czwartek, 4 lipca 2013

ROZDZIAŁ 13.

Czy tylko ja w wakacje nie lubię się nudzić? Wszyscy mają jakieś zajęcie, tylko nie ja... To straszne. Jeszcze bardziej mnie ludzie wkurwiajcie, cholera no. 


- O bracie, patrz na ten ósmy cud świata! – Steven Tyler szturchnął swojego przyjaciela.
 - Kurwa Steven… czy ty nie masz gdzie się gapić?! – oprzytomniał Joe Perry.
 - Może mam się w oczy patrzeć? – zapytał z drwiną.
 - Mam przyjaciela idiotę… - westchnął teatralnie wokalista Aerosmith.
 - A ja napalonego błazna – powiedział Joe z niedowierzaniem.
 - Wypluj te słowa! – powiedział głośno Tyler waląc Perry’ego w ramię.
 - Spierdalaj, wszyscy się na nas gapią!
Dość głośny początek zagłuszył większą część rozmowy facetów, lecz gdy trochę przyciszyłam usłyszałam ostatnią wymianę zdań między nimi. Znieruchomiałam i powoli się wyprostowałam. Odwróciłam się i otworzyłam szeroko usta zaszokowana.
 - Widzisz, już usta otwiera – powiedział Steven szczerząc się do mnie i opierając na Joe. Ten strzepnął jego rękę tak, że Tyler prawie się przewrócił.
 - Wybacz Kochanie za nienaganne zachowanie mojego przyjaciela, tak już ma gdy widzi piękną kobietę – uśmiechnął się pokrzepiająco gitarzysta.
Stałam przed nimi nie wiedząc co powiedzieć, co oni tutaj robią?! Zaraz, zaraz… te spotkania, długie rozmowy telefoniczne i to dzisiejsze wyjście z imprezy…
 Podbiegłam szybko do Bolana i rzuciłam się na niego z piskiem. Łzy napłynęły mi do oczu, byłam taka szczęśliwa z tego co dla mnie zrobił.
 - Jesteś cudowny, kocham cię! – wykrzyczałam całując go mocno.
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, ale niestety Steven zaczął się niecierpliwić. Odkleiłam się od mojego ukochanego i podeszłam do tej niezwykłej dwójki muzyków.
 - Cześć, miło mi was tu gościć. Jestem Lilith, wasza wielka fanka – plotłam trzy po trzy, nie mogąc oderwać od nich wzroku, szczególnie od Joe. Był taki boski.
 - Witaj piękności, my się przedstawiać nie musimy – Tyler chwycił moją dłoń i pocałował szarmancko. Zarumieniłam się i zachichotałam. Co się ze mną kurwa dzieje?!
Joe wystawił w moją stronę ramię, na co ja złapałam je z uśmiechem. Tyler szedł po mojej drugiej stronie rozglądając się dookoła. Napotkał sylwetki Skidów i Gunsów, którzy do tej pory się nie odezwali.
 - To impreza może trwać! – krzyknął Steven i już ze szklanką w dłoni przysiadł się do Slasha (miał bardzo smutną minę, gdy trwałam przyklejona do Rachela) oraz Scotti’ego i Duffa.
 - Zaprowadź mnie tylko skarbie do miejsca, gdzie jest alkohol i już możesz lecieć do swojego chłopaka – podążyłam z Perrym do kuchni, gdzie stało jeszcze wiele butelek różnych trunków. Chwyciłam jakieś papierosy z blatu i otworzyłam drzwi prowadzące na taras. Okazało się, że Joe przytrzymał mi je i wyszedł na zewnątrz ze mną.
Siedliśmy w wiklinowych fotelach naprzeciwko siebie, przyniósł nawet dwie lampki i odkorkowane wino. Uśmiechnęłam się szeroko. Czy to było normalne? Dla mnie nie, picie wina z moim idolem. Jakbyśmy się znali od zawsze, a nie od kilku minut. Podał mi kieliszek.
 - Za co pijemy? – uniosłam go do góry.
On przystawił swój do mojego.
 - Za dzisiejszą noc – powiedział, po czym się stuknęliśmy. Wino było niezwykle delikatne i słodkie.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu wyciągając papierosa z paczki. Rozejrzałam się za jakąś zapalniczką, lecz  nagle przed oczami pojawił mi się płomień wystawiony przez mojego kompana.
 - Dziękuje, panie Perry… - przerwał mi ruchem ręki i spojrzał na mnie dziwnie. – Joe, nie chcę być wścibska, ale jakim cudem Rachelowi udało się zaprosić was tutaj?
On postawił wino na stoliku i zaciągnął się fajką.
 - Wpadliśmy kiedyś na siebie w studiu, chyba pomyłka przy wynajmowaniu. W każdym bądź razie dostał numer Stevena i niedawno zadzwonił objaśniając swoją prośbę. Powiedział, że ma piękną dziewczynę i że jest ona fanką Aerosmith i byłoby cudownie gdybyśmy wpadli w weekend na imprezę. Akurat odwołali nasz koncert w Nowym Jorku to stwierdziliśmy, że czemu by nie.
 - Hmm, wiedzieliście w ogóle na co się piszecie? – spojrzałam na gitarzystę.
Przeczesał swoje niesforne włosy.
 - Właśnie nie, przyjechaliśmy tutaj zupełnie w ciemno i pierwsze co zobaczyliśmy to twój tyłeczek. Nie powiem, żeby mi się to nie spodobało – zaśmiał się Joe, na co ja udałam oburzoną. – Innym też się podobało, ten w loczkach o mało co by się na ciebie wtedy nie rzucił.
Mówił o Slashu? Moim Saulu? To dziwne, przecież on jest moim przyjacielem od zwierzeń. I dobrych miejsc, gdzie można wypić. Nie chciałam teraz myśleć o nim inaczej jak o kumplu, nie mogłam! Mam chłopaka, którego kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
 - Coś cię dręczy – stwierdził Joe dolewając mi wina. Upiłam trochę chcąc pozbyć się suchości w gardle.
 - Nic takiego, po prostu… - nie wiedziałam co mu powiedzieć. – Złapał mnie przymuł po zielsku.
Zaśmiał się głośno.
 - O proszę, to tak się panna bawi. Ja cię chyba muszę wyprowadzić na dobrą drogę, pozwalasz sobie na zbyt wiele – mówił żartobliwie Perry. Śmiałam się razem z nim pijąc jednocześnie wino i paląc.
Siedzieliśmy tak na tarasie jakąś godzinę rozmawiając o wszystkim, dosłownie. Otworzyliśmy się przed sobą nawzajem. On opowiadał mi o jego problemach w domu, ja o moich napięciach z Axlem. Dał mi dużo dobrych rad, jest naprawdę sympatycznym i godnym zaufania człowiekiem.
 - Chodź, bo pewnie cię szukają. Albo pomyślą sobie, że gdzieś cię wywiozłem do Meksyku. Wiesz, nigdy nic nie wiadomo – uśmiechnął się i weszliśmy z powrotem do domu. Od razu było mi cieplej. Czy okna tutaj są dźwiękoszczelne? Jak mogliśmy nie słyszeć dźwięków „Heartbreaker” The Rolling Stones? Weszliśmy do salonu, a widok nas w sumie za bardzo nie zdziwił.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Duff leżący pod stołem, chyba spał. Tulił do siebie Roba i Dave’a, byli bez koszulek. Poza tą trójką i Izzym, który pewnie wciągał coś w łazience z Adlerem wszyscy siedzieli kulturalnie na kanapach i fotelach i byli pogrążeni w rozmowie z Tylerem. Patrzyli na niego z respektem. Z tego co usłyszałam to mówili o Gwiezdnych Wojnach.
 - Lilith kocha te filmy – powiedział Hudson uśmiechając się szeroko.
Steven spojrzał na Bolana.
 - Facet, lepiej trzymaj taką kobietę na krótkiej smyczy. Laska, która lubi rock ‘n’ roll i Star Wars to ideał – powiedział wznosząc ku mnie toast.
Zarumieniłam się mocno. Rachel wstał z kanapy, podszedł do mnie i pocałował mnie czule.
 - Porywam ci towarzysza, mam z nim sprawę do omówienia.
 - Leć, taka okazja się może nie powtórzyć – klepnęłam go w pośladek, on nie pozostał mi dłużny.
Rozglądałam się bezradnie po salonie, lecz nie wiedziałam za co się zabrać – za picie, siedzenie, rozmowę czy spanie. Nagle rozbrzmiała piosenka Rolling Stonesów „Angie”, uwielbiam ją. Kiwałam się dźwięk pierwszych taktów piosenki z przymkniętymi oczyma.
 - Chodź – otworzyłam oczy, a przede mną stał Slash z wyciągniętą dłonią. Chwyciłam ją i ruszyłam za nim na prowizoryczny parkiet przed stolikiem z adapterem. Przytuliłam się do niego mocno wdychając mieszankę różnych zapachów. Oh Saul… wsłuchiwałam się w tekst piosenki i kiwałam się do rytmu.


Angie, Angie 
when will those clouds all disappear?
Angie, Angie 
where will it lead us from here?

With no loving in our souls 
and no money in our coats
You can't say were satisfied

But Angie, Angie, 
you can't say we never tried
Angie, you're beautiful 
but ain't it time we said goodbye?
Angie, I still love you 
remember all those nights we cried?

All the dreams we held so close 
seemed to all go up in smoke
Let me whisper in your ear:

Angie, Angie
where will it lead us from here?

Oh, Angie, don't you weep, 
all your kisses still taste sweet
I hate that sadness in your eyes

But Angie, Angie, ain't it time we said goodbye?

With no loving in our souls 
and no money in our coats
You can't say were satisfied

But Angie, I still love you, baby
Everywhere I look I see your eyes
There ain't a woman that comes close to you
Come on baby, dry your eyes

But Angie, Angie, ain't it good to be alive?
Angie, Angie, they can't say we never tried

Gdy piosenka się skończyła oderwałam się od Mulata, on na mnie spojrzał z lekkim uśmiechem.
 - Dziękuję – szepnął i pomknął do łazienki, chyba na następną dawkę narkotyku. Zdusiłam w sobie chęć rzucenia się na niego, by tego nie robił.
Ktoś, wydaje mi się że to był Scotti przełączył na płytę Scorpionsów. Tupiąc sobie nogą oparłam się o fotel i spoglądałam na wszystkich muzyków rozmawiających ze sobą. Wydawali się tacy szczęśliwi.

Mimo, że każdy z nich czuł wszystko tylko nie szczęście. 

16 komentarzy:

  1. kto ci napisał wstęp?! no kto?! Genialna Ja!
    i w końcu cię ubłągałam! :3
    dobra, widzę pogawędka z Joe dobrze jej zrobiła :3 no no :3 ale Rachel kochany, że taki jej prezent zrobił! <3
    i ten taniec ze Slashem *-*
    o paniee! idę cię dalej męczyć o następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie no, koniec najlepszy a mianowicie taniec ze Slashuniem^^ też bym tak chciała ;c
    Na każdym blogu podoba mi się, gdy Steven i Joe wkraczają do akcji :D zajebiści są i tyle:D
    kurde pisz już następny, bo chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak trochę zejdę z tematu^^ bo tak patrzę sobie na twój profil i cholernie ciekawi mnie co masz konkretniejszego na myśli pisząc, że interesują cię męskie rozrywki :D prośba ode mnie dla ciebie jakbyś mogła mi to bardziej rozwinąc, bo ciekawość mnie zżera ;3

      Usuń
    2. zapraszam do siebie na nowy :)
      http://welcome-to-highway-to-hell.blogspot.com/

      Usuń
    3. no wiesz, chodzi mi głównie o gry :)

      Usuń
    4. znowu nowy :)
      http://welcome-to-highway-to-hell.blogspot.com/

      Usuń
  3. OOOO jaki fajny rozdział :d

    Bolan to ma łeb do niespodzianek haha :P
    Ohh taki Joe... ja to bym chyba zemdlała ze szczęścia xd
    No i ta rozmowa na tarasie
    Wujek Joe- dobra rada :D
    Zawsze u ciebie w rozdziałach wszystko idealnie się komponuje to jest takie super!
    No i Slash...znaczy taniec ze Slashem to było takie.... kochane? Nie wiem czy to odpowiednie słowo ale widać że biedaczek się męczy patrząc na Lilith i Rachel'a :(
    Ja nie lubić kiedy Sauli smuta :(

    Ale rozdział jest fantakurwastyczny i już się nie mogę doczekać następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Też bym chciała taką niespodziankę, cholera. Miło by było, haha. Fajnie, że pogadała z Joe, może dał też jej trochę do myślenia, ale kurde nie mogę jak ten biedny Slash cierpi, masakra.
    Padam, więc wybacz mało treściwy komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  5. OOoo i pojawili się Panowie z Aerosmith :D Hehe te teksty Tylera są po prostu genialne :D i to siedzenie na tarasie z Joe...marzenie. Też bym tak chciała rozmawiać z najprzystojniejszym facetem pod słońcem....ma dziewczyna szczęście do facetów. No i trochę mi szkoda Slasha, bo musi patrzeć jak dziewczyna, którą kocha jest z innym, ale ja tam wolę Bolana :P Oczywiście kolejny, genialny rozdział :D a co do nudzenia się, to witam w klubie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy u mnie ;)
      http://the-flames-burned-out.blogspot.com/2013/07/rozdzia-22.html

      Usuń
  6. Jak przeczytałam ostatnie zdanie poczułam jakiś taki... niepokój? No bo jak to możliwe, żeby tacy faceci nie byli szczęśliwi? I co najważniejsze: dlaczego nie są?
    No a teraz od początku :D
    Hahah początek był genialny :D Jak zawsze niezawodna część Aerosmih i ich nie mniej niezawodne teksty :D
    Rachel to jednak umie robić niespodzianki, nie ma co :P
    Też bym tak chciała siedzieć sobie na tarasie pijąc wino, paląc i rozmawiając o wszystkim z Joe Perrym!
    Ktoś mi powie, dlaczego ja tak nie mogę? :c
    No i znowu ten Saul... Mam dziwne przeczucie, że w końcu dojdzie do tego, że Lilith jednak z nim będzie, bo już coś zaczyna o nim myśleć trochę nie w ten sposób co powinna. W końcu ma chłopaka, którego kocha i to z wzajemnością!

    Taaa... ja też się strasznie nudzę. Ale chyba od tego są wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/07/rozdzia-109-it-must-have-been-love.html nowy rozdział, zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bolan zaprosił Tylera i Perry'ego. Panowie zostali NIESPODZIANKĄ!!! :D I bardzo dobrze, że odwołali im ten koncert w NY... Chociaż ludzie, którzy mieli na niego bilety pewnie niespecjalnie zadowoleni... Ale kto by się nimi przejmował... xD No i Lil szczęśliwa. Tylko dlaczego, cholera oni nie są szczęśliwi?!
    Slash - kocha Lil i musi patrzeć jak ona przytula, całuje etc. Rachela...
    Duff - ?????
    Izzy - ?????
    Axl - może się martwić o nią albo czy na pewno mu wybaczyła...
    Scotti - ??????
    Rob - ????
    Rachel - może być zazdrosny, że tańczyła ze Slashem, a wcześniej gadała na tarasie z Joe.... Ale szczerze wątpię. Jakieś to takie niepasujące do niego...
    Dave - ????
    Sebastian - ?????
    Adler - ??? Przecież on jest zawsze szczęśliwy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko się wyjaśni w późniejszych rozdziałach :)

      Usuń
    2. No ja mam nadzieję... ;D

      Usuń
    3. myślę, że się nie zawiedziesz :D

      Usuń