poniedziałek, 29 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 3.


Dochodziła już trzecia w nocy, gdy Axl ze swoimi pijanymi kumplami podchodzili pod Hellhouse. Jakimś udało im się otworzyć drzwi i wejść do środka. Tamtejszy widok kompletnie ich wszystkich zaskoczył. Na kanapie w salonie spał Slash, a na jego kolanach leżała głowa dziewczyny. Cały pokój oświetlała świeczka paląca się powoli, obok stały dwie butelki różnych alkoholi, popielniczka i paczka papierosów. Dość nieoczekiwany widok.
Duff zalany w trupa idąc do siebie potknął się na schodach i jak długi runął na ziemię głośno rżąc ze śmiechu. Wszyscy spojrzeli czy czasem Lilith się nie obudziła. Na szczęście nie, przekręciła się tylko niespokojnie i spała dalej. Hudson, który ma lekki sen zbudził się momentalnie. Ogarnął wszystkich nieprzytomnym wzrokiem i spróbował zanieść dziewczynę do siebie. Spojrzał na Axla myśląc czy w takim stanie zrozumie, że nie chce zrobić jej nic złego tylko zanieść do łóżka by spała dalej. Przechodząc obok śpiącego basisty, który miał głowę na schodku udał się do pokoju dziewczyny i już stamtąd nie wyszedł.
*
Obudziłam się dość wczesnym rankiem. Słońce oświetlało cały pokój dając przyjemne ciepło. Podniosłam głowę chcąc sprawdzić, która godzina – dochodziła ósma rano. Ziewnęłam czując jakieś dłonie obejmujące mnie w pasie. Przez chwilę dopadła mnie myśl, że pobyt u chłopaków to jedynie sen i za chwilę usłyszę wiązankę przekleństw na mój temat z ust Jima. Odwróciłam się powoli i ujrzałam słodko śpiącego Slasha. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie! Jak mały chłopiec zagubiony w wielkim świecie. Delikatnie musnęłam jego policzek wargami, a on wymruczał coś przez sen uśmiechając się słodko. Ostrożnie wyswobodziłam się z jego ramion i wstałam z łóżka. Chwyciłam zawieszoną na fotelu koszulę kudłatego i narzuciłam ją na siebie. Wychodząc z pokoju zamknęłam drzwi dając mu jeszcze trochę pospać, skierowałam się na dół do kuchni. Siedząc przy stole po prostu rozmyślałam.
Tak się cieszę, że znalazłam oparcie w Axlu. Myślałam, że nie będzie chciał mnie widzieć po tylu latach wzajemnej ignorancji. Równie dobrze mógł zrobić mi awanturę, co do niego bardziej pasuje. Cóż, cieszę się że w moim braciszku siedzi jeszcze coś dobrego. Bo gdyby nie pozwolił mi u siebie zostać skończyłabym ze sobą przy najbliższej nadarzającej się okazji.
Postanowiłam zrobić coś pożytecznego mianowicie śniadanie dla zespołu, przecież o suchych pyskach chodzić nie będą. Zaskoczyło mnie to, że w lodówce jest więcej rzeczy niż tylko światło i alkohol. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia naleśników. Przemyłam szybko ekspres do kawy i zaparzyłam nową. Gdy skończyłam swoje zadanie postawiłam na stole talerz z naleśnikami czekoladę, dżem i dzbanek z kawą, porozkładałam talerze oraz kubki. Dla siebie zrobiłam herbatę i stałam przy blacie czekając na wygłodniałe wilki. W międzyczasie przyszedł mi pomysł na dokończenie wiersza.
Pierwsze osoby, które się pojawiły to Steven, Izzy i Duff. Widząc w jakim są stanie sięgnęłam po tabletki przeciwbólowe dając im po dwie. Uśmiechnęli się do mnie z wdzięcznością i spojrzeli na zastawiony stół.
 - To dla nas? – spytał Steven z szokiem na twarzy.
 - Tak głuptasku, chciałam się jakoś odwdzięczyć za mieszkanie tutaj.
Siedli do stołu, a chwilę potem wszedł Axl wiedziony zapachami. Pocałował mnie w policzek na powitanie i przysiadł do chłopaków. Na końcu przyszedł Mulat przyprawiając mnie o rumieńce swoim paradowaniem w samych bokserkach.
 - Dzień dobry Saul. – powiedziałam cicho spoglądając nieśmiało na niego.
 Spojrzał na mnie i podszedł chcąc mnie przytulić.
 - Cześć Dziecinko. – Rudy posłał nam kilka groźnych spojrzeń. – Więc to tu jest moja koszula.
Wymruczał i z tajemniczym uśmiechem na twarzy dosiadł się do reszty. Stałam tak jeszcze chwilę dziwiąc się dlaczego jeszcze nie jedzą.
 - Czekamy na ciebie. – powiedział poważnie Steven, uśmiechnęłam się szeroko bo jego powaga była czymś niezwykle rzadkim. Z chęcią dołączyłam do nich siadając między Slashem, a moim bratem. Naprzeciwko mnie siedział Duff z miną męczennika.
 - Co jest? Główka boli? Trzeba było tyle nie pić wczoraj. – powiedział z żartobliwą troską Hudson, na co basista tylko pokiwał przecząco głową.
 Spojrzałam po wszystkich.
- Smacznego, zapraszać do jedzenia chyba więcej razy już nie muszę.
Każdy zabrał się do konsumowania tego co zrobiłam, ja zostałam przy herbacie. To był miły dla oka widok jak jedzą z apetytem. Ciekawe kiedy jedli ostatnio coś ciepłego.
 - Ej Slash, ponoć w tym łóżku się nie wysypiałeś. – powiedział niewyraźnie Steven, bo miał całe usta zapełnione naleśnikiem.
 - Ty też byś dobrze spał, gdybyś miał taką przytulankę u boku. – puścił mi perskie oko. Axlowi chyba nie podobało się to co robiliśmy.
- Jakoś nie widzę siebie wypchanej watą. – mruknęłam cicho rumieniąc się bez powodu, chociaż miałam do tego pełne prawo po tym co powiedział Slash.
Zapowiadał się miły dzień.
*
Dzisiaj wszyscy okazali swą dobroć i postanowili zostać w domu, a nie włóczyć się po Sunset. Choć i tak myślę, że to Rudy namówił wszystkich na ten plan. Chciał mieć oko na mnie i Slasha. Nic między nami nie ma, jeszcze nie jestem na tyle silna psychicznie na zbliżenie się do kogokolwiek. Niestety, ale Axl na moim punkcie jest niezwykle przewrażliwiony.
Byłam w trakcie pisania, gdy w drzwiach mojej sypialni zjawił się Izzy.
 - Hej, wszyscy siedzą na dole. W sumie to nie ma z nami tylko Slasha – spojrzał na mnie. – Dołączysz do nas?
 - Tak, niedługo przyjdę. Skończę tylko pisać.
Uniósł ręce w akcie poddania i już go nie było.
Jakieś dwadzieścia minut później odłożyłam notes z zadowoleniem. Skończyłam wiersz z wczoraj, nawet znalazłam tytuł. Nazwałam go „Patience”. Myślę, że całkiem nieźle mi poszło. W dobrym humorze zeszłam na dół chcąc porozmawiać z Axlem na temat tego co udało mi się właśnie napisać, ale ujrzałam piekło.
Istne piekło.
Na kanapie, podłodze, fotelach leżała czwórka chłopaków, a na stoliku dowody ich stanu. Puste woreczki po heroinie, łyżeczka, strzykawki, lusterko. Wydałam z siebie tylko warknięcie i zawróciłam do pokoju tupiąc głośno nogami po schodach, by następnie z łoskotem zatrzasnąć za sobą drzwi do sypialni.
*
Gdy po solidnej dawce narkotyku byłem w stanie nad sobą panować postanowiłem iść zobaczyć co z Lilith. Chciałem otworzyć drzwi, lecz bezskutecznie – zamknięte na cztery spusty.
 - Odejdź! Zachciało się wam brać narkotyków to teraz cierpcie! – krzyknęła zza drzwi.
Jako tako panując nad sobą zszedłem do salonu, gdzie pozostali już się wybudzali lecz ich źrenice pozostawały w koszmarnym stanie. Każdy z nas próbował ją jakoś podejść, dowiedzieć czegoś więcej, ale nie dało rady.
Spokojnym krokiem do salonu wszedł gitarzysta gwiżdżąc sobie.
 - Może ciebie zechce wpuścić. Nie za bardzo wiemy o co jest na nas wkurwiona, nie chciała z nami rozmawiać. – powiedziałem cicho trzymając nerwy na wodzy. Woli jego ode mnie? Zazdrość to coś co czułem w tym momencie. – Zrób coś, bo oszaleję!
Slash nic nie odpowiadając skierował się po schodach na górę. Chwilę stał pod drzwiami, mówił coś do niej. Usłyszałem chrzęst zamka i szloch siostry. Zerwałem się i chciałem tam biec, lecz Stradlin mnie powstrzymał.
 - To nie jest dobry pomysł.
Pozostało mi tylko czekać.
*
 - Slash! – wychrypiałam cicho rzucając mu się na szyję. Wziął mnie na ręce i siadając posadził na swoich kolanach.
 - Już Malutka, jestem tu. – gładził mnie po włosach co pozwalało mi się uspokoić. Po kilku minutach delikatnie ujął mnie za podbródek prosząc tym, bym na niego spojrzała.
 - Powiedz mi co cię trapi, spróbuję pomóc – szepnął.
Uwielbiam jego zapach. Dym papierosowy, zmieszany z whisky i perfumami.
Spojrzałam na swoje dłonie kurczowo trzymając się koszulki Saula.
 - Bo widzisz, zobaczyłam chłopaków totalnie zaćpanych! Nie kontaktowali, nie ruszali się, nic! Przeraziło mnie to, bo… - wzięłam głęboki oddech. – Mój chłopak Jim się zaćpał. Dlatego tu jestem. Boję się o nich, że któregoś spotka taki sam los, nie chcę stracić następnej ważnej dla mnie osoby! – nie patrzyłam mu w oczy. W pewien sposób krępowało mnie jego spojrzenie.
 - Spróbuję im to jakoś wyjaśnić, teraz idź spać Dziecino. Już późno. – mruknął kładąc mnie pod kołdrę. Pogładził mój policzek i musnął wargami czoło.
Przewróciłam się na bok.
 - Saul?
Odwrócił się twarzą do mnie.
 - Tak?
 - Dziękuję.
Nic nie mówiąc wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi.
 - Co my byśmy teraz robili, gdyby ciebie tu nie było – powiedział pod nosem Hudson idąc na poszukiwania kolegów z zespołu.
Szykowała się poważna rozmowa…

środa, 17 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 2.


- Stary! To twoja siostra?! Ta siostra?! – spytał się Izzy swojego najlepszego kumpla, gdy dziewczyna udała się do siebie.
- Tak, ta siostra. Dalej nie wierzę, że ona tutaj jest. Jej być tu nie powinno! L.A to nie miejsce dla takiej kruchej i bezbronnej istoty jak ona.
 - No, no, braciszek Axluś – docinał mu Slash. – A tak na marginesie, niezła z niej laseczka. Widzieliście jej tyłeczek?
Reszta zespołu chyba bała się powiedzieć jakikolwiek komplement w obecności wokalisty. Axl zgromił ich tylko wzrokiem.
 - Nawet o tym nie myśl, nie ma mowy. Ona jest nietykalna, jasne? – spojrzał po twarzach kumpli. Gdy usłyszał jakieś pomruki nie za bardzo wiedział jak ma je odebrać. Zostawił to po prostu bez zbędnego komentarza.
*
Spodziewałam się jakiś ciekawszych zajęć dla takich gwiazd rock ‘n’ rolla jakimi są. Nie przypuszczałam, że poza próbami, koncertami i nagrywaniem piosenek wyznają jedynie „zasadę potrójnego P (pić, palić, pierdolić)”. Oj, ależ ty niemądra Isis! – zganiłam się w myślach. To są rockmani, czego się spodziewałaś? Wieczorków z poezją?
Dochodziła właśnie północ. Rudy oznajmił, że wychodzi z zespołem do Rainbow. Tak oto byłam zdana na siebie. W wymęczonym i lekko spoconym podkoszulku pożyczonym od Axla i męskich bokserkach mojego byłego faceta zeszłam na dół z notesem oprawionym w skórę i wiecznym piórem. Miałam pomysł na nowy wiersz i chciałam spróbować go przelać na papier. Wczuwając się w pisanie instynktownie wyczułam, że nie jestem sama. Spojrzałam przed siebie odgarniając włosy z twarzy. Stał tam gitarzysta jak zwykle z lokami zasłaniającymi mu całą twarz. Nieśmiało zagryzając wargę chciałam odłożyć notes, lecz Slash mnie powstrzymał.
 - Rób co robiłaś, nie chcę ci przeszkadzać. – powiedział siadając obok mnie na sofie. – Pisz sobie, zajmę się czymś.
 - Nie, bo… nie umiem się zbytnio skupić, gdy ktoś siedzi obok  i podgląda moje wypociny – spojrzałam na niego i zastosowałam moją skuteczną taktykę, mianowicie zmieniłam tok rozmowy. – Myślałam, że jesteś z chłopakami. Axl mówił o całym zespole.
 - Twój nadopiekuńczy braciszek chciał, aby któryś z tobą został, bo cytuję „nie wiadomo co jej może do głowy wpaść, po takim gównie w jakim ostatnio się znalazła”.
 Zaśmiałam się cicho, też mi coś.
 - Whatever, opowiesz mi coś o sobie? – spytał wyciągając papierosa z paczki, a następnie skierował ją ku mnie. Chętnie się poczęstowałam.
 - A co takiego chciałbyś wiedzieć? Jestem naprawdę nudą osobą – odpaliłam papierosa zapalniczką, którą mi podał a następnie zapaliłam świecę jaka stała na stoliku, rzucała teraz przyjemny cień na ściany i roztaczała intrygujący aromat.
 - Czekaj, skoczę tylko po jakiś alkohol. Masz na coś konkretnego ochotę? Whisky? Wódka? Piwo? – krzyczał z kuchni szperając po lodówce.
Czyżby lodówka zapełniona była tylko tym?
 - A masz może jakieś wino? Byle nie tanie!
 - Butelka się znajdzie, kiedyś dostaliśmy całą skrzynkę od jednej z wytwórni. – powiedział niosąc butelkę Danielsa, mojego wina i szkło (szklankę do whisky i kieliszek do wina).
To naprawdę komiczne patrząc na Slasha, jak próbuje odkorkować wino. Po wielu próbach, wulgaryzmach i moich poradach udało się. Dostałam swoje zamówienie i mogliśmy spokojnie usiąść.
 - Ile masz lat? – zapytał po chwili namysłu.
 - Za kilka miesięcy będę miała już 19 – spojrzałam na niego. – Co?
Otworzył oczy zdumiony.
 - Tylko tyle?! Oddawaj kieliszek młoda damo! Jeszcze mnie posądzą o rozpijanie nieletnich! – powiedział żartobliwie. – Przepraszam, że takie dziwne pytanie ale czy Axl to serio twój rodzony brat?
 - Tak, rodzony. Bo widzisz, do pewnego czasu żyłam ze świadomością, że to mój przyrodni brat. A jednak okazało się, że mamy tych samych ojców.
 - A… masz kogoś? – po tych słowach pojawił mi się w myślach obraz nieżywego Jima na podłodze.
Po chwili namysłu ocknęłam się.
 - Tak, to znaczy… nie… już nie… - powiedziałam cicho jąkając się, czując napływające łzy do oczu.
Slash pewnie nie wiedząc co robić z rozklejającą się dziewczyną dotknął, mojego ramienia.
 - Hej, wszystko dobrze? – szepnął.
Nie wytrzymałam tego napięcia i zaczęłam płakać. Rozkleiłam się przy nim jak jakaś słaba psychicznie małolata. Ciekawe co sobie o mnie pomyśli. Jednak on tylko przygarnął mnie do siebie i posadził sobie na kolanach pozwalając mi pozbyć się wszystkich negatywnych emocji. Nie protestował, gdy moje łzy wsiąkały mu w koszulę. Powoli się uspokajałam, gdy on kojąco gładził moje włosy. Nikt nic nie mówił, słowa były tu zbędne. Wystarczyło, że on tu był. Przylgnęłam do niego najbliżej jak mogłam, gdy zsunął mnie ze swoich kolan sięgając po akustyka stojącego nieopodal. Oparłam się o jego ramię słuchając jak gra „Stairway To Heaven”, ja tylko co jakiś czas mruczałam słowa piosenki pod nosem. Czasem muskał ustami mój czubek głowy. Wino, cisza, jego obecność i delikatne dźwięki gitary. Wszystko to wystarczyło aby przenieść mnie do krainy Morfeusza.

piątek, 12 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 1.


 - Kurwa, kobieto powinnaś się cieszyć a nie płakać za nim! – krzyczałam do siebie pakując swoje rzeczy. Zupełnie nie wiedziałam co się ze mną w tym momencie działo. Opłakiwałam swojego zmarłego chłopaka, choć wyrządził mi tyle krzywd. Byłam wolna, choć wcale tego nie odczuwałam.
Do toreb pakowałam rzeczy jakie tylko wpadły mi w ręce, nie zważałam na to czy są to ubrania moje bądź Jima. Moim zadaniem było po prostu jak najszybciej wydostać się z tego piekła. Dom należał do Jima, nie będzie więc problemów jak wyniosę się stąd bez listu dla rodziny czy przyjaciół.
Przed wyjściem z ciężkiego skórzanego notesu, który dostałam od chłopaka jak się poznaliśmy wyciągnęłam małą, pogniecioną karteczkę z adresem.
Mam tylko nadzieję, że mnie pozna i zaoferuje jakąś pomoc. Kto wie, przecież tyle lat się nie widzieliśmy…
*
 - Kurwa, dlaczego akurat teraz?! – wrzeszczał Axl ze złości. Od jakieś godziny w całym Los Angeles leje deszcz. Przez warunki pogodowe on i jego zespół nie wybrał się na picie i dziwki do klubu. Poza tym nie mieli nic innego do roboty prócz imprezowania oraz nagrywania płyt. Jak to rockmani.
I tak każdy z Gunsów znalazł sobie zajęcie. Duff ze Stevenem ćpali w łazience, Slash w swoim pokoju tworzył nowe riffy, a Izzy rozmawiał przez telefon ze swoim dostawcą heroiny. Tylko Axl nie potrafił sobie znaleźć zajęcia, chodził z kąta w kąt próbując zająć czymś myśli. Nagle jego nicnierobienie przerwało ciche pukanie do drzwi. Z niechęcią podniósł się z kanapy i otworzył na oścież uprzednio zapalając brudną lampkę w przedpokoju. Słabe światło dobrze oświetlało sylwetkę osoby stojącej przed nim. Przemoczone ubrania przylegały do ciała, w obu dłoniach trzymała torby. Na twarzy łzy mieszały się z deszczem i spływającym makijażem. Zamarł uświadamiając sobie, że zna tą osobę.
 - Lilith. – szepnął oszołomiony.
Dziewczyna padła mu w objęcia płacząc jeszcze głośniej niż dotychczas.
*
 - Już ci lepiej? – spytał rudy wchodząc do pokoju, w którym siedziałam. Porównując go do reszty domu był czysty, a nawet i przytulny. Ściany w kolorze czerwieni, niewielka szafa i komoda. No i łóżko, małżeńskie zajmujące trochę miejsca. Siedziałam na nim przykryta kocem trzymając w dłoniach kubek przyjemnie pachnącej kawy. Axl przysiadł na skraju łoża opierając się o jedną z belek podtrzymujących baldachim nad nami.
 - Tak, o wiele. Mam jedno pytanie. Skąd tu to łóżko? – spojrzałam na chłopaka z lekkim uśmiechem na twarzy.
 - Wiesz, kiedyś Slashowi zamarzyło się takie łoże. Mieliśmy dość spania na cienkich materacach lub gołej podłodze. Wstawił je do siebie myśląc, że się wyśpi. Nie miał racji, na drugi dzień stwierdził, że jest jeszcze gorsze i tak oto wylądowało ono tutaj w pokoju dla gości.
Najlepsze miejsce do spania w jakim kiedykolwiek się znalazłam. Nie rozumiem jak można nie chcieć w nim spać. Cóż, czasem przyzwyczajenia biorą górę nad wygodą.
 - Dzięki za wszystko Axl. Gdy się odświeżyłam i przebrałam już mi lepiej. Chyba będę się powoli zbierać. – zaczęłam wyswobadzać się z okrycia, gdy on mnie powstrzymał.
 - Zostajesz tutaj. Do odwołania, nie będziesz płacić za hotel skoro tu masz darmowy nocleg. – przytuliłam się do niego dziękując mu tym za całą troskę. On przez chwilę nie wiedział co zrobić, po czym delikatnie przycisnął do siebie.
Po chwili wstałam i w męskich bokserkach oraz kusej koszulce z dekoltem zeszłam na dół myśląc o jakimś śniadaniu dla chłopaków w ramach rekompensaty. Będąc w miejscu, które było kuchnią jedyne co można było powiedzieć to, że panował tu syf. Wpierw próbowałam doczyścić wszystkie naczynia, blaty i urządzenia, a potem zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Po całym domu unosił się zapach świeżej kawy oraz naleśników. Stałam tyłem do stołu, gdy ktoś nagle przy nim siadł. Odwróciłam się by postawić na stole kubek kawy oraz talerz z naleśnikami, gdy ujrzałam twarz całkowicie zasłoniętą włosami. W jednej dłoni trzymał palącego się papierosa,  W drugiej szklankę z whisky. Jego twarz była skierowana prawdopodobnie na mój biust, bo nie wiedziałam dokładnie gdzie patrzy.
Po chwili do niego dołączyła reszta skuszona aromatyczną wonią dobiegającą z kuchni. Dwóch blondynów i szatyn. Oni także zostali obdarowani ciepłą kawą. Ten czwarty wydawał się dość znajomy. Ostatni pojawił się Axl całując mnie w policzek z uśmiechem.
 - Hej Rose, twoja nowa panienka? – spytał się rudego jeden z blondynów, farbowany.
 - Nie Duff. To jest moja siostra Lilith, zamieszka z nami przez jakiś czas.
Nagle głowy wszystkich zwróciły się w moją stronę oglądając moje ciało dokładnie z wielkim szokiem na twarzy…

środa, 10 kwietnia 2013

PROLOG.


- Lilith, twoja zmiana właśnie się skończyła! Możesz iść do domu! – krzyknął z zaplecza mój szef, John.
Odetchnęłam z ulgą i oderwałam się od czyszczenia gitar. Odstawiłam na miejsce jako tako wyczyszczonego Gibsona i podążyłam w kierunku piwnicy, gdzie mieściła się szatnia dla pracowników. Z uśmiechem na ustach zdejmowałam firmową koszulkę, by potem zamienić ją na t-shirt Led Zeppelin.
- Cześć John. – pożegnałam swojego przełożonego kierując się do drzwi wyjściowych. On tylko machnął ręką nie przestając się wpatrywać w opisy gitar.
Wychodząc ze sklepu uśmiech momentalnie schodził z mojej twarzy. Czułam się już coraz mniej bezpiecznie. Zastanawiałam się czy zastanę widok taki sam jak zawsze – naćpanego Jima pieprzącego jakąś laskę.
Jim to mój chłopak, chociaż ta funkcja jest dość naciągana. Żyję pod jednym dachem z facetem, któremu w ogóle na mnie nie zależy. Wykorzystuje mnie tylko jako automat do seksu i pieniędzy. Dlaczego go jeszcze nie zostawiłam i nie uciekłam? Boję się. Czasem potrafi być bardzo zaborczy w stosunku do mnie, uważa że należę do niego i nie powinnam się szlajać z innymi mężczyznami. Plus jego znajomi, wystarczyłoby jedno słówko Jima, a oni odszukaliby mnie nawet i w głębi Rosji. Dlatego wolę się nie wychylać, zbyt wiele już wycierpiałam z jego rąk.
Niosąc torbę na ramieniu szłam do małej kawalerki w centrum miasta. Otwierając drzwi tylko lekko drżały mi dłonie. Powoli wchodziłam do mieszkania przygotowując się psychicznie na to co tam zastanę. Z początku widok był praktycznie ten sam co zawsze – z adaptera sączyła się piosenka Zeppelinów „Stairway To Heaven”, niedopalony papieros tkwił w popielniczce, a opróżniona do połowy butelka taniej wódki stała na stoliku. Przesunęłam wzrok trochę dalej i to co tam ujrzałam zwaliło mnie na kolana – dosłownie! Na podłodze ze strzykawką wbitą w rękę leżał Jim.
Nie żył.