sobota, 25 maja 2013

FANPAGE

Zapraszam serdecznie wszystkich, którzy posiadają facebooka (w sumie kto go nie ma?) do polubienia strony, którą prowadzę wraz z Carlą Jon McKagan :) 

LINK

Keep on rockin' !

ROZDZIAŁ 7.


Jest i kolejny rozdział perypetii Lil oraz całego rockowego świata. Opowiadanie coraz bardziej się rozkręca, z czego jestem niezmiernie zadowolona. Myślę nad napisaniem kilku dodatków, tylko za bardzo nie wiem jakie tematy wybrać. Jeżeli macie jakieś pomysły śmiało piszcie :) Zachęcam w trakcie czytania posłuchać sobie TEJ oto piosenki, idealnie komponuje się ze wszystkim.



Nazajutrz rano w domu panowała jeszcze cisza, wszyscy spali. Właściwie to zgonowali, tam gdzie skończyli imprezę. Nic dziwnego, trwała prawie do piątej nad ranem i nie obyło się bez wizyty policji oraz jakieś bójki.
*
Obudziło mnie ostre słońce wpadające do pokoju. Szybko oceniłam swój stan na dobry, nic mnie nie bolało choć to trochę dziwne. Jedyne co mi nie odpowiadało to to, że leżałam NAGA w swojej sypialni i nie pamiętałam nic z wczorajszej nocy, super. Przewróciłam się na bok i mało co, a bym krzyknęła. Obok mnie leżał koleś, z którym chyba wczoraj się poznałam. Mogłam przypuszczać, że on też nie miał niczego teraz na sobie.
 - Zajebiście Lilith, spokojnie możesz nazwać się kurwą – powiedziałam sobie w myślach i tak, by nie obudzić mojego towarzysza wstałam z łóżka. Włożyłam na siebie bieliznę i wygrzebałam z szafy starą koszulkę Black Sabbath.
Schodząc na dół rzuciło mi się na myśl to, jak powiem o tym incydencie mojemu bratu. Chyba, że już się domyślił co robiłam u siebie. Na samą myśl o tym, wzdrygałam się.
Kurwa, jestem w czarnej dupie.

To co ujrzałam w salonie dość mocno mnie zaskoczyło. Wszędzie walały się butelki, puste bądź rozbite oraz kawałki pizzy bądź chipsów. Ktoś nawet zrobił drzewko papierosowe, które aktualnie stało na telewizorze i ozdobił na dodatek prezerwatywami. Oby nie były zużyte. Za dużo ludzi tutaj nie było, pod stołem leżał ten wysoki blondyn, na sofie chrapał Steven, a za fotelem zauważyłam kawałek Izzy’ego. To było wszystko, reszta pewnie jest w swoich pokojach. Wkroczyłam do kuchni i mogłam odetchnąć, bo jedyne co tutaj było złego to obrzygany zlew. Chociaż nie będę tutaj musiała sprzątać.
W trakcie parzenia kawy do kuchni zajrzał Axl. Wyglądał na całkiem wypoczętego, chodził jakoś tak radośnie. Aż sama się uśmiechnęłam na ten widok.
 - A ty co taki wesoły? – spytałam brata nalewając mu kawy do kubka. Siadł obok mnie na blacie kuchennym.
 - Tak jakoś, czuję że to będzie dobry dzień.
Parsknęłam śmiechem i napiłam się kawy.
 - Jak jesteś taki zadowolony z życia to możesz dzisiaj pomóc mi sprzątać – wytknęłam mu język.
Wzruszył tylko ramionami, po czym do kuchni weszła cała trójka jaka spała w salonie. Spojrzałam w jakim są stanie i sięgnęłam do szafki po aspirynę. Faceci usiedli do stołu, a ja zabrałam się za robienie śniadania. Właśnie, gdy serwowałam na stół naleśniki zjawił się Slash. Był zaspany i chyba jeszcze nie do końca ogarniał, lecz gdy mnie zobaczył od razu się ożywił.
 - Chcesz kawy, Slash? – uśmiechnęłam się do niego szeroko i przytuliłam na powitanie.
 - Tak, ratujesz mi życie Mała – odwzajemnił mój uścisk i usiadł do chłopaków rozmawiających o nowych kawałkach na kolejną płytę.
Gdy sięgałam do szafki po kubek, poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie. Odwróciłam się i ujrzałam Rachela z uśmiechem od ucha do ucha. Pocałował mnie czule.
 - Dzień dobry księżniczko.
Spłonęłam rumieńcem i zajęłam się robieniem kawy. Wyminęłam chłopaka po czym podeszłam do Saula siedzącego przy stole i postawiłam przed nim kubek parującej cieczy.
 - Mmm, czym ja sobie zasłużyłem na takiego anioła? – powiedział jakoś tak smutno i już więcej się na mnie nie spojrzał. Dziwne, co się takiego mu stało? Przed chwilą był w świetnym humorze. 
I tak oto mijał powoli poranek, ja z Rachelem miziałam się na blacie kuchennym, a pozostali rozmawiali o przyszłej trasie po Ameryce. Było naprawdę miło, ale ja ledwo co znałam tego uroczego mężczyznę z nietypowym kolczykiem. Może gdybym nic wczoraj nie brała, nie skończyło by się na seksie. Oh, kogo ja oszukuję! Oczywiście, że i tak by się na tym skończyło.
 - Bolan! Zbieramy się! – krzyknął Sebastian.
Spojrzałam się na bruneta i uśmiechnęłam lekko.
 - No idź, nie będę cię zatrzymywać.
 - Lubię być przez ciebie zatrzymywanym – wymruczał mi do ucha przez co zadrżałam. – Ale masz rację, nie pozwólmy Bachowi tyle czekać.
Złożył na moich ustach pożegnalny, aczkolwiek słodki pocałunek.
 - Do zobaczenia – pogłaskał mnie po policzku i wyszedł z kuchni.
Westchnęłam głęboko i wróciłam do chłopaków, którzy nadal siedzieli przy stole. Gdy trzasnęły drzwi wejściowe zapadła grobowa cisza. Duff zasnął opierając się o stół z palącym się papierosem w dłoni. Axl spojrzał się na mnie dziwnie.
 - Sobie faceta wybrałaś, nie ma co – mruknął dopijając kawę.
 - To chyba moje życie więc nie powinieneś mieć nic do tego! Mój wybór, nie powstrzymasz mnie przed tym! – wkurzyłam się nieźle, przecież jestem już dorosła.
Widziałam tę złość w jego oczach, nikt nie przeciwstawia się raczej jego zdaniu.
 - Ja? Ja nie powinienem się wpierdalać w twoje życie? Kurwa, czy ty słyszysz co pierdolisz?! Bo chyba nie, jesteś moją młodszą siostrą i mam prawo, aby decydować o tym co jest dla ciebie dobre! Nie ma kurwa innej opcji!
 - Mówisz tak, bo tobie nie wychodzi z kobietami?! Próbujesz mnie ustawić, wybierać mi facetów! Co jeszcze wpadnie ci do tego pustego łba?! – rozkręcałam się coraz bardziej krzycząc na Axla. Reszta zespołu patrzyła tylko na mnie z niedowierzaniem. Siedzieli tu tylko po to by zainterweniować w odpowiedniej chwili w razie czego, gdyby Rudego poniosło.
 - Przesadziłaś, Innocence. Dobrze wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej. On po prostu nie nadaje się na chłopaka dla ciebie! To kurwiarz jakich mało, zerżnął cię i teraz tylko to będzie go obchodzić!
Nie wytrzymałam już dłużej, gdy mówił tak źle o Rachelu. Fakt, że on znał go dłużej… nie, nie mogę teraz myśleć o tym.
 - Co z tego?! Przecież mam już doświadczenie! Jim mnie wykorzystywał, twój basista prawie mnie zgwałcił w szale narkotykowym… ale wyjebane! I tak pewnie nie jeden uważa mnie za kurwę! – roześmiałam się gorzko w twarz Axlowi. Spoglądał na mnie z żalem, chyba nie wierzył w to co słyszy.
 - Jeszcze masz szansę uwolnić się z tego chorego związku, powiedz tylko słowo.
 - Kurwa, jaki ty tępy! JA TEGO NIE CHCĘ! Nie będziesz mi się w twoich ujebanych buciorach wjebywał do życia! To, że jesteś moim bratem cię do tego nie upoważnia! To jest kurwa moje życie!
Wyraz twarzy Axla stopniowo się zmieniał od smutku, aż po wściekłość. Widać nie lubił, jak ktoś go wyzywał.
 - Wypierdalaj z tego domu! Ty suko, ja ci chciałem tylko pomóc! Widocznie myliłem się co do ciebie! Potrafisz tylko dawać dupy, nic innego! – podszedł do mnie i szarpnął mocno za ramiona, a ja nie wytrzymując strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz.
To podziałało na niego jak płachta na byka. W wyniku furii walnął mnie z pięści w twarz. Czułam tylko jak warga mi pęka. On to zrobił… naprawdę mnie uderzył. Nie wiem kiedy po mojej twarzy zaczęły spływać łzy razem z krwią. Wszystko potem działo się w zwolnionym tempie. Odsunęłam się od niego pod ścianę i oglądałam scenę, która rozegrała się przede mną. Izzy wraz z Duffem przytrzymali Axla wijącego się ze złości i wyprowadzili na taras za domem. Za nimi pobiegł Steven. Saul rzucił mi szybkie spojrzenie i podbiegł do mnie pomagając mi wstać z podłogi. Chwilę stał i mnie przytulał do siebie, bym mogła się uspokoić.
*
Trzymałem ją w objęciach jak coś kruchego. W tej chwili chciałem tylko, by była bezpieczna. Gdziekolwiek, byle nie tu. Zajebię Axla, po prostu kurwa przesadził! Pogładziłem ją po włosach i przytrzymałem jej podbródek prosząc, by na mnie spojrzała. Jej wspaniałe oczy, w kolorze płynnej whisky patrzyły na mnie ze strachem i niepewnością. Zupełnie nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Taka nagła pustka, choć w sobie radowałem się mogąc być tak blisko niej.
 - Nie mogę tu zostać. Muszę się gdzieś ukryć, na jakiś czas – patrzyłem na nią wyczekująco, z nadzieją. – Macie może adres Skid Row? Jeśli tak to zapisz mi go na czymś, ja idę się ubrać.
Nawet na mnie nie patrząc opuściła parter kierując się po schodach do swojego pokoju. Stałem jak sparaliżowany. W czym ten facet jest lepszy ode mnie? Rose miał rację co do jego trybu życia. Ale jeśli Innocence (tak ją nazwał?) jest szczęśliwa to nie mam tu nic do dodania. Mimo, że w tym momencie zrobiło mi się w chuj przykro.
Kurwa.
*
Gdy znajdowałam się w objęciach Mulata jedyne czego chciałam to żeby ta chwila się nie skończyła. Mogłabym tak trwać w nieskończoność i patrzeć się w jego piękne czekoladowe tęczówki, w których były nie wiadome dla mnie emocje. Uświadomiłam sobie że nie powinnam tak myśleć i nawet nie obdarzając go spojrzeniem uciekłam do swojej sypialni. Do plecaka w stylu vintage spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, a na siebie wciągnęłam jasne jeansowe spodenki ze stanem i białą bluzkę z nazwą Gibson. Na nogi szybko założyłam creepersy i byłam gotowa. Na dole panowała totalna cisza, nikogo też nie było. W kuchni na blacie leżała karteczka ze starannie wykaligrafowanym adresem zamieszkania zespołu. Nie potrzebowałam w tej chwili nikogo innego.
Nie dopuszczałam do siebie jednak myśli… ba! Nie mogłam myśleć o tym, że to nie Bolan jest mi teraz potrzebny. Wychodząc z domu zamknęłam drzwi na klucz i czym prędzej oddaliłam się w kierunku centrum Miasta Aniołów. 

poniedziałek, 20 maja 2013

ROZDZIAŁ 6.



I jest dalszy ciąg mojej wersji "Mody na sukces" :D Mam nadzieję, że nie jesteście źli o trzymanie was aż tak długo w niepewności. Za chwilę w zakładce BOHATEROWIE pojawi się nowa osoba, bardzo ważna z resztą. Chciałam ten rozdział zadedykować mojej kochanej Carli Jon McKagan, bez której ostatnio nie funkcjonuję. Pomaga mi w wielu chwilach i przy moich blokadach twórczych. Oby tak dalej mała :* 



 - Nie widziałam czego? – obudziłam się pierwsza rumieniąc cholernie mocno. W takiej chwili, co ze mnie za idiotka!
 - Wow, to istnieją jeszcze takie dziewczyny co się czerwienią? – uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń na powitanie w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami nie spuszczając z niego wzroku.
 - Rachel Bolan – ja także wyciągnęłam dłoń na powitanie.
 - Lilith – gdy zetknęły się nasze dłonie, moje ciało przeszedł przyjemny dreszczyk.
Widzę tego faceta pierwszy raz na oczy, a już ma nade mną taką władzę?
 - Szukałeś czegoś lub kogoś? – spytałam powracając do robienia drinka.
Zamilkł na chwilę po czym przeszedł przez kuchnię stając obok mnie.
 - Tak, nie widziałaś może gdzieś może takiego w chuj wysokiego blondasa, który wygląda jak pedał? – spojrzał na mnie z całkiem poważną miną, ale ja zaczęłam się śmiać. – Co w tym takiego śmiesznego?
 - Znam takiego jednego, ale nie wygląda mi na pedała – skrzywiłam się na myśl o basiście. – Chodzi ci o Duffa?
Spojrzał na mnie z miną wyrażającą zdezorientowanie, po czym wybuchnął śmiechem.
 - Oh, nie. Chodziło mi… o, tu jesteś. – do kuchni weszła zguba Rachela.
 - Rety, na serio mógłby uchodzić za pedała. I te obcisłe spodnie! Muszę przeprosić McKagana – powiedziałam to i momentalnie złapałam się za usta. – Wybacz, to wszystko wina twojego kolegi. On tak o tobie powiedział!
Wzięłam swoją szklankę i pędem wyminęłam zdziwionego blondyna i teatralnie urażonego Rachela. Musiałam się teraz gdzieś schować, lecz gdzie? Mam pomysł! Chyłkiem wymknęłam się obok grupki lasek napalonych na Axla na taras za domem. Tutaj było cicho i czysto. Ludzie woleli się bawić w środku jak widać. Usiadłam sobie na leżaku, zapaliłam papierosa i odetchnęłam głęboko.
Możliwe, że Rachel mnie teraz szukał. Nie przejmowałam się tym, choć wizja ta była dość… podniecająca. Był naprawdę niezły, a ten uśmiech! Gunsi znają naprawdę zajebistych facetów.
 Po jakiś czterech wypalonych papierosach i calutkim wypitym drinku na taras zawitał ktoś nowy, było ciemno więc nie widziałam dokładnie kto to był.
 - Tu się schowałaś, kochana – wymruczał nisko Rachel, przyprawiając mnie o dreszcze na całym ciele.
Usiadł na tym samym leżaku i spoglądał na mnie z uśmiechem.
 - Jestem gdzieś brudna?
Zbliżył się do mnie znacznie.
 - Po prostu piękna, aż nie mogę się napatrzeć. Taka piękna… - szepnął cicho dotykając mojego policzka.
Co się ze mną dzieje? Po dwóch dużych drinkach czuję się, jakbym wypiła co najmniej ze dwie butelki wina. Nie chciałam uciekać. Nie chciałam oddalać się od niego. Miał tak ponętne usta. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, aż wreszcie połączyliśmy się w delikatnym, choć namiętnym pocałunku. Jak on całował! Przysunęłam się jeszcze bliżej niego, a on nagle posadził mnie sobie na kolanach. Ręce wplotłam mu we włosy bawiąc się nimi, przez co on zamruczał rozkosznie. Swoje dłonie oparł na moich biodrach, zniżając się do pośladków aby je mocno ścisnąć. Gdy pocałunek przerodził się w bardziej gorętszy Rachel wstał, a ja mogłam objąć go nogami. Chwilę tak staliśmy po czym przyparł mnie do ściany nie przestając całować.
*w tym samym czasie*
 - Hej Duff, nie widziałeś gdzieś może Lilith? – spytał Slash basisty trzymając w dłoni butelkę Danielsa.
Przerwał lizanie z jakąś do połowy nagą, cycatą blondynką i spojrzał się na Kudłacza.
 - Nie, od popołudnia jej nie spotkałem – powiedział to, po czym ta laska się znów na niego rzuciła.
Nagle przy drzwiach na taras pojawiła się Ruda, ale w dziwnej pozycji wraz z Bolanem ze Skid Row. Co oni tam robili? Odpowiedź na to pytanie zaraz się znalazła, gdy Rachel pocałował namiętnie Lilith niosąc ją na rękach, kiedy ona miała nogi oplecione wokół jego talii. Saul przyglądał się tej scenie z mieszanymi uczuciami. W końcu zniknęli w pokoju Lilith, chyba na dobre.
W Slashu jakby coś pękło.
*
Gdy tylko trzasnęły drzwi w moim pokoju przyparł mnie mocno do szafy dalej plądrując moje podniebienie językiem. Jęczałam mu wprost do ust. Ściągnął ze mnie szybko koszulkę rzucając ją gdzieś za siebie, spódniczka podwinęła mi się na brzuch odsłaniając koronkową bieliznę. Na chwilę przerwał całowanie i spojrzał na mnie pożądliwie.
 - Mam coś dobrego – powiedział cicho i z kieszeni ramoneski wyjął kilka tabletek.
Spojrzałam na nie nieufnie, lecz ciekawiły mnie one.
 - W górę czy w dół? – spytał się mrocznym szeptem Rachel.
 - W górę – odpowiedziałam i otworzyłam buzię, a on umieścił na moim języku zieloną tabletkę. Połknęłam ją od razu, on też wziął taką samą.
 Spoglądał na mnie oczekując efektów działania narkotyku. Chwilę później poczułam się niesamowicie błogo, z mojej głowy uleciały wszystkie złe myśli, a została tylko słodka nicość. Jedyne czego chciałam to pieprzyć się z tym seksownym facetem w moim łóżku. Zdarłam z niego skórę, następnie koszulkę. Zaczęliśmy się całować ponownie, tym razem zawzięcie nie tracąc ani sekundy na zaczerpnięcie oddechu. Rzucił mnie na łóżko i sam umiejscowił się nade mną. Ściągnął ze mnie tą niewygodną mini oraz resztę bielizny, sama też nie pozostałam mu dłużna. Odpinałam szybko guziki w jego jeansach, aż mogłam je ściągnąć razem z bokserkami.
 - Taka piękna – powiedział z uśmiechem gładząc mnie po brzuchu.
Po tych dwóch słowach urwał mi się film.

wtorek, 14 maja 2013

ROZDZIAŁ 5.


Jest kolejny rozdział! Chyba najdłuższy z tych wszystkich, jakie dodałam od początku. Po opublikowaniu następnego wstawię kolejną osobę do zakładki BOHATEROWIE. Komentujcie jak najwięcej, nawet nie wiecie jak mi się to cudownie czyta. Wasze miłe słowa motywują mnie do dalszego pisania. A tym czasem zapraszam gorąco do czytania, enjoy :)


Minął miesiąc.
Tamto wydarzenie wryło mi się w psychikę nie dając zaufać nikomu, nie ważne czy był to znajomy bądź nie. Po prostu nikt nie mógł się przebić przez moje stany lękowe, które stopniowo się pogarszały. Ja naprawdę pragnęłam zbliżyć się do kogoś, lecz to zbyt ciężkie jak dla mnie.
A co z moim bratem i jego kumplami?
No właśnie, co? Axl miewał aktualnie straszne wahania nastrojów. Raz chodził obłąkany widząc mnie w takim stanie, a kiedy indziej wkurwiony na cały świat bo nie wiedział jak ma mi pomóc. Steven za każdym razem próbował mnie pocieszyć, rozśmieszyć. Raz mu się nawet udało, co było dla mnie szokiem, dla niego również. Izzy w ogóle się mi nie narzucał, widocznie rozumiał moją sytuację choć czasem próbował wybadać mój nastrój i zaczynał jakąś niezobowiązującą rozmowę. Slash, hmm… zrozpaczony to było złe słowo. Był zmartwiony, całymi dniami zamykał się w pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Starał się wymyślić coś bym mogła otworzyć się na ludzi, ale widocznie stracił zapał, gdy widział jakim jestem wrakiem człowieka. Duff, tak. On najzwyczajniej w świecie próbował zrobić wszystko bym mu wybaczyła i nie przejmowała się tym. Dobre żarty.
 - Oni wszyscy się o ciebie martwią, nie widzisz tego? – powiedział cichy głosik w mojej głowie.
Muszę się przełamać, tylko co ja mam zrobić? Jestem bezradna, ale tli się we mnie płomyk nadziei że dam radę. Zacznę chyba od najbardziej pokrzywdzonego w tej sytuacji…

 - Axl? – szepnęłam cicho wchodząc na taras za domem. – Możemy porozmawiać?
Mój głos był wyprany z emocji, ręce lekko mi drżały jak siadałam obok niego na fotelu. Spojrzałam na niego spokojnie, prawie że beznamiętnie.
 - Ja… ja chciałam przeprosić. Za to, że przez ostatnimi czasy zachowywałam się tak dziwnie. Zupełnie nie potrafiłam sobie poradzić z tą sytuacją i nie wiedziałam jak mam poprosić was o pomoc. Ja… - łzy ciekły mi ciurkiem po twarzy, szlochałam nie potrafiąc tego opanować. Mój brat patrzył na mnie i u niego też dostrzegłam łzy w oczach. Przytulając się do niego wybuchłam głośnym płaczem. Wybaczył mi, wszystko co zrobiłam w ciągu tego miesiąca. 
 - Kocham cię Lilith, nie zapominaj że jesteś moją małą siostrzyczką i wszystko ci wybaczę. – powiedział zduszonym głosem wycierając moje łzy. – Teraz powinnaś iść do reszty. Nie mówię tu o McKaganie, ale Izzy, Steven i Slash zasługują na jakieś słowa wyjaśnienia. Szczególnie Hudson.
Przy wypowiadaniu ostatniego zdania spojrzał na mnie z miną „wiesz o czym mówię”. Zachichotałam.
 - Brakowało mi tego dźwięku, chodź. Słychać, że są w kuchni. – wstaliśmy i podążyliśmy do kuchni, skąd dobiegały krzyki.
Gdy weszliśmy zobaczyliśmy jak Stradlin i Popcorn stoją w bojowych pozycjach nastawieni przeciwko sobie.
 - Zjadłeś mój budyń! Przyznaj się, że to ty! – oskarżał Adler tego drugiego. Jego mina była w tym momencie niezwykle poważna, jak nie on.
 - Nie zjadłem! Mówiłem ci to już tyle razy, nie lubię budyniu!
Kłócili się dalej, Axl stwierdził że nie chce mu się tego słuchać i poszedł oglądać telewizję.
 - Hej! – krzyknęłam do nich. Obydwaj spojrzeli się na mnie. – O co wy się kłócicie? Dajcie spokój, tobie Steven zrobię kolejny budyń, a tobie Izzy w ramach rekompensaty upiekę ciasto czekoladowe. Pasuje?
Uśmiechnęli się do mnie szeroko i unieśli w górę.
 - Wróciłaś! Już myśleliśmy, że nigdy nie będziemy mogli zjeść pysznego jedzenia przez ciebie zrobionego.
 - Postawcie mnie, chcę zacząć robić! – śmiałam się razem z nimi, po chwili mnie postawili, każdy pocałował mnie w policzek i wyszli śmiejąc się dalej.
Pokręciłam głową z uśmiechem. Jacy oni są kochani, a ja robiłam im tyle złego. No nie ważne, czas zacząć gotować. Włączyłam radio i wzięłam się do roboty.
*
Jednak zamiast ciasta zdecydowałam się zrobić tort o nazwie „Devil’s food cake”. Wyglądał apetycznie, a jak smakował! Akurat, gdy kończyłam go dekorować przy piosence Queen – Need Your Loving Tonight do kuchni wkroczyli wszyscy, nawet Duff. Spięłam się momentalnie, ale reszta nie pozwoliła mu się do mnie zbliżyć. No, może jednak nie wszyscy. Slasha nie było, zrobiło mi się przykro. Pokroiłam tort i już po pierwszym kęsie można było stwierdzić, że jest zjadliwy.
 - A gdzie jest Slash? – spytałam chowając talerze do zlewu. Brakowało mi tu go, my sobie żartowaliśmy, a on nie wiadomo gdzie się podziewał. Nie ukrywajmy, że to jego bliskości brakowało mi najbardziej.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
 - Pewnie u siebie, nie widzieliśmy go w sumie od wczoraj – powiedział Stradlin urywając temat i wychodząc z kuchni.
Czas na starcie, którego nie jestem w stanie uniknąć. Zabrałam talerz z ciastem i skierowałam się pod sypialnię Saula. Zapukałam cicho, ale nie słysząc żadnego odzewu nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na wygląd tego pokoju. Ściany były białe z różnymi plakatami przywieszonymi na odwal. Okno naprzeciwko mnie, a pod nim dwuosobowe łóżko. Jedna komoda i kilka gitar. To było wszystko, minimalizm i prostota. A wśród tego wszystkiego na łóżku siedział Slash z notesem na kolanach. Skupiony szkicował coś zawzięcie.
Chrząknęłam, a on podniósł głowę. Zamarłam. Wyglądał przerażająco, jakby wygłodzony, worki pod oczami przez niedospanie, maleńkie źrenice od towaru jaki sobie zaaplikował i zapadnięte policzki.
 - Co ja uczyniłam? – pokręciłam przecząco głową podchodząc do niego bliżej. – Przyniosłam ci ciasto, jakbyś miał ochotę. Przed chwilą zrobiłam.
Nic nie odpowiedział. Siedział i wpatrywał się w kartkę.
 - Dzięki, Mała.
Odwróciłam się od drzwi, bo już miałam wychodzić. Spojrzałam na niego i nie wytrzymując dłużej rzuciłam się na niego z płaczem.
 - Przepraszam, za wszystko… sprawiłam ci ból moim zachowaniem, a nie powinnam… raniłam wszystkich wokół mnie, egoistka ze mnie niezła… mam tylko nadzieję, że mi wybaczysz i pozwolisz mi naprawić nasze relacje… – płakałam mu w ramię wdychając ten cudowny zapach. Jak zawsze były to perfumy, whisky i papierosy. Moja mieszanka wybuchowa.
 - Kochanie, uspokój się. Powinienem cię wspierać, a nie zaduszać złość narkotykami. Po prostu musiałem zająć czymś ręce, by nie zabić McKagana. Zresztą nie tylko ja miałem ochotę to zrobić. – spojrzał mi w oczy, a ja wpatrywałam się w nie urzeczona. Jak mogłam żyć bez jego wsparcia przez ten ostatni miesiąc? Nie mam zielonego pojęcia, ale nie chcę by znów stanęło coś między nami.
Zbliżyłam swoją twarz do jego, otworzyłam usta i wciągnęłam głośno powietrze. Przymknęłam powieki i pokręciłam lekko głową.
 - Będziesz dzisiaj ze mną spał? Jedna strona łóżka w moim pokoju jest nadal nietknięta. – uśmiechnęłam się szeroko schodząc mu z kolan.
 - To brudna robota, ale chętnie podejmę wyzwanie. – odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł za mną z pokoju.
*
 - Właśnie, robimy jutro imprezę. Ma przyjść trochę ludzi, będziesz miała okazję poznać kilku nowych facetów. Ostatnio grali przed nami koncert w Rainbow, całkiem dobrzy są. – siedzieliśmy u mnie w pokoju odpoczywając, w sumie to Slash leżał i patrzył na mnie jak wycieram swoje mokre włosy. Rzuciłam ręcznik na fotel i odwróciłam się do lustra chcąc je jakoś ułożyć.
*
Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Ma niezwykle ponętne ciało, szczególnie w takim stroju. Szara, luźna koszulka z wielką podobizną Jima Morrisona oraz męskie bokserki. Proporcje idealne, wszystko na swoim miejscu. Aż mnie ręce świerzbiły, by ją dotknąć. Odrzuciła swoje długie, rude włosy do tyłu i odwróciła się do mnie przodem uśmiechając się szeroko.
 - Kusisz los, Skarbie. – mruknąłem nie mogąc się powstrzymać od komentarza.
Zarumieniła się przegryzając wargę. Po chwili wślizgnęła się do łóżka na miejsce obok mnie. Zerknąłem na nią unosząc brew.
 - Co?
 - Nic, nic. Idź spać, musisz mieć dużo sił na jutrzejszą domówkę. – powiedziałem gasząc lampkę nocną. Lilith odwróciła się do mnie tyłem nakrywając się kołdrą tylko do połowy.
Cisza przesycona była niewypowiedzianymi słowami.
 - Slash?
 - Słucham cię, kochanie.

Wzięła dwa głębokie oddechy, nasłuchiwałem uważnie.
 - Przytul mnie.
Co takiego? Tego się nie spodziewałem, zupełnie. Przecież bała się jakiegokolwiek dotyku, nie chciałbym robić czegoś co jej nie pomoże uporać się z przeszłością. Walczyłem sam ze sobą, z jednej strony bardzo chciałem wziąć ją w ramiona i odpędzić wszystkie demony, a z drugiej nie robić nic czego ona nie chce.
Pieprzyć to. Zdjąłem spoconą koszulkę AC/DC, uporałem się z jeansami i mogłem poczuć ciepło jej ciała przy sobie. Zabrałem sobie kawałek pościeli i przymknąłem oczy nagle niezwykle znużony.
 - Nie przesadzaj tak z tą pościelą – wymruczała niewyraźnie.
Parsknąłem śmiechem.
Lilith wróciła, na dobre.
*
 - Czy w tym domu nigdy nic nie ma?! Kurwa, ja was kiedyś pozabijam gołymi rękoma! – krzyczałam na zespół stojąc w kuchni. Dochodziła jedenasta rano, wszyscy siedzieli i przysypiali przy stole. – Jak możecie tak funkcjonować?
Pokręciłam przecząco głową nawet nie spoglądając w stronę chłopaków. Myślałam co miałam kupić sporządzając na bieżąco listę zakupów, która stopniowo się powiększała. Gdy można było stwierdzić, że wszystko na niej jest dopiero spojrzałam na chłopaków.
Na moją twarz wpełzł szatański uśmiech. Oni już wiedzieli, że coś szykuję.
 - Steven i Axl, jedziecie ze mną – oznajmiłam i poszłam do swojego pokoju, by się trochę ogarnąć przed wyjściem.
Włosy rozczesałam, zrobiłam delikatny makijaż i przeszłam do szafy, z której wyciągnęłam koszulkę z AC/DC i obcisłe skórzane, czarne rurki oraz creepersy. W biegu chwyciłam torbę i zeszłam na dół. Nikogo nie było ani w salonie czy kuchni więc wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam moich tragarzy w całkiem przyzwoitym cadillacu.
Aż gwizdnęłam z wrażenia.
 - Niezłe auto, czyje? – spytałam, gdy usadowiłam się na przednim siedzeniu pasażera tuż obok Axla, który prowadził.
Faceci tylko spojrzeli po sobie i potem równo odwrócili się do mnie.
 - Nie chcesz wiedzieć – powiedzieli też równocześnie i ruszyliśmy na podbój supermarketu.
Po kilku korkach mogliśmy spokojnie zaparkować pod sklepem. Steven bez gadania poszedł po wózek, a my czekaliśmy na niego wewnątrz. Po dłużej chwili zaczęliśmy się o niego denerwować. Nagle Adler wjechał do sklepu w wózku, a za nim krzyczał tabun napalonych fanek.
 - Ratunku!!! – wrzeszczał w niebogłosy, Axl złapał wózek i schowaliśmy się szybko w alejce ze słodyczami.
Gdy potencjalne zagrożenie minęło, wyszliśmy spokojnie z naszej kryjówki, a ja mogłam rozwinąć swoją listę zakupów. Muzycy spojrzeli na nią groźnie.
 - To jak? Zaczynamy? – powiedziałam słodkim tonem prowadząc ich na dział z warzywami i owocami…

 - Popcorn! Ile ty tego wziąłeś?! Czy my emigrujemy na Syberię, że tak dużo żarcia najebałeś w tym koszyku?! – krzyczałam na Stevena, który załadował połowę wózka zbędnymi produktami.
 - Wyobrażasz ty sobie jaka na imprezach bierze ludzi gastrofaza?! Nikomu nie będzie się chciało lecieć po cokolwiek do żarcia! Uwierz mi Lilith, po prostu uwierz – położył mi dłoń na ramieniu i spojrzał niezwykle poważnie, przez co zachciało mi się śmiać.
 - Dobra, koniec z tym. Znajdźmy Axla i możemy kierować się na alkohol. – Adler pchał posłusznie koszyk załadowany prawie po brzegi.
Ale gdzie jest ten mój braciszek? Chodziliśmy po całym markecie szukając go, a on spokojnie sobie właśnie szedł w naszą stronę pogwizdując.
 - Gdzieś ty kurwa był pojebie?!?! – wrzasnęłam, prawie jak on podczas koncertów. Co jak co, ale geny robią swoje.
On tylko spojrzał na mnie z uśmiechem i niby od niechcenia wskazał magazyn.
 - No wiesz, tu i tam.
Pokręciłam głową zrezygnowana.
 - Więcej nie chcę wiedzieć. Co ja z wami mam… dobra, jeszcze tylko kupmy ten alkohol i chodźmy do kasy – powiedziałam cicho i podążyłam za rozradowanym Adlerem pchającym wózek oraz Axlem, który siedział mu na barana.
Po wielu, wielu sporach udało nam się pójść na kompromis przy wyborze alkoholu.
 - Weźcie ten karton wódki… nie Axl, tamtej… karton whisky, Popcorn nie wiesz jak Daniels wygląda?! – po kolei skreślałam wszystkie rzeczy na kartce. – jeszcze tylko karton Nightraina i mamy wszystko.
Odetchnęłam z ulgą, lecz widząc zawartość koszyka ucieszyłam się że jednak przyjechaliśmy samochodem.
 Z odrętwienia wyrwała mnie kasjerka kończąca kasować produkty.
 - Płaci pani 2356$ - powiedziała lekko zdziwiona tą ceną, ja tylko spojrzałam na chłopaków i wyciągnęłam ku nim dłoń. – Kartę poproszę, to wasza wina.
Rudy wyciągnął z portfela swoją kartę i mi ją podał. Gdy uregulowałam płatność mogliśmy w końcu wyjść z tego piekła.  Teraz tylko zostało pytanie, jak my to upchniemy w takim aucie?
Alkohol poszedł do bagażnika razem z cięższymi produktami, a takie rzeczy jak warzywa czy mięso położyliśmy koło Stevena z tyłu wozu.
 - Jedź stąd, tylko szybko. Po drodze zajedź jeszcze do jakiegoś monopolowego i kup ze trzy wagony Malboro, bo w domu żadnych nie ma – powiedziałam cicho przymykając powieki tylko na chwilę, lecz i tak zasnęłam w drodze do domu.

 - Lilith! Wstawaj, już podjeżdżamy pod dom – obudził mnie Axl parkując pod wjazdem do garażu. Wygramoliłam się z auta ziewając.
Steven i Axl zaczęli wypakowywać zakupy, a ja wpadłam na doskonały pomysł.
 - IZZY, SLASH, DUFF DO MNIE! JAK NIE, TO BĘDĘ WAM SIĘ ŚNIŁA PO NOCACH I TO NIE BĘDZIE MIAŁO NIC WSPÓLNEGO Z WASZYMI FANTAZJAMI SEKSUALNYMI!
Wrzeszczałam i kilka sekund później cała trójka wybiegła przed dom potykając się o siebie.
 - O kurwa – powiedzieli jednocześnie na widok tych wszystkich rzeczy jakie dalej wypakowywali na zewnątrz pozostali członkowie zespołu.
 - Do pracy raz, czekam na was w kuchni.
*
 - To było straszne, nigdy więcej nie wybieraj się na zakupy z Adlerem i Wiewiórą – powiedział sapiąc Izzy.
Ja tylko siedziałam na blacie i rozkazywałam im, co gdzie mają położyć. W sumie to dopiero teraz ta kuchnia nabrała domowego wyrazu. Jak na razie nie sprzątałam gruntownie całego domu, bo po dzisiejszej imprezie wszystko będzie wyglądało pewnie gorzej niż na początku. Właśnie wybiła godzina 17, więc po skończonym lunchu mogłam iść zacząć się ogarniać na imprezę.
Po odświeżeniu się poprzez prysznic nadszedł czas na małą metamorfozę. Po skończeniu jej wyglądałam tak:


Choć po spojrzeniu w lustro obyło się bez czapki i okularów. Wyglądałam całkiem nieźle, martwiła mnie tylko trochę długość spódniczki.
 - Whatever – machnęłam lekceważąco dłonią i zeszłam na dół, bo słyszałam już jakieś odgłosy imprezy.
Ludzi przybywało i ubywało. Stojąc na schodach ogarnęłam wszystko. Slash siedział z Axlem i zawzięcie o czymś dyskutowali, Steven wraz z Izzym siedzieli już ujarani na kanapie, a Duff zarywał do jakieś laski – normalne. Wszystkich znałam praktycznie z widzenia, ze sklepu muzycznego, z Sunset. Byłam pewna, że przelotnie widziałam nawet któregoś z kumpli Jima. O tym wolałam dłużej nie myśleć. Mój wzrok przykuło pięciu facetów siedzących przy stole i popijających drinki. Można by stwierdzić, że to kolejny zespół próbujący się wybić.
Moje niezwykle taktowne rozmyślania przerwał Steven wieszając się na mnie.
 - Lil! Jak ty pięknie wyglądasz, nosz kurwa… zajebiście wręcz! Jak się podoba impreza? – bełkotał mi do ucha prowadząc przez salon.
 - Adler, dopiero 19 a ty już zjarany? Co ja mam z tobą zrobić?
 - Kochaj mnie, karm mnie i nie opuszczaj mnie – przytulił się do mnie mocno i zaczął szlochać. Zaciągnęłam go jakoś do kanapy i posadziłam na niej.
 - Siedź grzecznie, tu masz piwo – powiedziałam jak do małego dziecka, podając mu butelkę z trunkiem.
Natomiast ja zaszłam do kuchni licząc na to, że uchowa się dla mnie w lodówce jakaś butelka whisky. O dziwo, było ich tam więcej niż jedna. Przygotowałam sobie Danielsa z colą i lodem, wróciłam do salonu i siadłam na jednym z foteli koło Izzy’ego. Jednak on też przez to zioło ledwo co ogarniał sytuację.
Mój wzrok mimowolnie podążył w kierunku Slasha, akurat on też patrzył na mnie. Nieśmiało uniosłam szklankę do góry wznosząc niemy toast upiłam trochę, on poszedł w moje ślady. Axl badał moje zachowanie, co dało się rozpoznać od razu. Posłałam w jego stronę soczystego buziaka, na co on teatralnie westchnął i się wyszczerzył.
Gdy skończyłam już drinka, niestety samotnie podążyłam do kuchni po następnego. Akurat schylałam się do lodówki po napoczętą butelkę whisky, gdy do kuchni ktoś wszedł. Sądząc po krokach był to facet.
 - Ej, nie widziałaś może… - odwróciłam się do niego przodem i zaniemówiłam. Tak, najzwyczajniej w świecie zaniemówiłam. Ten piękny mężczyzna po prostu zwalił mnie z nóg samą swoją postawą. On w sumie też stał jak wmurowany nie mogąc wykrztusić końca swej wypowiedzi.
Czas się dla nas zatrzymał. Całe otoczenie jakby zamieniło się w jedną niewyraźną plamę, byliśmy tylko my. I nikt więcej.

czwartek, 9 maja 2013

ROZDZIAŁ 4.


Od tego pamiętnego wieczora minął jakiś czas. Mieli chyba jednak jakąś rozmowę, bo jak na razie nie widziałam ich w stanie totalnego odlotu. Jeśli brali, to w swoich pokojach, a nie na moich oczach. Mimo tego incydentu z wszystkimi zdążyłam się już nieźle zżyć. Trochę to dziwne, bo bardziej ufałam Slashowi niż własnemu bratu. To w gitarzyście miałam oparcie.
Wszystko było w jak najlepszym porządku, do czasu…
Pewnej majowej nocy chłopcy w końcu wyciągnęli Slasha za moją namową do klubu. Nie chciał mnie zostawiać samej, bał się o mnie. Tak więc Duff się poświęcił zostając ze mną. Zapewnił, że nie będzie się narzucać w żaden sposób.
Około pierwszej w nocy poszłam pod prysznic. Umyłam włosy nie dając ich na pastwę suszarki, która robiła większy hałas niż zespół podczas prób. W koszulce Rolling Stones, która była dość krótka zeszłam do kuchni po herbatę. Sięgając ją z górnej półki poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie w pasie. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam zaćpane oczy basisty.
 - Duff, jesteś naćpany. Puść mnie! No zabieraj te łapy, do cholery! – krzyczałam próbując się mu wyrwać. Jednak nie było to łatwe. Nie dość, że Mulat był wysoki to co mogę powiedzieć o McKaganie.
Nie mogłam się w żaden sposób wyrwać, był silniejszy ode mnie. Jedną dłonią ściskał mocno moje nadgarstki, a drugą błądził po ciele przyciągając mnie brutalnie do siebie. Krzyczałam. Szarpałam się z nim, ale to było kompletnie bez sensu. Dzięki temu przypomniałam sobie jak agresywnie traktował mnie Jim.
 - Puść, proszę… - nie miałam sił krzyczeć, dławiłam się swoimi łzami. Uwolnił moje ręce, lecz zaraz przyparł mnie do blatu kuchennego i zaczął całować. To było napastowanie, cholernie brutalne.
Zaczęłam go okładać pięściami na oślep chcąc jakoś go od siebie odsunąć, na co on jedynie uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Patrzyłam się na niego oniemiała.
To bolało, nie było miejsca na moim ciele, które nie pulsowało w tym momencie bólem.
 - Niech sobie ten skurwiel nie myśli, że będzie miał taką dziwkę tylko dla siebie. – odsunęłam się pod ścianę jak najdalej od niego, ale to nie wystarczyło. Podszedł do mnie i rozerwał moją koszulkę na pół. Tak bardzo chciałam by przestał. Łzy ciekły mi po policzkach, nic nie widziałam tylko czułam na sobie dłonie Duffa. Niech ten koszmar już się skończy.
Akurat, gdy dotykał moich nagich piersi usłyszałam kilka donośnych głosów wykrzykujących coś do siebie. Zsunęłam się po ścianie nie rozróżniając postaci. Oni też przyszli zrobić mi krzywdę? Poczułam jak jakieś dłonie unoszą mnie z podłogi.
 - Puść mnie! Zostaw, nie dotykaj mnie! – krzyczałam głośno szlochając i wyrywając się na oślep.
Jednak nic takiego się nie stało, a co było dalej? Tylko ciemność…
*
  - Kurwa! Trzymajcie mnie z daleka od tego kutasa, bo dłużej nie wytrzymam! – Axl wrzeszczał w niebogłosy, przewracał wszystko co stało mu tylko na drodze. Był nieźle wkurzony na Duffa, który siedział na fotelu patrząc na wszystko nieprzytomnym wzrokiem. – Musiałeś brać?! Nie pomyślałeś, że przypomniałeś jej jak traktował ją były?! Myślisz, że teraz w ogóle będzie w stanie się po tym pozbierać? Weź pomyśl lepiej czasem o kimś innym, niż tylko o sobie. Kiedyś ten egoizm wyjdzie ci na złe. Spróbuj ją tylko dotknąć, a wylecisz stąd szybciej niż byś tego chciał.
Ostatnie zdanie zabrzmiało złowrogo, a mina Axla potwierdzała to wszystko. Izzy właśnie schodził na dół i położył się na sofę. Gdy ujrzeli akcję jaka działa się w kuchni każdy wytrzeźwiał momentalnie.
 - Jakoś udało mi się ją uspokoić, chwilę potem zasnęła. Ubrałem ją w swoją koszulkę, nie chciałem by pół naga spała w pokoju bez zamka. Cóż, na jedną noc to dla mnie za dużo wrażeń, będę u siebie. – powiedział cicho i wymknął się z salonu. Steven zasnął za kanapą, Axl chodził niespokojnie po całym pokoju, a Duff ledwo co kontaktował.
Co się stało ze Slashem?
*
Nie mogłem wytrzymać tej cholernej bezsilności. Jak on mógł?! Znał jej sytuację, przeszłość więc co mu odwaliło? Zostawiłem ją tylko na jedną noc! Przecież widziałem, jak on na nią patrzy, prawie że rozbierał ją wzrokiem za każdym razem. Ona potrzebowała tylko kogoś, kto ją wyleczy z tych demonów przeszłości.
Tylko kto? Może ja? Jasne, ze mną będzie bardzo bezpieczna. Szczególnie podczas mojego odlotu na dragach. Co ja mam teraz zrobić? Sam już nie wiem. Zostaje jedno, ważne pytanie.
Kim ona dla mnie jest? Na pewno kimś, komu chciałbym zaufać, powierzać swoje problemy i radzić się w sprawie rozwiązania ich. To wszystko jest zbyt pogmatwane jak na taką godzinę.
Wyrzuciłem niedopałek papierosa na trawę za domem, który tlił się dalej gdy kierowałem się do sypialni Lilith. Potrzebowaliśmy się w tym momencie, czułem to.
Lecz nie potrafiłem wyrzucić z głowy obrazu prawie nagiej Lilith po brutalnym niedoszłym gwałcie.
*
Był wszędzie. Jego usta. Jego dłonie. Jego oddech przesiąknięty wódką i papierosami. Nie potrafiłam się uwolnić. Chciałam krzyczeć, nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Tak bardzo potrzebowałam pomocy, nikt nie przyszedł. Moje nieme wołanie było na nic. Został ze mnie psychiczny wrak, lecz potem mogło być tylko gorzej…
 - Nie! – krzyknęłam głośno podnosząc się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się gorączkowo po pokoju nie dostrzegając niczego złego. Pierwsze promienie słońca wślizgiwały się do pomieszczenia oświetlając je, był wczesny świt. Poczułam czyjąś dłoń dotykającą moich pleców. Odskoczyłam jak oparzona, drżały mi ręce ze strachu. – Nie dotykaj!
Odwróciłam się powoli w bok, nie spodziewając się kogo tam zastanę. Saul patrzył na mnie wielkimi, zatroskanymi oczyma. Zabrał rękę, ale nie przestał mnie obserwować. Chciałam go przytulić, lecz nie mogłam się ruszyć. Powiedzieć coś innego niż miałam w głowie. Nie potrafiłam. Łzy cisnęły mi się do oczu z bezsilności.
Widząc jak się rozklejam delikatnie położył mnie z powrotem i przytulił do siebie.
 - Nic ci nie zrobię, to ja Slash – głaskał mnie po głowie uspokajająco. – Jesteś ze mną bezpieczna.
Słysząc jego głos rozkleiłam się jeszcze bardziej i łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy. Czuwa nade mną, zależy mu bym nic sobie nie zrobiła. Jeszcze nikt nie był wobec mnie taki… opiekuńczy. To było dla mnie nowe, nie wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji. Wyciągnęłam rękę i przejechałam opuszkami palców po jego klatce piersiowej, czułam pod palcami jak wali mu serce.
 - Nie mogę, przepraszam – szepnęłam i odwróciłam się od niego płacząc w poduszkę. Chyba nie podjął kolejnej próby uspokojenia mnie, bo tylko leżał nie ruszając się. Sama jego obecność działała kojąco, jak na razie na tyle było mnie stać.
Czeka mnie pewnie rozmowa z bratem, Izzym, może nawet i Adlerem. O basiście na razie nie chcę myśleć. Gdy tylko przypomnę sobie jego uderzenie w twarz nie potrafię opanować spazmatycznych oddechów. Krztuszę się.
Straciłam zaufanie do mężczyzn. Nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła zbliżyć się do kogoś, na pewno nie w najbliższym czasie.
*
Więc to tak smakuje odrzucenie przez osobę, na której ci zależy. Ja tylko chciałem jej pomóc się uspokoić! Czy to aż tak dużo? Zamknęła się we własnej skorupie bojąc się dopuścić kogokolwiek do środka.
Muszę zrobić coś, żeby pokazać jej dowód mego zaufania.

Nigdy nie walczyłem w taki sposób o kobietę.

Co mam zrobić?

Jestem bezradny.

Może wystarczy tylko być przy niej?

Sam już nie wiem, to trudne.