam rozpinać jego koszulę. Widząc jego nagi tors zdusiłam w sobie chęć dotknięcia go. Zostawiając go w jeansach, zdjęłam mu tylko trampki i skarpetki. Otworzyłam okno i spoglądając na niego ostatni raz wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
W sypialni nikogo nie było, lecz w łazience paliło się światło. Skierowałam się tam, zobaczyłam Rachela pod prysznicem. Szybko zdjęłam z siebie ubrania po czym dołączyłam do niego. Pomógł mi zmyć makijaż oraz przy okazji zrobił masaż ciała za pomocą gąbki. Nie pozostałam mu dłużna. Wyszliśmy z łazienki wysuszeni, ubrani w prowizoryczne piżamy na co jego składała się tylko z szarych dresowych spodni, a moja z koszulki i bokserek. Spodnie zwisały mu tak apetycznie z bioder.
 - Ile dzisiaj wypiłeś? – spytałam się go kładąc do łóżka. On położył się obok nakrywając nas kołdrą, przytuliłam się do niego.
 - Chyba tylko jednego drinka, czemu pytasz?
 - Tak o, byłam trochę zdziwiona. Ja dzisiaj przesadziłam.
Pocałował mnie w czubek głowy.
 - Nie chciałem skończyć jak reszta, poza tym ty miałaś powód by się dzisiaj napić… Jak nie jesteś trzeźwa to okazujesz mi bardzo dużo uczuć.
Odwróciłam się na brzuch i zaczęłam kreślić na jego klatce piersiowej wzory.
 - Jeszcze nie jestem do końca trzeźwa – powiedziałam wyzywająco. Rachel spoglądał na mnie tajemniczo. W końcu nie wytrzymując napięcia zaczął mnie całować, a jego ręce powędrowały pod moją koszulkę.

A byłam taka zmęczona całym dniem…

czwartek, 4 lipca 2013

ROZDZIAŁ 13.

Czy tylko ja w wakacje nie lubię się nudzić? Wszyscy mają jakieś zajęcie, tylko nie ja... To straszne. Jeszcze bardziej mnie ludzie wkurwiajcie, cholera no. 


- O bracie, patrz na ten ósmy cud świata! – Steven Tyler szturchnął swojego przyjaciela.
 - Kurwa Steven… czy ty nie masz gdzie się gapić?! – oprzytomniał Joe Perry.
 - Może mam się w oczy patrzeć? – zapytał z drwiną.
 - Mam przyjaciela idiotę… - westchnął teatralnie wokalista Aerosmith.
 - A ja napalonego błazna – powiedział Joe z niedowierzaniem.
 - Wypluj te słowa! – powiedział głośno Tyler waląc Perry’ego w ramię.
 - Spierdalaj, wszyscy się na nas gapią!
Dość głośny początek zagłuszył większą część rozmowy facetów, lecz gdy trochę przyciszyłam usłyszałam ostatnią wymianę zdań między nimi. Znieruchomiałam i powoli się wyprostowałam. Odwróciłam się i otworzyłam szeroko usta zaszokowana.
 - Widzisz, już usta otwiera – powiedział Steven szczerząc się do mnie i opierając na Joe. Ten strzepnął jego rękę tak, że Tyler prawie się przewrócił.
 - Wybacz Kochanie za nienaganne zachowanie mojego przyjaciela, tak już ma gdy widzi piękną kobietę – uśmiechnął się pokrzepiająco gitarzysta.
Stałam przed nimi nie wiedząc co powiedzieć, co oni tutaj robią?! Zaraz, zaraz… te spotkania, długie rozmowy telefoniczne i to dzisiejsze wyjście z imprezy…
 Podbiegłam szybko do Bolana i rzuciłam się na niego z piskiem. Łzy napłynęły mi do oczu, byłam taka szczęśliwa z tego co dla mnie zrobił.
 - Jesteś cudowny, kocham cię! – wykrzyczałam całując go mocno.
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, ale niestety Steven zaczął się niecierpliwić. Odkleiłam się od mojego ukochanego i podeszłam do tej niezwykłej dwójki muzyków.
 - Cześć, miło mi was tu gościć. Jestem Lilith, wasza wielka fanka – plotłam trzy po trzy, nie mogąc oderwać od nich wzroku, szczególnie od Joe. Był taki boski.
 - Witaj piękności, my się przedstawiać nie musimy – Tyler chwycił moją dłoń i pocałował szarmancko. Zarumieniłam się i zachichotałam. Co się ze mną kurwa dzieje?!
Joe wystawił w moją stronę ramię, na co ja złapałam je z uśmiechem. Tyler szedł po mojej drugiej stronie rozglądając się dookoła. Napotkał sylwetki Skidów i Gunsów, którzy do tej pory się nie odezwali.
 - To impreza może trwać! – krzyknął Steven i już ze szklanką w dłoni przysiadł się do Slasha (miał bardzo smutną minę, gdy trwałam przyklejona do Rachela) oraz Scotti’ego i Duffa.
 - Zaprowadź mnie tylko skarbie do miejsca, gdzie jest alkohol i już możesz lecieć do swojego chłopaka – podążyłam z Perrym do kuchni, gdzie stało jeszcze wiele butelek różnych trunków. Chwyciłam jakieś papierosy z blatu i otworzyłam drzwi prowadzące na taras. Okazało się, że Joe przytrzymał mi je i wyszedł na zewnątrz ze mną.
Siedliśmy w wiklinowych fotelach naprzeciwko siebie, przyniósł nawet dwie lampki i odkorkowane wino. Uśmiechnęłam się szeroko. Czy to było normalne? Dla mnie nie, picie wina z moim idolem. Jakbyśmy się znali od zawsze, a nie od kilku minut. Podał mi kieliszek.
 - Za co pijemy? – uniosłam go do góry.
On przystawił swój do mojego.
 - Za dzisiejszą noc – powiedział, po czym się stuknęliśmy. Wino było niezwykle delikatne i słodkie.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu wyciągając papierosa z paczki. Rozejrzałam się za jakąś zapalniczką, lecz  nagle przed oczami pojawił mi się płomień wystawiony przez mojego kompana.
 - Dziękuje, panie Perry… - przerwał mi ruchem ręki i spojrzał na mnie dziwnie. – Joe, nie chcę być wścibska, ale jakim cudem Rachelowi udało się zaprosić was tutaj?
On postawił wino na stoliku i zaciągnął się fajką.
 - Wpadliśmy kiedyś na siebie w studiu, chyba pomyłka przy wynajmowaniu. W każdym bądź razie dostał numer Stevena i niedawno zadzwonił objaśniając swoją prośbę. Powiedział, że ma piękną dziewczynę i że jest ona fanką Aerosmith i byłoby cudownie gdybyśmy wpadli w weekend na imprezę. Akurat odwołali nasz koncert w Nowym Jorku to stwierdziliśmy, że czemu by nie.
 - Hmm, wiedzieliście w ogóle na co się piszecie? – spojrzałam na gitarzystę.
Przeczesał swoje niesforne włosy.
 - Właśnie nie, przyjechaliśmy tutaj zupełnie w ciemno i pierwsze co zobaczyliśmy to twój tyłeczek. Nie powiem, żeby mi się to nie spodobało – zaśmiał się Joe, na co ja udałam oburzoną. – Innym też się podobało, ten w loczkach o mało co by się na ciebie wtedy nie rzucił.
Mówił o Slashu? Moim Saulu? To dziwne, przecież on jest moim przyjacielem od zwierzeń. I dobrych miejsc, gdzie można wypić. Nie chciałam teraz myśleć o nim inaczej jak o kumplu, nie mogłam! Mam chłopaka, którego kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
 - Coś cię dręczy – stwierdził Joe dolewając mi wina. Upiłam trochę chcąc pozbyć się suchości w gardle.
 - Nic takiego, po prostu… - nie wiedziałam co mu powiedzieć. – Złapał mnie przymuł po zielsku.
Zaśmiał się głośno.
 - O proszę, to tak się panna bawi. Ja cię chyba muszę wyprowadzić na dobrą drogę, pozwalasz sobie na zbyt wiele – mówił żartobliwie Perry. Śmiałam się razem z nim pijąc jednocześnie wino i paląc.
Siedzieliśmy tak na tarasie jakąś godzinę rozmawiając o wszystkim, dosłownie. Otworzyliśmy się przed sobą nawzajem. On opowiadał mi o jego problemach w domu, ja o moich napięciach z Axlem. Dał mi dużo dobrych rad, jest naprawdę sympatycznym i godnym zaufania człowiekiem.
 - Chodź, bo pewnie cię szukają. Albo pomyślą sobie, że gdzieś cię wywiozłem do Meksyku. Wiesz, nigdy nic nie wiadomo – uśmiechnął się i weszliśmy z powrotem do domu. Od razu było mi cieplej. Czy okna tutaj są dźwiękoszczelne? Jak mogliśmy nie słyszeć dźwięków „Heartbreaker” The Rolling Stones? Weszliśmy do salonu, a widok nas w sumie za bardzo nie zdziwił.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Duff leżący pod stołem, chyba spał. Tulił do siebie Roba i Dave’a, byli bez koszulek. Poza tą trójką i Izzym, który pewnie wciągał coś w łazience z Adlerem wszyscy siedzieli kulturalnie na kanapach i fotelach i byli pogrążeni w rozmowie z Tylerem. Patrzyli na niego z respektem. Z tego co usłyszałam to mówili o Gwiezdnych Wojnach.
 - Lilith kocha te filmy – powiedział Hudson uśmiechając się szeroko.
Steven spojrzał na Bolana.
 - Facet, lepiej trzymaj taką kobietę na krótkiej smyczy. Laska, która lubi rock ‘n’ roll i Star Wars to ideał – powiedział wznosząc ku mnie toast.
Zarumieniłam się mocno. Rachel wstał z kanapy, podszedł do mnie i pocałował mnie czule.
 - Porywam ci towarzysza, mam z nim sprawę do omówienia.
 - Leć, taka okazja się może nie powtórzyć – klepnęłam go w pośladek, on nie pozostał mi dłużny.
Rozglądałam się bezradnie po salonie, lecz nie wiedziałam za co się zabrać – za picie, siedzenie, rozmowę czy spanie. Nagle rozbrzmiała piosenka Rolling Stonesów „Angie”, uwielbiam ją. Kiwałam się dźwięk pierwszych taktów piosenki z przymkniętymi oczyma.
 - Chodź – otworzyłam oczy, a przede mną stał Slash z wyciągniętą dłonią. Chwyciłam ją i ruszyłam za nim na prowizoryczny parkiet przed stolikiem z adapterem. Przytuliłam się do niego mocno wdychając mieszankę różnych zapachów. Oh Saul… wsłuchiwałam się w tekst piosenki i kiwałam się do rytmu.


Angie, Angie 
when will those clouds all disappear?
Angie, Angie 
where will it lead us from here?

With no loving in our souls 
and no money in our coats
You can't say were satisfied

But Angie, Angie, 
you can't say we never tried
Angie, you're beautiful 
but ain't it time we said goodbye?
Angie, I still love you 
remember all those nights we cried?

All the dreams we held so close 
seemed to all go up in smoke
Let me whisper in your ear:

Angie, Angie
where will it lead us from here?

Oh, Angie, don't you weep, 
all your kisses still taste sweet
I hate that sadness in your eyes

But Angie, Angie, ain't it time we said goodbye?

With no loving in our souls 
and no money in our coats
You can't say were satisfied

But Angie, I still love you, baby
Everywhere I look I see your eyes
There ain't a woman that comes close to you
Come on baby, dry your eyes

But Angie, Angie, ain't it good to be alive?
Angie, Angie, they can't say we never tried

Gdy piosenka się skończyła oderwałam się od Mulata, on na mnie spojrzał z lekkim uśmiechem.
 - Dziękuję – szepnął i pomknął do łazienki, chyba na następną dawkę narkotyku. Zdusiłam w sobie chęć rzucenia się na niego, by tego nie robił.
Ktoś, wydaje mi się że to był Scotti przełączył na płytę Scorpionsów. Tupiąc sobie nogą oparłam się o fotel i spoglądałam na wszystkich muzyków rozmawiających ze sobą. Wydawali się tacy szczęśliwi.

Mimo, że każdy z nich czuł wszystko tylko nie szczęście.