Dochodziła
już trzecia w nocy, gdy Axl ze swoimi pijanymi kumplami podchodzili pod
Hellhouse. Jakimś udało im się otworzyć drzwi i wejść do środka. Tamtejszy
widok kompletnie ich wszystkich zaskoczył. Na kanapie w salonie spał Slash, a
na jego kolanach leżała głowa dziewczyny. Cały pokój oświetlała świeczka paląca
się powoli, obok stały dwie butelki różnych alkoholi, popielniczka i paczka
papierosów. Dość nieoczekiwany widok.
Duff
zalany w trupa idąc do siebie potknął się na schodach i jak długi runął na
ziemię głośno rżąc ze śmiechu. Wszyscy spojrzeli czy czasem Lilith się nie
obudziła. Na szczęście nie, przekręciła się tylko niespokojnie i spała dalej.
Hudson, który ma lekki sen zbudził się momentalnie. Ogarnął wszystkich
nieprzytomnym wzrokiem i spróbował zanieść dziewczynę do siebie. Spojrzał na
Axla myśląc czy w takim stanie zrozumie, że nie chce zrobić jej nic złego tylko
zanieść do łóżka by spała dalej. Przechodząc obok śpiącego basisty, który miał
głowę na schodku udał się do pokoju dziewczyny i już stamtąd nie wyszedł.
*
Obudziłam
się dość wczesnym rankiem. Słońce oświetlało cały pokój dając przyjemne ciepło.
Podniosłam głowę chcąc sprawdzić, która godzina – dochodziła ósma rano.
Ziewnęłam czując jakieś dłonie obejmujące mnie w pasie. Przez chwilę dopadła
mnie myśl, że pobyt u chłopaków to jedynie sen i za chwilę usłyszę wiązankę
przekleństw na mój temat z ust Jima. Odwróciłam się powoli i ujrzałam słodko
śpiącego Slasha. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie! Jak mały chłopiec
zagubiony w wielkim świecie. Delikatnie musnęłam jego policzek wargami, a on
wymruczał coś przez sen uśmiechając się słodko. Ostrożnie wyswobodziłam się z
jego ramion i wstałam z łóżka. Chwyciłam zawieszoną na fotelu koszulę kudłatego
i narzuciłam ją na siebie. Wychodząc z pokoju zamknęłam drzwi dając mu jeszcze
trochę pospać, skierowałam się na dół do kuchni. Siedząc przy stole po prostu
rozmyślałam.
Tak
się cieszę, że znalazłam oparcie w Axlu. Myślałam, że nie będzie chciał mnie
widzieć po tylu latach wzajemnej ignorancji. Równie dobrze mógł zrobić mi
awanturę, co do niego bardziej pasuje. Cóż, cieszę się że w moim braciszku
siedzi jeszcze coś dobrego. Bo gdyby nie pozwolił mi u siebie zostać
skończyłabym ze sobą przy najbliższej nadarzającej się okazji.
Postanowiłam
zrobić coś pożytecznego mianowicie śniadanie dla zespołu, przecież o suchych
pyskach chodzić nie będą. Zaskoczyło mnie to, że w lodówce jest więcej rzeczy
niż tylko światło i alkohol. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia
naleśników. Przemyłam szybko ekspres do kawy i zaparzyłam nową. Gdy skończyłam
swoje zadanie postawiłam na stole talerz z naleśnikami czekoladę, dżem i
dzbanek z kawą, porozkładałam talerze oraz kubki. Dla siebie zrobiłam herbatę i
stałam przy blacie czekając na wygłodniałe wilki. W międzyczasie przyszedł mi
pomysł na dokończenie wiersza.
Pierwsze
osoby, które się pojawiły to Steven, Izzy i Duff. Widząc w jakim są stanie
sięgnęłam po tabletki przeciwbólowe dając im po dwie. Uśmiechnęli się do mnie z
wdzięcznością i spojrzeli na zastawiony stół.
- To dla nas? – spytał Steven z szokiem na
twarzy.
- Tak głuptasku, chciałam się jakoś
odwdzięczyć za mieszkanie tutaj.
Siedli
do stołu, a chwilę potem wszedł Axl wiedziony zapachami. Pocałował mnie w
policzek na powitanie i przysiadł do chłopaków. Na końcu przyszedł Mulat
przyprawiając mnie o rumieńce swoim paradowaniem w samych bokserkach.
- Dzień dobry Saul. – powiedziałam cicho
spoglądając nieśmiało na niego.
Spojrzał na mnie i podszedł chcąc mnie
przytulić.
- Cześć Dziecinko. – Rudy posłał nam kilka
groźnych spojrzeń. – Więc to tu jest moja koszula.
Wymruczał
i z tajemniczym uśmiechem na twarzy dosiadł się do reszty. Stałam tak jeszcze
chwilę dziwiąc się dlaczego jeszcze nie jedzą.
- Czekamy na ciebie. – powiedział poważnie
Steven, uśmiechnęłam się szeroko bo jego powaga była czymś niezwykle rzadkim. Z
chęcią dołączyłam do nich siadając między Slashem, a moim bratem. Naprzeciwko
mnie siedział Duff z miną męczennika.
- Co jest? Główka boli? Trzeba było tyle nie
pić wczoraj. – powiedział z żartobliwą troską Hudson, na co basista tylko
pokiwał przecząco głową.
Spojrzałam po wszystkich.
-
Smacznego, zapraszać do jedzenia chyba więcej razy już nie muszę.
Każdy
zabrał się do konsumowania tego co zrobiłam, ja zostałam przy herbacie. To był
miły dla oka widok jak jedzą z apetytem. Ciekawe kiedy jedli ostatnio coś
ciepłego.
- Ej Slash, ponoć w tym łóżku się nie
wysypiałeś. – powiedział niewyraźnie Steven, bo miał całe usta zapełnione
naleśnikiem.
- Ty też byś dobrze spał, gdybyś miał taką
przytulankę u boku. – puścił mi perskie oko. Axlowi chyba nie podobało się to
co robiliśmy.
-
Jakoś nie widzę siebie wypchanej watą. – mruknęłam cicho rumieniąc się bez
powodu, chociaż miałam do tego pełne prawo po tym co powiedział Slash.
Zapowiadał
się miły dzień.
*
Dzisiaj
wszyscy okazali swą dobroć i postanowili zostać w domu, a nie włóczyć się po
Sunset. Choć i tak myślę, że to Rudy namówił wszystkich na ten plan. Chciał
mieć oko na mnie i Slasha. Nic między nami nie ma, jeszcze nie jestem na tyle
silna psychicznie na zbliżenie się do kogokolwiek. Niestety, ale Axl na moim
punkcie jest niezwykle przewrażliwiony.
Byłam
w trakcie pisania, gdy w drzwiach mojej sypialni zjawił się Izzy.
- Hej, wszyscy siedzą na dole. W sumie to nie
ma z nami tylko Slasha – spojrzał na mnie. – Dołączysz do nas?
- Tak, niedługo przyjdę. Skończę tylko pisać.
Uniósł
ręce w akcie poddania i już go nie było.
Jakieś
dwadzieścia minut później odłożyłam notes z zadowoleniem. Skończyłam wiersz z
wczoraj, nawet znalazłam tytuł. Nazwałam go „Patience”. Myślę, że całkiem
nieźle mi poszło. W dobrym humorze zeszłam na dół chcąc porozmawiać z Axlem na
temat tego co udało mi się właśnie napisać, ale ujrzałam piekło.
Istne
piekło.
Na
kanapie, podłodze, fotelach leżała czwórka chłopaków, a na stoliku dowody ich
stanu. Puste woreczki po heroinie, łyżeczka, strzykawki, lusterko. Wydałam z
siebie tylko warknięcie i zawróciłam do pokoju tupiąc głośno nogami po
schodach, by następnie z łoskotem zatrzasnąć za sobą drzwi do sypialni.
*
Gdy
po solidnej dawce narkotyku byłem w stanie nad sobą panować postanowiłem iść
zobaczyć co z Lilith. Chciałem otworzyć drzwi, lecz bezskutecznie – zamknięte
na cztery spusty.
- Odejdź! Zachciało się wam brać narkotyków to
teraz cierpcie! – krzyknęła zza drzwi.
Jako
tako panując nad sobą zszedłem do salonu, gdzie pozostali już się wybudzali
lecz ich źrenice pozostawały w koszmarnym stanie. Każdy z nas próbował ją jakoś
podejść, dowiedzieć czegoś więcej, ale nie dało rady.
Spokojnym
krokiem do salonu wszedł gitarzysta gwiżdżąc sobie.
- Może ciebie zechce wpuścić. Nie za bardzo
wiemy o co jest na nas wkurwiona, nie chciała z nami rozmawiać. – powiedziałem
cicho trzymając nerwy na wodzy. Woli jego ode mnie? Zazdrość to coś co czułem w
tym momencie. – Zrób coś, bo oszaleję!
Slash
nic nie odpowiadając skierował się po schodach na górę. Chwilę stał pod
drzwiami, mówił coś do niej. Usłyszałem chrzęst zamka i szloch siostry.
Zerwałem się i chciałem tam biec, lecz Stradlin mnie powstrzymał.
- To nie jest dobry pomysł.
Pozostało
mi tylko czekać.
*
- Slash! – wychrypiałam cicho rzucając mu się
na szyję. Wziął mnie na ręce i siadając posadził na swoich kolanach.
- Już Malutka, jestem tu. – gładził mnie po
włosach co pozwalało mi się uspokoić. Po kilku minutach delikatnie ujął mnie za
podbródek prosząc tym, bym na niego spojrzała.
- Powiedz mi co cię trapi, spróbuję pomóc –
szepnął.
Uwielbiam
jego zapach. Dym papierosowy, zmieszany z whisky i perfumami.
Spojrzałam
na swoje dłonie kurczowo trzymając się koszulki Saula.
- Bo widzisz, zobaczyłam chłopaków totalnie
zaćpanych! Nie kontaktowali, nie ruszali się, nic! Przeraziło mnie to, bo… -
wzięłam głęboki oddech. – Mój chłopak Jim się zaćpał. Dlatego tu jestem. Boję
się o nich, że któregoś spotka taki sam los, nie chcę stracić następnej ważnej
dla mnie osoby! – nie patrzyłam mu w oczy. W pewien sposób krępowało mnie jego
spojrzenie.
- Spróbuję im to jakoś wyjaśnić, teraz idź
spać Dziecino. Już późno. – mruknął kładąc mnie pod kołdrę. Pogładził mój
policzek i musnął wargami czoło.
Przewróciłam
się na bok.
- Saul?
Odwrócił
się twarzą do mnie.
- Tak?
- Dziękuję.
Nic
nie mówiąc wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi.
- Co my byśmy teraz robili, gdyby ciebie tu
nie było – powiedział pod nosem Hudson idąc na poszukiwania kolegów z zespołu.
Szykowała
się poważna rozmowa…