Zapraszam serdecznie wszystkich, którzy posiadają facebooka (w sumie kto go nie ma?) do polubienia strony, którą prowadzę wraz z Carlą Jon McKagan :)
LINK
Keep on rockin' !
sobota, 25 maja 2013
ROZDZIAŁ 7.
Jest i kolejny rozdział perypetii Lil oraz całego rockowego świata. Opowiadanie coraz bardziej się rozkręca, z czego jestem niezmiernie zadowolona. Myślę nad napisaniem kilku dodatków, tylko za bardzo nie wiem jakie tematy wybrać. Jeżeli macie jakieś pomysły śmiało piszcie :) Zachęcam w trakcie czytania posłuchać sobie TEJ oto piosenki, idealnie komponuje się ze wszystkim.
Nazajutrz
rano w domu panowała jeszcze cisza, wszyscy spali. Właściwie to zgonowali, tam
gdzie skończyli imprezę. Nic dziwnego, trwała prawie do piątej nad ranem i nie
obyło się bez wizyty policji oraz jakieś bójki.
*
Obudziło
mnie ostre słońce wpadające do pokoju. Szybko oceniłam swój stan na dobry, nic
mnie nie bolało choć to trochę dziwne. Jedyne co mi nie odpowiadało to to, że
leżałam NAGA w swojej sypialni i nie pamiętałam nic z wczorajszej nocy, super.
Przewróciłam się na bok i mało co, a bym krzyknęła. Obok mnie leżał koleś, z
którym chyba wczoraj się poznałam. Mogłam przypuszczać, że on też nie miał
niczego teraz na sobie.
- Zajebiście Lilith, spokojnie możesz nazwać
się kurwą – powiedziałam sobie w myślach i tak, by nie obudzić mojego
towarzysza wstałam z łóżka. Włożyłam na siebie bieliznę i wygrzebałam z szafy
starą koszulkę Black Sabbath.
Schodząc
na dół rzuciło mi się na myśl to, jak powiem o tym incydencie mojemu bratu.
Chyba, że już się domyślił co robiłam u siebie. Na samą myśl o tym, wzdrygałam
się.
Kurwa,
jestem w czarnej dupie.
To
co ujrzałam w salonie dość mocno mnie zaskoczyło. Wszędzie walały się butelki,
puste bądź rozbite oraz kawałki pizzy bądź chipsów. Ktoś nawet zrobił drzewko
papierosowe, które aktualnie stało na telewizorze i ozdobił na dodatek
prezerwatywami. Oby nie były zużyte. Za dużo ludzi tutaj nie było, pod stołem
leżał ten wysoki blondyn, na sofie chrapał Steven, a za fotelem zauważyłam
kawałek Izzy’ego. To było wszystko, reszta pewnie jest w swoich pokojach.
Wkroczyłam do kuchni i mogłam odetchnąć, bo jedyne co tutaj było złego to
obrzygany zlew. Chociaż nie będę tutaj musiała sprzątać.
W
trakcie parzenia kawy do kuchni zajrzał Axl. Wyglądał na całkiem wypoczętego,
chodził jakoś tak radośnie. Aż sama się uśmiechnęłam na ten widok.
- A ty co taki wesoły? – spytałam brata
nalewając mu kawy do kubka. Siadł obok mnie na blacie kuchennym.
- Tak jakoś, czuję że to będzie dobry dzień.
Parsknęłam
śmiechem i napiłam się kawy.
- Jak jesteś taki zadowolony z życia to możesz
dzisiaj pomóc mi sprzątać – wytknęłam mu język.
Wzruszył
tylko ramionami, po czym do kuchni weszła cała trójka jaka spała w salonie.
Spojrzałam w jakim są stanie i sięgnęłam do szafki po aspirynę. Faceci usiedli
do stołu, a ja zabrałam się za robienie śniadania. Właśnie, gdy serwowałam na
stół naleśniki zjawił się Slash. Był zaspany i chyba jeszcze nie do końca
ogarniał, lecz gdy mnie zobaczył od razu się ożywił.
- Chcesz kawy, Slash? – uśmiechnęłam się do
niego szeroko i przytuliłam na powitanie.
- Tak, ratujesz mi życie Mała – odwzajemnił
mój uścisk i usiadł do chłopaków rozmawiających o nowych kawałkach na kolejną
płytę.
Gdy
sięgałam do szafki po kubek, poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie.
Odwróciłam się i ujrzałam Rachela z uśmiechem od ucha do ucha. Pocałował mnie
czule.
- Dzień dobry księżniczko.
Spłonęłam
rumieńcem i zajęłam się robieniem kawy. Wyminęłam chłopaka po czym podeszłam do
Saula siedzącego przy stole i postawiłam przed nim kubek parującej cieczy.
- Mmm, czym ja sobie zasłużyłem na takiego
anioła? – powiedział jakoś tak smutno i już więcej się na mnie nie spojrzał.
Dziwne, co się takiego mu stało? Przed chwilą był w świetnym humorze.
I
tak oto mijał powoli poranek, ja z Rachelem miziałam się na blacie kuchennym, a
pozostali rozmawiali o przyszłej trasie po Ameryce. Było naprawdę miło, ale ja
ledwo co znałam tego uroczego mężczyznę z nietypowym kolczykiem. Może gdybym
nic wczoraj nie brała, nie skończyło by się na seksie. Oh, kogo ja oszukuję!
Oczywiście, że i tak by się na tym skończyło.
- Bolan! Zbieramy się! – krzyknął Sebastian.
Spojrzałam
się na bruneta i uśmiechnęłam lekko.
- No idź, nie będę cię zatrzymywać.
- Lubię być przez ciebie zatrzymywanym –
wymruczał mi do ucha przez co zadrżałam. – Ale masz rację, nie pozwólmy Bachowi
tyle czekać.
Złożył
na moich ustach pożegnalny, aczkolwiek słodki pocałunek.
- Do zobaczenia – pogłaskał mnie po policzku i
wyszedł z kuchni.
Westchnęłam
głęboko i wróciłam do chłopaków, którzy nadal siedzieli przy stole. Gdy
trzasnęły drzwi wejściowe zapadła grobowa cisza. Duff zasnął opierając się o
stół z palącym się papierosem w dłoni. Axl spojrzał się na mnie dziwnie.
- Sobie faceta wybrałaś, nie ma co – mruknął
dopijając kawę.
- To chyba moje życie więc nie powinieneś mieć
nic do tego! Mój wybór, nie powstrzymasz mnie przed tym! – wkurzyłam się
nieźle, przecież jestem już dorosła.
Widziałam
tę złość w jego oczach, nikt nie przeciwstawia się raczej jego zdaniu.
- Ja? Ja nie powinienem się wpierdalać w twoje
życie? Kurwa, czy ty słyszysz co pierdolisz?! Bo chyba nie, jesteś moją młodszą
siostrą i mam prawo, aby decydować o tym co jest dla ciebie dobre! Nie ma kurwa
innej opcji!
- Mówisz tak, bo tobie nie wychodzi z
kobietami?! Próbujesz mnie ustawić, wybierać mi facetów! Co jeszcze wpadnie ci
do tego pustego łba?! – rozkręcałam się coraz bardziej krzycząc na Axla. Reszta
zespołu patrzyła tylko na mnie z niedowierzaniem. Siedzieli tu tylko po to by
zainterweniować w odpowiedniej chwili w razie czego, gdyby Rudego poniosło.
- Przesadziłaś, Innocence. Dobrze wiesz, że
chcę dla ciebie jak najlepiej. On po prostu nie nadaje się na chłopaka dla
ciebie! To kurwiarz jakich mało, zerżnął cię i teraz tylko to będzie go obchodzić!
Nie
wytrzymałam już dłużej, gdy mówił tak źle o Rachelu. Fakt, że on znał go
dłużej… nie, nie mogę teraz myśleć o tym.
- Co z tego?! Przecież mam już doświadczenie!
Jim mnie wykorzystywał, twój basista prawie mnie zgwałcił w szale narkotykowym…
ale wyjebane! I tak pewnie nie jeden uważa mnie za kurwę! – roześmiałam się
gorzko w twarz Axlowi. Spoglądał na mnie z żalem, chyba nie wierzył w to co
słyszy.
- Jeszcze masz szansę uwolnić się z tego
chorego związku, powiedz tylko słowo.
- Kurwa, jaki ty tępy! JA TEGO NIE CHCĘ! Nie
będziesz mi się w twoich ujebanych buciorach wjebywał do życia! To, że jesteś
moim bratem cię do tego nie upoważnia! To jest kurwa moje życie!
Wyraz
twarzy Axla stopniowo się zmieniał od smutku, aż po wściekłość. Widać nie
lubił, jak ktoś go wyzywał.
- Wypierdalaj z tego domu! Ty suko, ja ci
chciałem tylko pomóc! Widocznie myliłem się co do ciebie! Potrafisz tylko dawać
dupy, nic innego! – podszedł do mnie i szarpnął mocno za ramiona, a ja nie
wytrzymując strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz.
To
podziałało na niego jak płachta na byka. W wyniku furii walnął mnie z pięści w
twarz. Czułam tylko jak warga mi pęka. On to zrobił… naprawdę mnie uderzył. Nie
wiem kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać łzy razem z krwią. Wszystko potem
działo się w zwolnionym tempie. Odsunęłam się od niego pod ścianę i oglądałam
scenę, która rozegrała się przede mną. Izzy wraz z Duffem przytrzymali Axla
wijącego się ze złości i wyprowadzili na taras za domem. Za nimi pobiegł
Steven. Saul rzucił mi szybkie spojrzenie i podbiegł do mnie pomagając mi wstać
z podłogi. Chwilę stał i mnie przytulał do siebie, bym mogła się uspokoić.
*
Trzymałem
ją w objęciach jak coś kruchego. W tej chwili chciałem tylko, by była
bezpieczna. Gdziekolwiek, byle nie tu. Zajebię Axla, po prostu kurwa
przesadził! Pogładziłem ją po włosach i przytrzymałem jej podbródek prosząc, by
na mnie spojrzała. Jej wspaniałe oczy, w kolorze płynnej whisky patrzyły na
mnie ze strachem i niepewnością. Zupełnie nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Taka
nagła pustka, choć w sobie radowałem się mogąc być tak blisko niej.
- Nie mogę tu zostać. Muszę się gdzieś ukryć,
na jakiś czas – patrzyłem na nią wyczekująco, z nadzieją. – Macie może adres
Skid Row? Jeśli tak to zapisz mi go na czymś, ja idę się ubrać.
Nawet
na mnie nie patrząc opuściła parter kierując się po schodach do swojego pokoju.
Stałem jak sparaliżowany. W czym ten facet jest lepszy ode mnie? Rose miał
rację co do jego trybu życia. Ale jeśli Innocence (tak ją nazwał?) jest
szczęśliwa to nie mam tu nic do dodania. Mimo, że w tym momencie zrobiło mi się
w chuj przykro.
Kurwa.
*
Gdy
znajdowałam się w objęciach Mulata jedyne czego chciałam to żeby ta chwila się
nie skończyła. Mogłabym tak trwać w nieskończoność i patrzeć się w jego piękne
czekoladowe tęczówki, w których były nie wiadome dla mnie emocje. Uświadomiłam
sobie że nie powinnam tak myśleć i nawet nie obdarzając go spojrzeniem uciekłam
do swojej sypialni. Do plecaka w stylu vintage spakowałam najpotrzebniejsze
rzeczy, a na siebie wciągnęłam jasne jeansowe spodenki ze stanem i białą bluzkę
z nazwą Gibson. Na nogi szybko założyłam creepersy i byłam gotowa. Na dole
panowała totalna cisza, nikogo też nie było. W kuchni na blacie leżała
karteczka ze starannie wykaligrafowanym adresem zamieszkania zespołu. Nie
potrzebowałam w tej chwili nikogo innego.
Nie
dopuszczałam do siebie jednak myśli… ba! Nie mogłam myśleć o tym, że to nie
Bolan jest mi teraz potrzebny. Wychodząc z domu zamknęłam drzwi na klucz i czym
prędzej oddaliłam się w kierunku centrum Miasta Aniołów.
poniedziałek, 20 maja 2013
ROZDZIAŁ 6.
I jest dalszy ciąg mojej wersji "Mody na sukces" :D Mam nadzieję, że nie jesteście źli o trzymanie was aż tak długo w niepewności. Za chwilę w zakładce BOHATEROWIE pojawi się nowa osoba, bardzo ważna z resztą. Chciałam ten rozdział zadedykować mojej kochanej Carli Jon McKagan, bez której ostatnio nie funkcjonuję. Pomaga mi w wielu chwilach i przy moich blokadach twórczych. Oby tak dalej mała :*
- Nie widziałam czego? – obudziłam się
pierwsza rumieniąc cholernie mocno. W takiej chwili, co ze mnie za idiotka!
- Wow, to istnieją jeszcze takie dziewczyny co
się czerwienią? – uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń na powitanie w moją
stronę.
Wzruszyłam
ramionami nie spuszczając z niego wzroku.
- Rachel Bolan – ja także wyciągnęłam dłoń na
powitanie.
- Lilith – gdy zetknęły się nasze dłonie, moje
ciało przeszedł przyjemny dreszczyk.
Widzę
tego faceta pierwszy raz na oczy, a już ma nade mną taką władzę?
- Szukałeś czegoś lub kogoś? – spytałam
powracając do robienia drinka.
Zamilkł
na chwilę po czym przeszedł przez kuchnię stając obok mnie.
- Tak, nie widziałaś może gdzieś może takiego
w chuj wysokiego blondasa, który wygląda jak pedał? – spojrzał na mnie z
całkiem poważną miną, ale ja zaczęłam się śmiać. – Co w tym takiego śmiesznego?
- Znam takiego jednego, ale nie wygląda mi na
pedała – skrzywiłam się na myśl o basiście. – Chodzi ci o Duffa?
Spojrzał
na mnie z miną wyrażającą zdezorientowanie, po czym wybuchnął śmiechem.
- Oh, nie. Chodziło mi… o, tu jesteś. – do
kuchni weszła zguba Rachela.
- Rety, na serio mógłby uchodzić za pedała. I
te obcisłe spodnie! Muszę przeprosić McKagana – powiedziałam to i momentalnie
złapałam się za usta. – Wybacz, to wszystko wina twojego kolegi. On tak o tobie
powiedział!
Wzięłam
swoją szklankę i pędem wyminęłam zdziwionego blondyna i teatralnie urażonego
Rachela. Musiałam się teraz gdzieś schować, lecz gdzie? Mam pomysł! Chyłkiem
wymknęłam się obok grupki lasek napalonych na Axla na taras za domem. Tutaj
było cicho i czysto. Ludzie woleli się bawić w środku jak widać. Usiadłam sobie
na leżaku, zapaliłam papierosa i odetchnęłam głęboko.
Możliwe,
że Rachel mnie teraz szukał. Nie przejmowałam się tym, choć wizja ta była dość…
podniecająca. Był naprawdę niezły, a ten uśmiech! Gunsi znają naprawdę
zajebistych facetów.
Po jakiś czterech wypalonych papierosach i
calutkim wypitym drinku na taras zawitał ktoś nowy, było ciemno więc nie
widziałam dokładnie kto to był.
- Tu się schowałaś, kochana – wymruczał nisko
Rachel, przyprawiając mnie o dreszcze na całym ciele.
Usiadł
na tym samym leżaku i spoglądał na mnie z uśmiechem.
- Jestem gdzieś brudna?
Zbliżył
się do mnie znacznie.
- Po prostu piękna, aż nie mogę się napatrzeć.
Taka piękna… - szepnął cicho dotykając mojego policzka.
Co
się ze mną dzieje? Po dwóch dużych drinkach czuję się, jakbym wypiła co
najmniej ze dwie butelki wina. Nie chciałam uciekać. Nie chciałam oddalać się
od niego. Miał tak ponętne usta. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, aż
wreszcie połączyliśmy się w delikatnym, choć namiętnym pocałunku. Jak on
całował! Przysunęłam się jeszcze bliżej niego, a on nagle posadził mnie sobie
na kolanach. Ręce wplotłam mu we włosy bawiąc się nimi, przez co on zamruczał
rozkosznie. Swoje dłonie oparł na moich biodrach, zniżając się do pośladków aby
je mocno ścisnąć. Gdy pocałunek przerodził się w bardziej gorętszy Rachel
wstał, a ja mogłam objąć go nogami. Chwilę tak staliśmy po czym przyparł mnie
do ściany nie przestając całować.
*w tym samym czasie*
- Hej Duff, nie widziałeś gdzieś może Lilith?
– spytał Slash basisty trzymając w dłoni butelkę Danielsa.
Przerwał
lizanie z jakąś do połowy nagą, cycatą blondynką i spojrzał się na Kudłacza.
- Nie, od popołudnia jej nie spotkałem –
powiedział to, po czym ta laska się znów na niego rzuciła.
Nagle
przy drzwiach na taras pojawiła się Ruda, ale w dziwnej pozycji wraz z Bolanem
ze Skid Row. Co oni tam robili? Odpowiedź na to pytanie zaraz się znalazła, gdy
Rachel pocałował namiętnie Lilith niosąc ją na rękach, kiedy ona miała nogi
oplecione wokół jego talii. Saul przyglądał się tej scenie z mieszanymi
uczuciami. W końcu zniknęli w pokoju Lilith, chyba na dobre.
W
Slashu jakby coś pękło.
*
Gdy
tylko trzasnęły drzwi w moim pokoju przyparł mnie mocno do szafy dalej
plądrując moje podniebienie językiem. Jęczałam mu wprost do ust. Ściągnął ze
mnie szybko koszulkę rzucając ją gdzieś za siebie, spódniczka podwinęła mi się
na brzuch odsłaniając koronkową bieliznę. Na chwilę przerwał całowanie i
spojrzał na mnie pożądliwie.
- Mam coś dobrego – powiedział cicho i z
kieszeni ramoneski wyjął kilka tabletek.
Spojrzałam
na nie nieufnie, lecz ciekawiły mnie one.
- W górę czy w dół? – spytał się mrocznym
szeptem Rachel.
- W górę – odpowiedziałam i otworzyłam buzię,
a on umieścił na moim języku zieloną tabletkę. Połknęłam ją od razu, on też
wziął taką samą.
Spoglądał na mnie oczekując efektów działania
narkotyku. Chwilę później poczułam się niesamowicie błogo, z mojej głowy
uleciały wszystkie złe myśli, a została tylko słodka nicość. Jedyne czego
chciałam to pieprzyć się z tym seksownym facetem w moim łóżku. Zdarłam z niego
skórę, następnie koszulkę. Zaczęliśmy się całować ponownie, tym razem zawzięcie
nie tracąc ani sekundy na zaczerpnięcie oddechu. Rzucił mnie na łóżko i sam
umiejscowił się nade mną. Ściągnął ze mnie tą niewygodną mini oraz resztę
bielizny, sama też nie pozostałam mu dłużna. Odpinałam szybko guziki w jego
jeansach, aż mogłam je ściągnąć razem z bokserkami.
- Taka piękna – powiedział z uśmiechem gładząc
mnie po brzuchu.
Po
tych dwóch słowach urwał mi się film.
wtorek, 14 maja 2013
ROZDZIAŁ 5.
Jest kolejny rozdział! Chyba najdłuższy z tych wszystkich, jakie dodałam od początku. Po opublikowaniu następnego wstawię kolejną osobę do zakładki BOHATEROWIE. Komentujcie jak najwięcej, nawet nie wiecie jak mi się to cudownie czyta. Wasze miłe słowa motywują mnie do dalszego pisania. A tym czasem zapraszam gorąco do czytania, enjoy :)
Minął
miesiąc.
Tamto
wydarzenie wryło mi się w psychikę nie dając zaufać nikomu, nie ważne czy był
to znajomy bądź nie. Po prostu nikt nie mógł się przebić przez moje stany
lękowe, które stopniowo się pogarszały. Ja naprawdę pragnęłam zbliżyć się do
kogoś, lecz to zbyt ciężkie jak dla mnie.
A
co z moim bratem i jego kumplami?
No
właśnie, co? Axl miewał aktualnie straszne wahania nastrojów. Raz chodził
obłąkany widząc mnie w takim stanie, a kiedy indziej wkurwiony na cały świat bo
nie wiedział jak ma mi pomóc. Steven za każdym razem próbował mnie pocieszyć,
rozśmieszyć. Raz mu się nawet udało, co było dla mnie szokiem, dla niego
również. Izzy w ogóle się mi nie narzucał, widocznie rozumiał moją sytuację
choć czasem próbował wybadać mój nastrój i zaczynał jakąś niezobowiązującą
rozmowę. Slash, hmm… zrozpaczony to było złe słowo. Był zmartwiony, całymi
dniami zamykał się w pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Starał się wymyślić
coś bym mogła otworzyć się na ludzi, ale widocznie stracił zapał, gdy widział
jakim jestem wrakiem człowieka. Duff, tak. On najzwyczajniej w świecie próbował
zrobić wszystko bym mu wybaczyła i nie przejmowała się tym. Dobre żarty.
- Oni wszyscy się o ciebie martwią, nie
widzisz tego? – powiedział cichy głosik w mojej głowie.
Muszę
się przełamać, tylko co ja mam zrobić? Jestem bezradna, ale tli się we mnie
płomyk nadziei że dam radę. Zacznę chyba od najbardziej pokrzywdzonego w tej
sytuacji…
- Axl? – szepnęłam cicho wchodząc na taras za
domem. – Możemy porozmawiać?
Mój
głos był wyprany z emocji, ręce lekko mi drżały jak siadałam obok niego na
fotelu. Spojrzałam na niego spokojnie, prawie że beznamiętnie.
- Ja… ja chciałam przeprosić. Za to, że przez
ostatnimi czasy zachowywałam się tak dziwnie. Zupełnie nie potrafiłam sobie
poradzić z tą sytuacją i nie wiedziałam jak mam poprosić was o pomoc. Ja… - łzy
ciekły mi ciurkiem po twarzy, szlochałam nie potrafiąc tego opanować. Mój brat
patrzył na mnie i u niego też dostrzegłam łzy w oczach. Przytulając się do
niego wybuchłam głośnym płaczem. Wybaczył mi, wszystko co zrobiłam w ciągu tego
miesiąca.
- Kocham cię Lilith, nie zapominaj że jesteś
moją małą siostrzyczką i wszystko ci wybaczę. – powiedział zduszonym głosem
wycierając moje łzy. – Teraz powinnaś iść do reszty. Nie mówię tu o McKaganie,
ale Izzy, Steven i Slash zasługują na jakieś słowa wyjaśnienia. Szczególnie
Hudson.
Przy
wypowiadaniu ostatniego zdania spojrzał na mnie z miną „wiesz o czym mówię”.
Zachichotałam.
- Brakowało mi tego dźwięku, chodź. Słychać,
że są w kuchni. – wstaliśmy i podążyliśmy do kuchni, skąd dobiegały krzyki.
Gdy
weszliśmy zobaczyliśmy jak Stradlin i Popcorn stoją w bojowych pozycjach
nastawieni przeciwko sobie.
- Zjadłeś mój budyń! Przyznaj się, że to ty! –
oskarżał Adler tego drugiego. Jego mina była w tym momencie niezwykle poważna,
jak nie on.
- Nie zjadłem! Mówiłem ci to już tyle razy,
nie lubię budyniu!
Kłócili
się dalej, Axl stwierdził że nie chce mu się tego słuchać i poszedł oglądać
telewizję.
- Hej! – krzyknęłam do nich. Obydwaj spojrzeli
się na mnie. – O co wy się kłócicie? Dajcie spokój, tobie Steven zrobię kolejny
budyń, a tobie Izzy w ramach rekompensaty upiekę ciasto czekoladowe. Pasuje?
Uśmiechnęli
się do mnie szeroko i unieśli w górę.
- Wróciłaś! Już myśleliśmy, że nigdy nie
będziemy mogli zjeść pysznego jedzenia przez ciebie zrobionego.
- Postawcie mnie, chcę zacząć robić! – śmiałam
się razem z nimi, po chwili mnie postawili, każdy pocałował mnie w policzek i
wyszli śmiejąc się dalej.
Pokręciłam
głową z uśmiechem. Jacy oni są kochani, a ja robiłam im tyle złego. No nie ważne,
czas zacząć gotować. Włączyłam radio i wzięłam się do roboty.
*
Jednak
zamiast ciasta zdecydowałam się zrobić tort o nazwie „Devil’s food cake”.
Wyglądał apetycznie, a jak smakował! Akurat, gdy kończyłam go dekorować przy
piosence Queen – Need Your Loving Tonight do kuchni wkroczyli wszyscy, nawet
Duff. Spięłam się momentalnie, ale reszta nie pozwoliła mu się do mnie zbliżyć.
No, może jednak nie wszyscy. Slasha nie było, zrobiło mi się przykro. Pokroiłam
tort i już po pierwszym kęsie można było stwierdzić, że jest zjadliwy.
- A gdzie jest Slash? – spytałam chowając
talerze do zlewu. Brakowało mi tu go, my sobie żartowaliśmy, a on nie wiadomo
gdzie się podziewał. Nie ukrywajmy, że to jego bliskości brakowało mi
najbardziej.
Wszyscy
spojrzeli po sobie.
- Pewnie u siebie, nie widzieliśmy go w sumie
od wczoraj – powiedział Stradlin urywając temat i wychodząc z kuchni.
Czas
na starcie, którego nie jestem w stanie uniknąć. Zabrałam talerz z ciastem i
skierowałam się pod sypialnię Saula. Zapukałam cicho, ale nie słysząc żadnego
odzewu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Nigdy wcześniej nie zwróciłam
uwagi na wygląd tego pokoju. Ściany były białe z różnymi plakatami
przywieszonymi na odwal. Okno naprzeciwko mnie, a pod nim dwuosobowe łóżko.
Jedna komoda i kilka gitar. To było wszystko, minimalizm i prostota. A wśród
tego wszystkiego na łóżku siedział Slash z notesem na kolanach. Skupiony
szkicował coś zawzięcie.
Chrząknęłam,
a on podniósł głowę. Zamarłam. Wyglądał przerażająco, jakby wygłodzony, worki
pod oczami przez niedospanie, maleńkie źrenice od towaru jaki sobie zaaplikował
i zapadnięte policzki.
- Co ja uczyniłam? – pokręciłam przecząco
głową podchodząc do niego bliżej. – Przyniosłam ci ciasto, jakbyś miał ochotę.
Przed chwilą zrobiłam.
Nic
nie odpowiedział. Siedział i wpatrywał się w kartkę.
- Dzięki, Mała.
Odwróciłam
się od drzwi, bo już miałam wychodzić. Spojrzałam na niego i nie wytrzymując
dłużej rzuciłam się na niego z płaczem.
- Przepraszam, za wszystko… sprawiłam ci ból
moim zachowaniem, a nie powinnam… raniłam wszystkich wokół mnie, egoistka ze
mnie niezła… mam tylko nadzieję, że mi wybaczysz i pozwolisz mi naprawić nasze
relacje… – płakałam mu w ramię wdychając ten cudowny zapach. Jak zawsze były to
perfumy, whisky i papierosy. Moja mieszanka wybuchowa.
- Kochanie, uspokój się. Powinienem cię
wspierać, a nie zaduszać złość narkotykami. Po prostu musiałem zająć czymś
ręce, by nie zabić McKagana. Zresztą nie tylko ja miałem ochotę to zrobić. –
spojrzał mi w oczy, a ja wpatrywałam się w nie urzeczona. Jak mogłam żyć bez
jego wsparcia przez ten ostatni miesiąc? Nie mam zielonego pojęcia, ale nie
chcę by znów stanęło coś między nami.
Zbliżyłam
swoją twarz do jego, otworzyłam usta i wciągnęłam głośno powietrze. Przymknęłam
powieki i pokręciłam lekko głową.
- Będziesz dzisiaj ze mną spał? Jedna strona
łóżka w moim pokoju jest nadal nietknięta. – uśmiechnęłam się szeroko schodząc
mu z kolan.
- To brudna robota, ale chętnie podejmę
wyzwanie. – odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł za mną z pokoju.
*
- Właśnie, robimy jutro imprezę. Ma przyjść
trochę ludzi, będziesz miała okazję poznać kilku nowych facetów. Ostatnio grali
przed nami koncert w Rainbow, całkiem dobrzy są. – siedzieliśmy u mnie w pokoju
odpoczywając, w sumie to Slash leżał i patrzył na mnie jak wycieram swoje mokre
włosy. Rzuciłam ręcznik na fotel i odwróciłam się do lustra chcąc je jakoś
ułożyć.
*
Nie
mogłem oderwać od niej wzroku. Ma niezwykle ponętne ciało, szczególnie w takim
stroju. Szara, luźna koszulka z wielką podobizną Jima Morrisona oraz męskie
bokserki. Proporcje idealne, wszystko na swoim miejscu. Aż mnie ręce
świerzbiły, by ją dotknąć. Odrzuciła swoje długie, rude włosy do tyłu i
odwróciła się do mnie przodem uśmiechając się szeroko.
- Kusisz los, Skarbie. – mruknąłem nie mogąc
się powstrzymać od komentarza.
Zarumieniła
się przegryzając wargę. Po chwili wślizgnęła się do łóżka na miejsce obok mnie.
Zerknąłem na nią unosząc brew.
- Co?
- Nic, nic. Idź spać, musisz mieć dużo sił na
jutrzejszą domówkę. – powiedziałem gasząc lampkę nocną. Lilith odwróciła się do
mnie tyłem nakrywając się kołdrą tylko do połowy.
Cisza
przesycona była niewypowiedzianymi słowami.
- Slash?
- Słucham cię, kochanie.
Wzięła
dwa głębokie oddechy, nasłuchiwałem uważnie.
- Przytul mnie.
Co
takiego? Tego się nie spodziewałem, zupełnie. Przecież bała się jakiegokolwiek
dotyku, nie chciałbym robić czegoś co jej nie pomoże uporać się z przeszłością.
Walczyłem sam ze sobą, z jednej strony bardzo chciałem wziąć ją w ramiona i
odpędzić wszystkie demony, a z drugiej nie robić nic czego ona nie chce.
Pieprzyć
to. Zdjąłem spoconą koszulkę AC/DC, uporałem się z jeansami i mogłem poczuć
ciepło jej ciała przy sobie. Zabrałem sobie kawałek pościeli i przymknąłem oczy
nagle niezwykle znużony.
- Nie przesadzaj tak z tą pościelą –
wymruczała niewyraźnie.
Parsknąłem
śmiechem.
Lilith
wróciła, na dobre.
*
- Czy w tym domu nigdy nic nie ma?! Kurwa, ja
was kiedyś pozabijam gołymi rękoma! – krzyczałam na zespół stojąc w kuchni.
Dochodziła jedenasta rano, wszyscy siedzieli i przysypiali przy stole. – Jak
możecie tak funkcjonować?
Pokręciłam
przecząco głową nawet nie spoglądając w stronę chłopaków. Myślałam co miałam
kupić sporządzając na bieżąco listę zakupów, która stopniowo się powiększała.
Gdy można było stwierdzić, że wszystko na niej jest dopiero spojrzałam na
chłopaków.
Na
moją twarz wpełzł szatański uśmiech. Oni już wiedzieli, że coś szykuję.
- Steven i Axl, jedziecie ze mną – oznajmiłam
i poszłam do swojego pokoju, by się trochę ogarnąć przed wyjściem.
Włosy
rozczesałam, zrobiłam delikatny makijaż i przeszłam do szafy, z której
wyciągnęłam koszulkę z AC/DC i obcisłe skórzane, czarne rurki oraz creepersy. W
biegu chwyciłam torbę i zeszłam na dół. Nikogo nie było ani w salonie czy
kuchni więc wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam moich tragarzy w całkiem
przyzwoitym cadillacu.
Aż
gwizdnęłam z wrażenia.
- Niezłe auto, czyje? – spytałam, gdy
usadowiłam się na przednim siedzeniu pasażera tuż obok Axla, który prowadził.
Faceci
tylko spojrzeli po sobie i potem równo odwrócili się do mnie.
- Nie chcesz wiedzieć – powiedzieli też równocześnie
i ruszyliśmy na podbój supermarketu.
Po
kilku korkach mogliśmy spokojnie zaparkować pod sklepem. Steven bez gadania
poszedł po wózek, a my czekaliśmy na niego wewnątrz. Po dłużej chwili
zaczęliśmy się o niego denerwować. Nagle Adler wjechał do sklepu w wózku, a za
nim krzyczał tabun napalonych fanek.
- Ratunku!!! – wrzeszczał w niebogłosy, Axl
złapał wózek i schowaliśmy się szybko w alejce ze słodyczami.
Gdy
potencjalne zagrożenie minęło, wyszliśmy spokojnie z naszej kryjówki, a ja
mogłam rozwinąć swoją listę zakupów. Muzycy spojrzeli na nią groźnie.
- To jak? Zaczynamy? – powiedziałam słodkim
tonem prowadząc ich na dział z warzywami i owocami…
- Popcorn! Ile ty tego wziąłeś?! Czy my
emigrujemy na Syberię, że tak dużo żarcia najebałeś w tym koszyku?! –
krzyczałam na Stevena, który załadował połowę wózka zbędnymi produktami.
- Wyobrażasz ty sobie jaka na imprezach bierze
ludzi gastrofaza?! Nikomu nie będzie się chciało lecieć po cokolwiek do żarcia!
Uwierz mi Lilith, po prostu uwierz – położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał
niezwykle poważnie, przez co zachciało mi się śmiać.
- Dobra, koniec z tym. Znajdźmy Axla i możemy
kierować się na alkohol. – Adler pchał posłusznie koszyk załadowany prawie po
brzegi.
Ale
gdzie jest ten mój braciszek? Chodziliśmy po całym markecie szukając go, a on
spokojnie sobie właśnie szedł w naszą stronę pogwizdując.
- Gdzieś ty kurwa był pojebie?!?! –
wrzasnęłam, prawie jak on podczas koncertów. Co jak co, ale geny robią swoje.
On
tylko spojrzał na mnie z uśmiechem i niby od niechcenia wskazał magazyn.
- No wiesz, tu i tam.
Pokręciłam
głową zrezygnowana.
- Więcej nie chcę wiedzieć. Co ja z wami mam…
dobra, jeszcze tylko kupmy ten alkohol i chodźmy do kasy – powiedziałam cicho i
podążyłam za rozradowanym Adlerem pchającym wózek oraz Axlem, który siedział mu
na barana.
Po
wielu, wielu sporach udało nam się pójść na kompromis przy wyborze alkoholu.
- Weźcie ten karton wódki… nie Axl, tamtej…
karton whisky, Popcorn nie wiesz jak Daniels wygląda?! – po kolei skreślałam
wszystkie rzeczy na kartce. – jeszcze tylko karton Nightraina i mamy wszystko.
Odetchnęłam
z ulgą, lecz widząc zawartość koszyka ucieszyłam się że jednak przyjechaliśmy
samochodem.
Z odrętwienia wyrwała mnie kasjerka kończąca
kasować produkty.
- Płaci pani 2356$ - powiedziała lekko
zdziwiona tą ceną, ja tylko spojrzałam na chłopaków i wyciągnęłam ku nim dłoń.
– Kartę poproszę, to wasza wina.
Rudy
wyciągnął z portfela swoją kartę i mi ją podał. Gdy uregulowałam płatność
mogliśmy w końcu wyjść z tego piekła.
Teraz tylko zostało pytanie, jak my to upchniemy w takim aucie?
Alkohol
poszedł do bagażnika razem z cięższymi produktami, a takie rzeczy jak warzywa
czy mięso położyliśmy koło Stevena z tyłu wozu.
- Jedź stąd, tylko szybko. Po drodze zajedź
jeszcze do jakiegoś monopolowego i kup ze trzy wagony Malboro, bo w domu
żadnych nie ma – powiedziałam cicho przymykając powieki tylko na chwilę, lecz i
tak zasnęłam w drodze do domu.
- Lilith! Wstawaj, już podjeżdżamy pod dom –
obudził mnie Axl parkując pod wjazdem do garażu. Wygramoliłam się z auta
ziewając.
Steven
i Axl zaczęli wypakowywać zakupy, a ja wpadłam na doskonały pomysł.
- IZZY, SLASH, DUFF DO MNIE! JAK NIE, TO BĘDĘ
WAM SIĘ ŚNIŁA PO NOCACH I TO NIE BĘDZIE MIAŁO NIC WSPÓLNEGO Z WASZYMI
FANTAZJAMI SEKSUALNYMI!
Wrzeszczałam
i kilka sekund później cała trójka wybiegła przed dom potykając się o siebie.
- O kurwa – powiedzieli jednocześnie na widok
tych wszystkich rzeczy jakie dalej wypakowywali na zewnątrz pozostali
członkowie zespołu.
- Do pracy raz, czekam na was w kuchni.
*
- To było straszne, nigdy więcej nie wybieraj
się na zakupy z Adlerem i Wiewiórą – powiedział sapiąc Izzy.
Ja
tylko siedziałam na blacie i rozkazywałam im, co gdzie mają położyć. W sumie to
dopiero teraz ta kuchnia nabrała domowego wyrazu. Jak na razie nie sprzątałam
gruntownie całego domu, bo po dzisiejszej imprezie wszystko będzie wyglądało
pewnie gorzej niż na początku. Właśnie wybiła godzina 17, więc po skończonym
lunchu mogłam iść zacząć się ogarniać na imprezę.
Po
odświeżeniu się poprzez prysznic nadszedł czas na małą metamorfozę. Po
skończeniu jej wyglądałam tak:
Choć po spojrzeniu w
lustro obyło się bez czapki i okularów. Wyglądałam całkiem nieźle, martwiła
mnie tylko trochę długość spódniczki.
- Whatever – machnęłam lekceważąco dłonią i
zeszłam na dół, bo słyszałam już jakieś odgłosy imprezy.
Ludzi
przybywało i ubywało. Stojąc na schodach ogarnęłam wszystko. Slash siedział z
Axlem i zawzięcie o czymś dyskutowali, Steven wraz z Izzym siedzieli już
ujarani na kanapie, a Duff zarywał do jakieś laski – normalne. Wszystkich
znałam praktycznie z widzenia, ze sklepu muzycznego, z Sunset. Byłam pewna, że
przelotnie widziałam nawet któregoś z kumpli Jima. O tym wolałam dłużej nie
myśleć. Mój wzrok przykuło pięciu facetów siedzących przy stole i popijających
drinki. Można by stwierdzić, że to kolejny zespół próbujący się wybić.
Moje
niezwykle taktowne rozmyślania przerwał Steven wieszając się na mnie.
- Lil! Jak ty pięknie wyglądasz, nosz kurwa…
zajebiście wręcz! Jak się podoba impreza? – bełkotał mi do ucha prowadząc przez
salon.
- Adler, dopiero 19 a ty już zjarany? Co ja
mam z tobą zrobić?
- Kochaj mnie, karm mnie i nie opuszczaj mnie
– przytulił się do mnie mocno i zaczął szlochać. Zaciągnęłam go jakoś do kanapy
i posadziłam na niej.
- Siedź grzecznie, tu masz piwo – powiedziałam
jak do małego dziecka, podając mu butelkę z trunkiem.
Natomiast
ja zaszłam do kuchni licząc na to, że uchowa się dla mnie w lodówce jakaś
butelka whisky. O dziwo, było ich tam więcej niż jedna. Przygotowałam sobie
Danielsa z colą i lodem, wróciłam do salonu i siadłam na jednym z foteli koło
Izzy’ego. Jednak on też przez to zioło ledwo co ogarniał sytuację.
Mój
wzrok mimowolnie podążył w kierunku Slasha, akurat on też patrzył na mnie.
Nieśmiało uniosłam szklankę do góry wznosząc niemy toast upiłam trochę, on
poszedł w moje ślady. Axl badał moje zachowanie, co dało się rozpoznać od razu.
Posłałam w jego stronę soczystego buziaka, na co on teatralnie westchnął i się
wyszczerzył.
Gdy
skończyłam już drinka, niestety samotnie podążyłam do kuchni po następnego.
Akurat schylałam się do lodówki po napoczętą butelkę whisky, gdy do kuchni ktoś
wszedł. Sądząc po krokach był to facet.
- Ej, nie widziałaś może… - odwróciłam się do
niego przodem i zaniemówiłam. Tak, najzwyczajniej w świecie zaniemówiłam. Ten
piękny mężczyzna po prostu zwalił mnie z nóg samą swoją postawą. On w sumie też
stał jak wmurowany nie mogąc wykrztusić końca swej wypowiedzi.
Czas
się dla nas zatrzymał. Całe otoczenie jakby zamieniło się w jedną niewyraźną
plamę, byliśmy tylko my. I nikt więcej.
czwartek, 9 maja 2013
ROZDZIAŁ 4.
Od
tego pamiętnego wieczora minął jakiś czas. Mieli chyba jednak jakąś rozmowę, bo
jak na razie nie widziałam ich w stanie totalnego odlotu. Jeśli brali, to w
swoich pokojach, a nie na moich oczach. Mimo tego incydentu z wszystkimi
zdążyłam się już nieźle zżyć. Trochę to dziwne, bo bardziej ufałam Slashowi niż
własnemu bratu. To w gitarzyście miałam oparcie.
Wszystko
było w jak najlepszym porządku, do czasu…
Pewnej
majowej nocy chłopcy w końcu wyciągnęli Slasha za moją namową do klubu. Nie
chciał mnie zostawiać samej, bał się o mnie. Tak więc Duff się poświęcił
zostając ze mną. Zapewnił, że nie będzie się narzucać w żaden sposób.
Około
pierwszej w nocy poszłam pod prysznic. Umyłam włosy nie dając ich na pastwę
suszarki, która robiła większy hałas niż zespół podczas prób. W koszulce
Rolling Stones, która była dość krótka zeszłam do kuchni po herbatę. Sięgając
ją z górnej półki poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie. Odwróciłam
się gwałtownie i ujrzałam zaćpane oczy basisty.
- Duff, jesteś naćpany. Puść mnie! No zabieraj
te łapy, do cholery! – krzyczałam próbując się mu wyrwać. Jednak nie było to
łatwe. Nie dość, że Mulat był wysoki to co mogę powiedzieć o McKaganie.
Nie
mogłam się w żaden sposób wyrwać, był silniejszy ode mnie. Jedną dłonią ściskał
mocno moje nadgarstki, a drugą błądził po ciele przyciągając mnie brutalnie do
siebie. Krzyczałam. Szarpałam się z nim, ale to było kompletnie bez sensu. Dzięki
temu przypomniałam sobie jak agresywnie traktował mnie Jim.
- Puść, proszę… - nie miałam sił krzyczeć,
dławiłam się swoimi łzami. Uwolnił moje ręce, lecz zaraz przyparł mnie do blatu
kuchennego i zaczął całować. To było napastowanie, cholernie brutalne.
Zaczęłam go okładać pięściami na oślep chcąc jakoś go od siebie odsunąć, na co on jedynie uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Patrzyłam się na niego oniemiała.
Zaczęłam go okładać pięściami na oślep chcąc jakoś go od siebie odsunąć, na co on jedynie uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Patrzyłam się na niego oniemiała.
To
bolało, nie było miejsca na moim ciele, które nie pulsowało w tym momencie
bólem.
- Niech sobie ten skurwiel nie myśli, że
będzie miał taką dziwkę tylko dla siebie. – odsunęłam się pod ścianę jak
najdalej od niego, ale to nie wystarczyło. Podszedł do mnie i rozerwał moją
koszulkę na pół. Tak bardzo chciałam by przestał. Łzy ciekły mi po policzkach,
nic nie widziałam tylko czułam na sobie dłonie Duffa. Niech ten koszmar już się
skończy.
Akurat,
gdy dotykał moich nagich piersi usłyszałam kilka donośnych głosów
wykrzykujących coś do siebie. Zsunęłam się po ścianie nie rozróżniając postaci.
Oni też przyszli zrobić mi krzywdę? Poczułam jak jakieś dłonie unoszą mnie z
podłogi.
- Puść mnie! Zostaw, nie dotykaj mnie! –
krzyczałam głośno szlochając i wyrywając się na oślep.
Jednak
nic takiego się nie stało, a co było dalej? Tylko ciemność…
*
-
Kurwa! Trzymajcie mnie z daleka od tego kutasa, bo dłużej nie wytrzymam! – Axl
wrzeszczał w niebogłosy, przewracał wszystko co stało mu tylko na drodze. Był
nieźle wkurzony na Duffa, który siedział na fotelu patrząc na wszystko
nieprzytomnym wzrokiem. – Musiałeś brać?! Nie pomyślałeś, że przypomniałeś jej
jak traktował ją były?! Myślisz, że teraz w ogóle będzie w stanie się po tym
pozbierać? Weź pomyśl lepiej czasem o kimś innym, niż tylko o sobie. Kiedyś ten
egoizm wyjdzie ci na złe. Spróbuj ją tylko dotknąć, a wylecisz stąd szybciej
niż byś tego chciał.
Ostatnie
zdanie zabrzmiało złowrogo, a mina Axla potwierdzała to wszystko. Izzy właśnie
schodził na dół i położył się na sofę. Gdy ujrzeli akcję jaka działa się w
kuchni każdy wytrzeźwiał momentalnie.
- Jakoś udało mi się ją uspokoić, chwilę potem
zasnęła. Ubrałem ją w swoją koszulkę, nie chciałem by pół naga spała w pokoju
bez zamka. Cóż, na jedną noc to dla mnie za dużo wrażeń, będę u siebie. –
powiedział cicho i wymknął się z salonu. Steven zasnął za kanapą, Axl chodził
niespokojnie po całym pokoju, a Duff ledwo co kontaktował.
Co
się stało ze Slashem?
*
Nie
mogłem wytrzymać tej cholernej bezsilności. Jak on mógł?! Znał jej sytuację,
przeszłość więc co mu odwaliło? Zostawiłem ją tylko na jedną noc! Przecież
widziałem, jak on na nią patrzy, prawie że rozbierał ją wzrokiem za każdym
razem. Ona potrzebowała tylko kogoś, kto ją wyleczy z tych demonów przeszłości.
Tylko
kto? Może ja? Jasne, ze mną będzie bardzo bezpieczna. Szczególnie podczas
mojego odlotu na dragach. Co ja mam teraz zrobić? Sam już nie wiem. Zostaje
jedno, ważne pytanie.
Kim
ona dla mnie jest? Na pewno kimś, komu chciałbym zaufać, powierzać swoje
problemy i radzić się w sprawie rozwiązania ich. To wszystko jest zbyt
pogmatwane jak na taką godzinę.
Wyrzuciłem
niedopałek papierosa na trawę za domem, który tlił się dalej gdy kierowałem się
do sypialni Lilith. Potrzebowaliśmy się w tym momencie, czułem to.
Lecz
nie potrafiłem wyrzucić z głowy obrazu prawie nagiej Lilith po brutalnym
niedoszłym gwałcie.
*
Był
wszędzie. Jego usta. Jego dłonie. Jego oddech przesiąknięty wódką i
papierosami. Nie potrafiłam się uwolnić. Chciałam krzyczeć, nie mogłam wydobyć
z siebie głosu. Tak bardzo potrzebowałam pomocy, nikt nie przyszedł. Moje nieme
wołanie było na nic. Został ze mnie psychiczny wrak, lecz potem mogło być tylko
gorzej…
- Nie! – krzyknęłam głośno podnosząc się do
pozycji siedzącej. Rozejrzałam się gorączkowo po pokoju nie dostrzegając
niczego złego. Pierwsze promienie słońca wślizgiwały się do pomieszczenia
oświetlając je, był wczesny świt. Poczułam czyjąś dłoń dotykającą moich pleców.
Odskoczyłam jak oparzona, drżały mi ręce ze strachu. – Nie dotykaj!
Odwróciłam
się powoli w bok, nie spodziewając się kogo tam zastanę. Saul patrzył na mnie
wielkimi, zatroskanymi oczyma. Zabrał rękę, ale nie przestał mnie obserwować.
Chciałam go przytulić, lecz nie mogłam się ruszyć. Powiedzieć coś innego niż
miałam w głowie. Nie potrafiłam. Łzy cisnęły mi się do oczu z bezsilności.
Widząc
jak się rozklejam delikatnie położył mnie z powrotem i przytulił do siebie.
- Nic ci nie zrobię, to ja Slash – głaskał
mnie po głowie uspokajająco. – Jesteś ze mną bezpieczna.
Słysząc
jego głos rozkleiłam się jeszcze bardziej i łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy.
Czuwa nade mną, zależy mu bym nic sobie nie zrobiła. Jeszcze nikt nie był wobec
mnie taki… opiekuńczy. To było dla mnie nowe, nie wiedziałam jak się zachować w
takiej sytuacji. Wyciągnęłam rękę i przejechałam opuszkami palców po jego
klatce piersiowej, czułam pod palcami jak wali mu serce.
- Nie mogę, przepraszam – szepnęłam i
odwróciłam się od niego płacząc w poduszkę. Chyba nie podjął kolejnej próby
uspokojenia mnie, bo tylko leżał nie ruszając się. Sama jego obecność działała
kojąco, jak na razie na tyle było mnie stać.
Czeka
mnie pewnie rozmowa z bratem, Izzym, może nawet i Adlerem. O basiście na razie
nie chcę myśleć. Gdy tylko przypomnę sobie jego uderzenie w twarz nie potrafię
opanować spazmatycznych oddechów. Krztuszę się.
Straciłam
zaufanie do mężczyzn. Nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła zbliżyć się do
kogoś, na pewno nie w najbliższym czasie.
*
Więc
to tak smakuje odrzucenie przez osobę, na której ci zależy. Ja tylko chciałem
jej pomóc się uspokoić! Czy to aż tak dużo? Zamknęła się we własnej skorupie
bojąc się dopuścić kogokolwiek do środka.
Muszę
zrobić coś, żeby pokazać jej dowód mego zaufania.
Nigdy
nie walczyłem w taki sposób o kobietę.
Co
mam zrobić?
Jestem
bezradny.
Może
wystarczy tylko być przy niej?
Sam
już nie wiem, to trudne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)