piątek, 28 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 12.


Moja cierpliwość co do kochanej Carli się powoli kończy... jesteś niemożliwa kobieto! :D Ale i tak cię uwielbiam, no i nasze nocne rozmowy na skype też. Teraz, gdy będę miała dużo wolnego czasu postaram się skupić na pisaniu. Może coś z tego wyjdzie. Enjoy :)


On stał w tej sypialni, po prostu sobie stał. To co wokół niego było wspaniałe. Płatki róż, świece, aromatyczne kadzidełko palące się na szafce. Głos Stevena Tylera wydobywał się z adaptera śpiewając piosenkę „Angel”.

I'm alone
Yeah I don't know if I can face the night
I'm in tears
And the cryin' that I do it for you

I want your love
Let's break the walls between us
Don't make it tough
I'll put away my pride
Enough's enough
I've suffered and I've seen the light
You're my angel

Come and save me tonight

You're my angel
Come and make it alright

Don't know what I'm gonna do
About this feeling inside
Yes, it's true
Loneliness took me for a ride

Without your love
I'm nothing but a beggar
Without your love
I'm a dog without a bone
What can I do
I'm sleepin' in this bed alone
You're my angel
Come and save me tonight
You're my angel
Come and make it alright
Come and save me tonight

You're the reason I live
You're the reason I die
You're the reason I give
When I break down and cry
Don't need no reason why
You're my angel
Come and save me tonight
Come and take me alright

Tekst pasował jakby idealnie. Żadne z nas do tej pory nie wykonało żadnego ruchu, tylko oczami lustrowałam to wszystko co dla mnie zrobił.
 - To wszystko dla mnie? – spytałam cichym szeptem.
 - Nie kochanie, wybacz… to dla Bacha, przecież tak bardzo go kocham – powiedział śmiejąc się. – Oczywiście, że dla ciebie głuptasku.
Odwzajemniłam jego uśmiech i podeszłam do niego by się przytulić. Znów to poczucie bezpieczeństwa, uwielbiam to. Podniosłam głowę do góry, a on dotknął palcami mój policzek. Przybliżył swoje usta do moich i pocałował mnie delikatnie. Oddając mu pocałunki zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Ściskałam w dłoniach jego koszulkę, nie przestając go całować. Uświadomiłam coś sobie nagle.
 - Rachel… - oderwałam się od niego, musiałam mu to w końcu powiedzieć. Serce waliło mi niemiłosiernie.
 - Tak, skarbie?
Spoglądał na mnie z ciekawością.
 - Kocham Cię.
Otworzył usta zaszokowany. Jego oczy się zaszkliły, złapał mnie w talii i okręcił. Postawił, albo położył mnie dopiero na łóżku nie przestając całować. Tarzaliśmy się po pościeli nienasyceni, gdy siedząc na nim okrakiem oderwałam się od niego.
 - Skąd to nagłe pożądanie? – wymruczałam przejeżdżając językiem po jego klatce piersiowej, pozbawionej już okrycia.
 - Takich informacji nie słyszy się codziennie – powiedział dysząc, ledwo co wytrzymywał mój dotyk. Czułam jak jego przyrodzenie wbija mi się w ciało. Nachyliłam się jeszcze bardziej, przegryzłam płatek jego ucha.
 - To ma być ostry seks, nie rób z siebie czułego kochanka.
Te słowa podziałały na niego momentalnie. Złapał mnie za ramiona i przykrył swoim ciałem, zdjął moją bluzkę, spodenki i bieliznę. Spoglądał na mnie pożądliwie. Teraz byłam uświadomiona, że Bolan nie bawi się w żadne gry wstępne. Pochylił się i jego język torował sobie drogę między moimi piersiami, na brzuchu i wreszcie poczułam go między udami. Tak jak mówił, czułam jego kolczyk gdzie indziej. Jęknęłam pod napływem emocji jakie się we mnie kumulowały.
 - Już wystarczy, proszę – powiedziałam szybko oddychając.
Uśmiechnął się triumfalnie i oblizując usta odwrócił mnie na brzuch. Łapiąc moje włosy w jedną rękę, ustawił mnie w odpowiedniej pozycji. Jedyne co teraz czułam to podniecenie. Poczułam jak Rachel daje mi mocnego klapsa w pośladek i wbija się we mnie. Krzyknęłam, ale nie z bólu. Stopniowo jak się we mnie poruszał było coraz lepiej. Tak jak myślałam przyspieszył, puścił moje włosy i swoje obydwie dłonie oparł na mojej talii. Co jakiś czas uderzał mnie, ale to tylko podsycało moje pożądanie. Czując, że jestem już coraz bliżej szczytu oddychałam szybko jęcząc. W końcu poczułam jak orgazm obejmuje całe moje ciało, znieruchomiałam wydając ostatni jęk. Bolan poczuł to samo kilka pchnięć po mnie, czułam tylko jak ciepło rozchodzi się w moim ciele. Padłam na łóżko cała obolała i zmęczona, basista obok mnie. Leżeliśmy tak chwilę, gdy Rachel odwrócił się do mnie przodem. Uśmiechał się szeroko.
 - Wystarczająco ostro jak na twoje wymagania?
Zarumieniłam się mocno.
 - Aż za bardzo, daj spokój. Nie będę przez tydzień chodzić – zaśmiałam się i wstałam powoli. Ruszyłam szybko się ogarnąć.
Po prysznicu, wysuszeniu włosów i pomalowaniu się nadszedł czas na wybranie ubrań. Rachel aktualnie korzystał z łazienki. To w sumie impreza w przyjacielskim gronie, aż tak nie muszę się stroić. Wiedząc już co chcę ubrać, zaczęłam to na siebie zakładać. W trakcie do małej garderoby wszedł Bolan i zlustrował moje ciało w koronkowej bieliźnie. Wywróciłam oczami i skończyłam się ubierać. 


 - Pięknie wyglądasz, skarbie. Mam dla ciebie niespodziankę, niedługo powinna być – powiedział tajemniczo cmokając mnie w policzek.
Teraz dał mi powód do myślenia. Ciekawe co to takiego. Niestety Rachel odwrócił moją uwagę od rozmyślań nad prezentem swoim cudownym nagim ciałem. Zagryzłam wargę i oglądałam go jak się ubiera. Bokserki, czarne jeansy, jeansowa koszula, trampki.
 - Mmm… - zamruczałam przyklejając się do futryny drzwi. Rachel się odwrócił i zaśmiał głośno.
 - No już kicia, uciekaj na dół. Gunsi powinni już być – klepnął mnie w obolały już tyłek, złapałam go za rękę i razem zeszliśmy do salonu.
Głośna Metallica dudniła w całym domu, po którym już krzątali się muzycy z Sunset. Gdy tylko zobaczyłam Stevena, mało co się nie przewracając o Roba klęczącego obok adaptera rzuciłam się na niego. On nie spodziewając się tego wywrócił się jak ostatnia sierota, a ja z nim. Zaśmiałam się, Popcorn zobaczył że to tylko ja.
 - Lilith! Więcej tak nie rób, proszę cię! Ale cieszę się, że cię widzę mała! – momentalnie na jego twarz powrócił uśmiech i już po chwili razem się z tego śmialiśmy popijając drinki na kanapie.
Podszedł do nas Duff, lecz chyba mnie nie rozpoznał.
 - Co taka urocza kobieta jak ty robi tutaj? – spytał tym swoim głosem podrywacza.
 - Siedzę i gadam ze słodkim Adlerkiem, a ty McKagan chyba mnie z kimś pomyliłeś.
On tylko przyjrzał mi się uważniej i wytrzeszczył oczy.
 - Wybacz, Ruda – powiedział speszony.
Machnęłam dłonią i podałam mu piwo.
 - Nie martw się, już nie jestem zła za to co się stało. Było minęło, siadaj do nas – uśmiechnęłam się, a on chętnie usiadł obok mnie. Gdy Steven i Duff są razem nie da się nie śmiać.
Po chwili nie mogłam oddychać ze śmiechu słysząc te wszystkie kawały.
 - A on po prostu wziął ten worek i uciekł! – zakończył żart perkusista, a ja poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Dawno się tak nie uśmiałam.
W takim stanie zauważył mnie Rachel, który coś chyba sobie źle pomyślał. Szybko nachylił się nade mną.
 - Wszystko w porządku, kochanie? – spytał troskliwie. Moi dwaj towarzysze spoglądali na nas z uśmiechami.
 - Tak, popłakałam się słuchając głupot jakie mi opowiadają. Idę po kolejnego drinka – wstałam z sofy i podążyłam do kuchni, a Bolan zajął moje miejsce w salonie.
Wchodząc do pomieszczenia pierwsze co zarejestrowałam to szopa mojego Kudłacza. Skoczyłam mu na plecy i wtuliłam się w niego.
 - Miśku, tęskniłam! – on drgnął, ale prawie że od razu zdjął mnie ze swoich pleców. Spojrzał mi w oczy i pogłaskał po włosach.
 - Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo… - szepnął cicho, ktoś odchrząknął. Obejrzałam się, a za Slashem stał Axl. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, nie byłam przygotowana na spotkanie z nim.
 Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i spojrzałam na brata. Wyglądał całkiem dobrze, tak jak się spodziewałam.
 - Axl… - chciałam coś powiedzieć, jednak mi przerwał.
 - Zanim mnie wyzwiesz, czy cokolwiek innego chcę cię przeprosić. Nie wiem co mnie wtedy naszło, po prostu nie mogę się przyzwyczaić do faktu ile w życiu przeszłaś. Potrzebna jest ci uwaga i miłość, czego niestety ja ci nie dałem. Jedyne co potrafię to wyżywać się na innych, dopiero teraz uświadomiłem sobie mój błąd. Zamiast zaakceptować twój wybór co do partnera, ja zachowałem się infantylnie i cię… uderzyłem – mówił, jakby w to nie wierzył. – Nie proszę cię o to byś miała mi wybaczyć właśnie teraz, dam ci czas. Żebyś mogła to przemyśleć i poukładać. Pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie moją małą siostrzyczką i będę cię kochał bez względu na wszystko.
Gdy mówił stałam jak zahipnotyzowana, nie spodziewałam się usłyszeć takich słów od niego. Po prostu nie. Nie było mnie teraz stać na przyjęcie jego przeprosin.
 - Czas jest mi teraz potrzebny, powiedzmy że jestem na dobrej drodze do wybaczenia ci – powiedziałam cicho.
 - Dziękuję Innocence – mruknął i dotknął mojego ramienia. Wyszedł z kuchni tak szybko, jakby coś go goniło.
Chwyciłam swojego drinka i odwróciłam się do Saula, który stał w oknie i palił papierosa.
 - Idziesz do salonu? – spoglądając w jego czekoladowe oczy ścisnęło mnie w żołądku.
Zgasił pół papierosa w popielniczce i zabierając swoją szklankę przeszedł ze mną do salonu, gdzie impreza się rozkręcała. Sebastian, Duff oraz Scotti z Rachelem popijali sobie piwo rozmawiając o kobietach. Rob, Steven i Sabo zwierzali się sobie nad butelkami wódki, a Axl siedział z Izzym na kanapie dyskutując o czymś. Zobaczywszy Stradlina uśmiechnęłam się szeroko, na co on zareagował tak samo. Zostawiając Slasha podążyłam do mojego ukochanego, siadłam mu na kolanach i pocałowałam namiętnie.
 - O czym rozmawiacie? – spytałam spoglądając na każdego po kolei.
Faceci obejrzeli się po sobie, a następnie każdy tylko kiwał głową.
 - Nieee, myy? O niczym! No coś ty, mała! Tak sobie tylko siedzimy… - jak to komicznie wyglądało, spojrzałam znów na Rachela zagryzając wargę.
On nachylił się i wyszeptał mi do ucha.
 - Nie rób tego, mała. Jeszcze nie masz dość po dzisiaj? – zrobił mi malinkę na szyi.
Pisnęłam i zaśmiałam się głośno, żartobliwie uderzając basistę po ramieniu. Nie byłam w ogóle świadoma tego, że Hudson patrzy na to wszystko trochę inaczej.

*w tym samym czasie*
Lilith opuściła mnie, gdy tylko zobaczyła Bolana dyskutującego z resztą o laskach. Nie odwróciłem wzroku jak usiadła mu na kolanach i pocałowała tak, aż Duff z Bachem wymienili zdziwione, ale zazdrosne spojrzenia. Każdy chciał zaprzeczyć o czym mówili, za nim dosiadła się do nich ona by zrobić na niej jakieś wrażenie. A potem on nachylił się ku niej i coś do niej powiedział, ona się tylko ślicznie zaśmiała przytulając do swojego kochanka. Widać, że są szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi. Chyba o to ci chodziło Slash – powiedziałem sam do siebie w myślach. Pokręciłem głową i wypiłem całą zawartość swojej szklanki. Nawet nie miała pojęcia jakie robi wrażenie na wszystkich facetach w tym pokoju. Sebastian, Scotti oraz Duff, nie mówiąc tu już o Bolanie patrzyli na nią jak w obrazek, gdy coś mówiła. Jest po prostu wspaniała.
 - Ej, Hudson idziesz na kreskę? – wybudził mnie z transu Stradlin, patrząc na mnie wyczekująco.
Odstawiłem szklankę na stół i podążyłem za Izzym do łazienki.

Impreza trwała w najlepsze. Ludzie zdążyli już trochę wypić i zrobiło się wesoło. Wszyscy zebrali się w jednym miejscu na kanapach, brakowało jedynie Saula i Stradlina. Chyba wiem, gdzie mogli pójść. Nie mogę teraz sobie psuć humoru ich nałogiem. To ich życie, a jeśli tak chcą je prowadzić to proszę. Wkurzona chwyciłam butelkę whisky i zaczęłam ją szybko opróżniać. Rachel, który siedział obok na sofie spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Coś się stało?
 - Nie, po prostu chcę się dzisiaj napić. I to porządnie – powiedziałam odstawiając pustą już butelkę na stolik. Sebastian widząc mnie coraz bardziej wstawioną pokręcił z niedowierzaniem głową.
 - No no, panna Doskonała dzisiaj łamie wszystkie swoje zasady – puścił mi oczko i powrócił do rozmowy z Robem.
Nie jestem wcale doskonała, nie jestem… moją głowę wypełniały myśli głównie dotyczące co wypić następnie. Chciałam w końcu się wyluzować, mieć w dupie wszystko. Zawsze ja pełniłam rolę osoby ogarniającej, dzisiaj będzie inaczej. W kuchni nakryłam Sabo i Adlera na paleniu trawki.
 - Lilith, eeee… hahahahaha, wybacz nam to. Ale to takie dobre jest, że nie mogliśmy hahahaha się powstrzymać – dukał Steven między napadami śmiechu. Dave spoglądał tylko na niego spod przymrużonych powiek.
 - Imprezę wcześniej też tak mówiłeś, nieważne. Dajcie mi trochę – powiedziałam zdecydowanym tonem i po spaleniu połowy jointa śmiałam się razem z nimi. To nie była moja pierwsza styczność z ziołem, nie miewałam po nim żadnych halucynacji ani niczego takiego, po prostu było mi dobrze. Czułam się błogo i lekko.
Dave wyciągnął w moją stronę blanta.
 - Ja już dziękuję. I tak będę świecić oczami przed Rachelem – powiedziałam próbując wstać z podłogi. W tych butach było to dość trudne, czołgając się po kafelkach dojrzałam czyjeś kowbojki poruszające się po kuchni. – Pomożesz mi kimkolwiek jesteś, rycerzu w kowbojkach?
Tym kimś okazał się być mój brat, gdy go zobaczyłam moja faza nagle uległa pomniejszeniu. Nigdy nie widział mnie w takim stanie, więc bałam się jego reakcji na mój widok.
 - Oh siostrzyczko, co ja z tobą mam – pogłaskał mnie po włosach i podniósł z ziemi. Skierował się do salonu, po czym posadził mnie sobie na kolanach, sam usadził się na fotelu. Ja się w niego wtuliłam nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia. Bolana nie było w salonie.
 - Axl, oh Axl… ja też chcę na kolana, mogęęęęę? – spytał się Sebastian robiąc maślane oczka do wokalisty Gunsów. Rudy wystawił mu środkowy palec śmiejąc się z blondyna.
Nagle do salonu wparowali Dave i Popcorn opierając się o siebie. Z dłoni mieli złożone pistolety i zachowywali się jak agenci.
 - Obiekt namierzony! – wskazał na mnie Snake.
 - Hej, FBI. Odwrót, powtarzam odwrót. Misja zakończona niepowodzeniem, bez odbioru – powiedział Slash, wchodząc do pokoju. Za nim powolnym krokiem wlókł się Izzy.
„Agenci” wsadzili broń do kieszeni spodni i tajniacko wrócili do kuchni. Spojrzałam na Saula i uśmiechnęłam się szeroko. On pokręcił głową prawdopodobnie wiedząc co mi jest. Rose nie chciał mnie puścić i w takiej pozycji rozmawiał z Affuso i Bachem o jakimś koncercie w Roxy.
Domówka rozkręcała się spokojnie, nie licząc tego że Duff chciał zrobić przede mną striptiz. Rachel wrócił do wszystkich po incydencie ze zjaranymi muzykami. Uśmiechał się tajemniczo, nie był prawie w ogóle pijany. Co mu się stało? Chcąc w końcu wyprostować kości wstałam z mojego brata. Każdy miał lenia i nie chciało się nikomu zmienić płyty, która dawno dobiegła już końca. Podeszłam lekko się chwiejąc do adaptera i nastawiłam „Dirty Deeds Done Dirt Cheap” zespołu AC/DC. Oczywiście jak to ja zamiast kucnąć, wolałam się nachylić i teraz każdy facet w tym pokoju obserwował mój tyłek.
Nawet dwóch mężczyzn, którzy dopiero co stanęli w progu domu Skid Row.

niedziela, 23 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 11.


Musiałam ten rozdział niestety podzielić na dwie części, z trudem ale udało mi się coś wymyślić. Mam już nawet fabułę opowiadania do samego końca, oby tylko udało mi się ją zrealizować. Myślę, że opowiadanie będzie liczyć około 30-40 rozdziałów. Jeszcze nie mam pomysłu na kolejne, ale w wakacje nad tym pomyślę. Tym czasem zapraszam do czytania...

Wczesnym rankiem obudził mnie rześki powiew wiatru oraz promienie słoneczne wpadające przez otwarty balkon. Przecież ja nie… to musiał być Rachel. Uniosłam głowę spoglądając na zegarek, dochodziła piąta rano. Gdybym poszła spać dalej, to nie wstałabym do południa. Przeciągnęłam się i wyczołgałam z łóżka wkładając bokserki, których dzisiejszej nocy zostałam pozbawiona.
Nie pomyliłam się, Bolan stał na balkonie w samych spodniach od piżamy i palił papierosa opierając się o balustradę. Westchnęłam ciężko nie mogąc się napatrzeć na jego odsłonięte ciało.
 - Dzień dobry – powiedziałam cicho przytulając go od tyłu. Drgnął i wyrzucając niedopałek za balkon, odwrócił się przytulając mnie mocno do siebie.
 - Witaj kochanie – zamruczał rozkosznie, jego włosy łaskotały mnie po twarzy.
Uśmiechnęłam się słodko i spojrzałam w górę. Napotkałam jego niezwykle radosną minę.
 - Czemu się tak szczerzysz? – spytałam unosząc brew ku górze, na co on pokręcił głową.
 - Jestem bardzo szczęśliwym facetem, po prostu – powiedział to, po czym wszedł do pokoju.
Pragnąc wiedzieć więcej ruszyłam za nim.
 - Dlaczego? – zadałam mu to pytanie wtedy, gdy miał opuścić sypialnię.
Odwrócił się do mnie z wielkim uśmiechem na ustach.
 - Bo cię kocham – po tych trzech słowach szczęka opadła mi chyba na podłogę, on dalej się uśmiechając wyszedł w końcu zostawiając mnie samą.
Czyli, że się w nocy nie przesłyszałam.


Ubierałam się mechanicznie. Jakbym była wyprana z jakichkolwiek uczuć i emocji. 



Nawet dokładnie nie wiedząc jakie ubrania założyłam zeszłam na dół, gdzie siedzieli już wszyscy.
 - Cześć Lil! – krzyknął do mnie Rob i machał mi szeroko, Bach śmiał się z niego czytając gazetę.
 - Hej wszystkim – powiedziałam cicho siadając koło Hilla. Podniosłam wzrok i napotkałam zatroskane spojrzenie Rachela. Czy on zawsze się tak na mnie patrzył? Dopiero co zauważam takie mało istotne szczegóły. A może on myśli, iż ja nic do niego nie czuję?
A czuję?
 - Stało się coś? – wziął moją dłoń w swoją lekko gładząc ją po wierzchu. Przebiegł mnie dreszcz.
 - Nie, wszystko dobrze – uśmiechnęłam się lekko i zabrałam do konsumowania płatek. W trakcie jedzenia zdążyłam się już wdać w dyskusję z Sabo na temat najlepszych płatków.
 - Ja ci mówię, że te z nadzieniem są najlepsze! – polemizował Dave wskazując w moją stronę swoją łyżką.
 - Nie znasz się, czekoladowe rządzą! – rozmowa skończyła się zjedzeniem przez Sebastiana reszty płatek Dave’a.
Oni pobiegli się bić do ogrodu, a ja zaczęłam sprzątać po śniadaniu. W trakcie zmywania naczyń naszły mnie dziwne myśli. Co jeśli Bolan mnie tak naprawdę nie kocha? Że robi to tylko z litości, bym nie cierpiała? Ja już sama nie wiem, bardzo chcę z nim być i cholernie mi na nim zależy. Warto zaryzykować, tyle razy byłam już krzywdzona przez facetów że się przyzwyczaiłam.
Poczułam jak oplatają mnie czyjeś ramiona. Tylko jeden mężczyzna pachniał tak cudownie papierosami i jakimś perfumem.
 - Czego dusza pragnie? – spytałam próbując opanować drżenie ciała.
Przejechał językiem po mojej szyi i ucałował ją czule.
 - To już nie mogę się przytulać do mojej… - przerwałam mu brutalnie odwracając się. Na dodatek ochlapałam mu koszulkę pianą.
 - Mojej co? Kochanki? Znajomej? Kim dla ciebie jestem? – nie musiałam jednak być aż tak ostra. Spojrzał na mnie zdziwiony.
Zapadło milczenie. Czyli on sam też nie wie. Odwróciłam się ponownie przodem do zlewu.
 - Przepraszam, za to że byłem taki ślepy na twoje odczucia. Tak dawno nie miałem normalnej dziewczyny, że już zapomniałem jak to powinno być. Hej, odwróć się do mnie – złapał mnie w talii i odwrócił przodem do siebie. Napotkałam jego spojrzenie. – Lilith Rose, zechcesz być dziewczyną takiego zdziczałego pawiana jakim jestem?
Prychnęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać.
 - Tak idioto, pewnie że chcę! – rzuciłam mu się w ramiona, on mnie tylko podniósł i mocno w siebie wtulił. Poczułam się bezpieczna, tak bardzo jak chyba nigdy.
Niósł mnie tak aż znalazłam się w miejscu, gdzie jeszcze nie miałam okazji się znaleźć. Okazało się, że jesteśmy na tyłach ogrodu, a na drzewach zawieszony jest duży hamak. Rachel położył mnie na nim, a sam padł obok mnie. Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego bok. Aż zamruczał z uciechy.
 - Ta chwila może trwać wiecznie, kurwa. Nie wiedziałem, że ten hamak aż taki wygodny jest. Kochanie, zamieszkajmy tutaj – mówił sennie trzy po trzy Rachel, za bardzo nie wiedziałam co chce powiedzieć ale śmiałam się z jego wypowiedzi.
Nagle jego ręce znalazły się na moim brzuchu, wyciągnął moją koszulkę ze spodenek. Zdezorientowana, ale coraz bardziej podniecona czekałam na jego następny ruch. Jednak on tylko położył swoje dłonie na nim.
 - Po co to było? – spytałam odwracając głowę. On tylko mnie czule pocałował. – Twój kolczyk mnie smyra.
Uśmiechnął się zadziornie.
 - Mogę się postarać, byś go czuła gdzie indziej – uniósł brew do góry, a ja spłonęłam rumieńcem.
 - Zostawmy to na później – mruknęłam speszona.
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, z domu dobiegały dźwięki winyli puszczanych z adaptera. Ciszy koniec, w sumie to na bardzo długo. Przecież za kilka godzin zacznie się impreza. Trzeba im jakoś pomóc w ogarnianiu wszystkiego. Próbowałam wstać, lecz opornie mi to szło. Wyszło na to, że Bolan też chciał to zrobić i oboje wylądowaliśmy na trawie. Żeby nie było, ja na nim.
 - Ała! – pisnęłam, Rachel na mnie spojrzał z udawanym mordem w oczach. Zachichotałam i pobiegłam w stronę drugiej części ogrodu. Chwilę później ganialiśmy się po całym trawniku jak małe dzieci. Zadowolony Dave wyszedł na taras i gdy nas zobaczył, podparł się pod boki i spojrzał z przyganą w oczach.
 - Lilith, Rachel… ile ja razy mam wam powtarzać, żebyście się tak nie zachowywali? – powiedział.
 - Przepraszamy mamo – powiedzieliśmy chórem z Bolanem ledwo tłumiąc śmiech.
 - A teraz marsz do domu i umyć ręce przed obiadem! – walnął mnie ścierką w tyłek, a basistę w głowę.
Weszliśmy do salonu i ujrzeliśmy jak Bach z Robem przesuwają niektóre meble, a Hill siedzi na dywanie pośród stosów winyli. Ulitowałam się nad nim i okazując swe dobre serce zaczęłam mu pomagać wybrać muzykę na imprezę…
*
Po dość długich przekomarzaniach, wypalonych papierosach i wypitej na pół butelce wina, wybraliśmy kilka dobrych płyt nadających się dla naszego towarzystwa. Były takie winyle jak Metallica, Aerosmith, AC/DC, Led Zeppelin, Black Sabbath, The Rolling Stones czy za moją namową The Beatles. Ledwo podniosłam się z dywanu, tak bolał mnie tyłek. Siedzieliśmy w jednym miejscu chyba z dwie godziny. W tym czasie reszta facetów zdołała ogarnąć salon, pojechać na zakupy i przygotować to jedzenie. Byłam pod wielkim wrażeniem.
 - Sebastian, widziałeś może Rachela? – spytałam się wokalisty czyszczącego kieliszki.
 - Niestety, od jakiegoś czasu nie było go tutaj.
Westchnęłam i chcąc się przygotować do imprezy ruszyłam na górę. Otworzyłam drzwi sypialni i oniemiałam, stanęłam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć…

czwartek, 13 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 10.

Ja kiedyś tą Carlę wywiozę do lasu chyba :D Męczyła mnie o ten rozdział, odkąd powiedziałam jej jak jest długi (7,5 strony w Wordzie to nie dużo przecież). Ale mimo to uwielbiam ją, bo dzięki niej przebrnęłam przez wiele trudnych wątków. Nie gadam już głupot, tylko zapraszam do czytania i oczywiście zostawiania komentarzy. Enjoy :)

- Chyba jeszcze nigdy tyle nie zjadłem! – odetchnął ciężko Bach klepiąc się po brzuchu. Cała piątka, włącznie ze mną siedziała właśnie przy stole odpoczywając po sytej kolacji. Przygotowałam im risotto z grzybami i krewetkami. Pomagał mi Dave, jakoś niezwykle zadowolony z tego faktu.
 - Cieszę się, że wam smakowało – wstałam od stołu chcąc pozbierać brudne naczynia. Każdy tylko na mnie spojrzał i zaczął mi wyjmować talerze z rąk twierdząc, że oni posprzątają. – Sabo! Mamy wolne od zmywania!
Krzyknęłam ze śmiechem, na co on przybił mi piątkę i wziął na barana pędząc do salonu. Rachel patrzył na nas początkowo skonsternowany, lecz kiedy ujrzał mnie tak wesołą przeszło mu.
 - Muszę zapalić – stwierdziłam, po czym zeskoczyłam z pleców gitarzysty i pomknęłam do sypialni po papierosy.
Stojąc na balkonie przy sypialni trzęsącymi się dłońmi odpaliłam fajkę. Czując gryzący dym w płucach stopniowo się rozluźniałam. To był normalny, miły wieczór. Kulturalna kolacja przy lampce wina, w czasie której toczyła się swobodna konwersacja bez żadnych wybryków czy krzyków. Mimo, że tego nie chciałam to i tak porównywałam obydwa zespoły do siebie. U Gunsów też było by przyjemnie, lecz na lampce wina by się nie skończyło. Dlaczego tak myślę? Nie powinnam, znam ich kilka dni. Kto wie, czy przede mną niczego nie udają…
Zgasiłam niedopałek w popielniczce i wróciłam do pokoju. Biorąc ze sobą kosmetyczkę oraz piżamę, na którą się składał stary biały podkoszulek oraz szare damskie bokserki skierowałam się do łazienki. Kręciłam głową widząc te dekadencję. Odpuszczając sobie wannę, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca głowa rozluźniała mnie, koiła nerwy. Będąc w trakcie mycia włosów, poczułam jak oplatają mnie dłonie. Wiadomo kogo. Westchnęłam, gdy jego ręce zaopatrzone w miękką gąbkę szorowały moje ciało. Odwróciłam się do niego przodem i to samo zrobiłam z jego ciałem. Namydliłam drugą gąbkę, po czym okrężnymi ruchami masowałam go, poczynając od klatki piersiowej. To było takie… naturalne. Jakbyśmy żyli już ze sobą co najmniej kilka dobrych lat. Lecz prawda jest taka, że oficjalnie nawet nie byliśmy parą. Cóż, może musimy się po prostu bliżej poznać.
 - Mam pomarszczone palce – jęknęłam przyglądając się im, Rachel podniósł je do swoich ust i każdego z nich czule pocałował. Taki mały gest, a tak cieszy.
Chwilę później wyszliśmy spod prysznica. On owinął sobie ręcznik wokół bioder oraz na głowie i wyszedł z łazienki do sypialni. Ja dokładnie się wytarłam, wklepałam w skórę balsam i przebrałam w piżamę. Wytarłam jeszcze włosy i wróciłam do pokoju. Bolan już gdzieś zniknął. Siadłam na łóżku i rozglądałam się nerwowo. Na stoliku pod ścianą zauważyłam telefon. Podeszłam do niego i na ile mi tylko pozwoliła długość kabla przeniosłam się z nim na balkon. Widziałam stąd część Los Angeles, ponieważ ich dom znajdował się na niewielkim wzniesieniu. Drżącymi dłońmi wykręciłam numer do mieszkania Gunsów modląc się, by nie odebrał mój brat.
 - Pieprzona Rezydencja Najniebezpieczniejszego i Najseksowniejszego Zespołu Na Świecie, słucham? – odebrał Popcorn, na sam dźwięk jego głosu mimowolnie się uśmiechnęłam.
 - Cześć Adlerku, tęskniłeś?!
Chwila ciszy.
 - Lil! Co za niespodzianka, myśleliśmy że zapadłaś się gdzieś pod ziemię! Co u ciebie słychać?
 - Wszystko dobrze, naprawdę. Jest tam gdzieś Slash w pobliżu? – spytałam cicho.
 - Czekaj chwilę… - słyszałam jak woła Mulata, w oddali dało się usłyszeć głośny huk oraz kilka przekleństw. – Lilith…
Zatkało mnie. Teraz po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. Tak mi brakowało jego ciepłego głosu.
 - Saul, cześć – wydukałam. - Nie przeszkadzam?
 - Nie, coś ty… miło, że dzwonisz – powiedział jeszcze lekko zdyszany. – Chwila, przeniosę się do siebie. McKagan, zamknij ryj!
Parsknęłam śmiechem na te słowa, czekałam cierpliwie aż przejdzie gdzie indziej. Słyszałam tylko jak idzie po schodach i otwiera drzwi.
 - Już jestem, Mała – szepnął wypuszczając powietrze z ust. – Dobrze ci tam z nimi?
 - Tak, jak najbardziej. Strasznie się o mnie troszczą. Wróciłam do pracy więc większość czasu będę zajęta, ale słyszałam że w weekend wpadacie tutaj na imprezę.
 - Oh, mhm. Impreza, Bach coś wspominał. Pewnie, że wpadniemy. Nie przepuścimy takiej okazji. A, Lil… Axl chce cię przeprosić, chodzi cały załamany gdy dowiedział się co takiego ci zrobił. On tego nie chciał – szeptał do słuchawki.
Jeszcze nie chciałam słuchać o moim bracie, nie byłam na to gotowa.
 - Rozumiem, ja jeszcze nie chcę nic o nim myśleć – ucięłam tamten temat.
 - A jak z Rachelem ci się wiedzie? – spytał niepewnie.
 - Oh Slash, jest wspaniale. Nie wiedziałam, że jest taki delikatny i czuły.
 - Cudownie Lil, cieszę się że jesteś szczęśliwa. Słuchaj, mógłbym jutro cię odebrać z pracy? Chcę się z tobą spotkać, porozmawiać w cztery oczy – słyszałam jak odpala zapalniczką benzynową papierosa.
Na moją twarz wpełzł szeroki uśmiech, w tym momencie szczerzyłam się do słuchawki jak głupia.
 - Jasne, bądź o osiemnastej w Tower Records – już chciałam się rozłączać.
 - Lil?
 - Tak, Slash?
 - Mam tam zakaz wstępu…
Zaśmiałam się.
 - Dlaczego?
 - Długa historia, będę czekał przed wejściem.
 - Nie ma sprawy,  dobranoc Saul – szepnęłam cicho, nagle poważniejąc.
 - Dobranoc Maleńka… - zamruczał, a ja odłożyłam słuchawkę.
Wstałam z chłodnych kafelek i odstawiłam telefon na stolik. Przeczesując włosy palcami położyłam się do łóżka, słysząc śpiew Sebastiana oraz delikatne dźwięki gitary. Fajna godzina na pisanie piosenki.
Ostatnie słowa, które śpiewał Bach, a jakie zarejestrował mój mózg brzmiały: Because I know that I can't live without you.”
*
 - Dzisiaj nie musisz przychodzić do Tower – powiedziałam do Rachela ubierając się w sypialni.


Spojrzał na mnie zaskoczony w nie do końca zapiętej koszuli flanelowej.
 - Dlaczego? Spotykasz się z kimś?
 - Tak, Hudson ma po mnie przyjść.
Zabrałam torbę, po czym zeszłam do kuchni. Była dość wczesna godzina więc zdziwiłam się, gdy ujrzałam tam Sebastiana i Scottiego. Pierwszy z nich przysypiał siedząc przy kuchennej wyspie, a Hill właśnie stawiał przede mną kubek zielonej herbaty oraz kilka tostów z dżemem. Już nawet wiedział co jadam.
 - Dziękuję ci – uśmiechnęłam się do niego, on to odwzajemnił. Pocałowałam Bacha w policzek, a wokalista momentalnie się zbudził. Przestraszony zerknął kto to zrobił, lecz gdy mnie ujrzał wyszczerzył się szeroko. Bolan zszedł chwilę później, gdy właśnie kończyłam jeść, byłam też wciągnięta w poruszającą rozmowę na temat sobotniej imprezy. Co kupić, ile tego kupić, jak ustawić meble w salonie, by niczego nie zniszczyć. Mają zupełnie inny sposób życia niż Gunsi, jeśli chodzi o picie alkoholu, zabawianie się z kobietami (Skidzi mają między sobą zasadę, że nie sprowadzają żadnej do domu) czy przeprowadzanie prób.
Właśnie miałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie Rachel.
 - Już wychodzisz?
 - Muszę.
Westchnął.
 - Jak tylko wrócisz muszę z tobą porozmawiać – pocałował mnie na pożegnanie, nie chciałam tego przerywać ale to zdanie nie zdusiło we mnie ciekawości.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Uniósł ręce w akcie poddania.
 - Nic ci teraz nie powiem, nie licz na to – uśmiechnął się triumfalnie, po czym przeszedł do salonu włączając płytę The Doors.
Pokręciłam głową i wychodząc z domu potwierdziłam tylko to, co przed chwilą wyśpiewał Morrison, że ludzie są dziwni…
*
Tupiąc  nogą do piosenki Bon Jovi „Living On A Prayer”, która leciała w sklepie siedziałam na ladzie jedząc kanapkę sub. Zbliżał się powoli koniec mojej zmiany więc wyczekiwałam charakterystycznej postaci Hudsona przed Tower Records. Czekając na niego zdążyłam zjeść do końca lunch oraz zmienić gitary na wystawie. Akurat wstawiałam nowego Stratocastera na stojak, gdy Slash podszedł do okna i spojrzał na „nas” jak dziecko – z zachwytem w oczach. Nie wiem czy chodziło mu o mnie czy gitarę,  ale patrząc na niego po raz pierwszy od tamtego feralnego dnia poczułam dziwne kłucie w brzuchu. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, stałam jak wryta przy tym oknie i gapiłam się na niego otwarcie. Nagle ktoś wszedł co sklepu przez co powróciłam do rzeczywistości. Zarumieniłam się i pobiegłam szybko do szatni. Próbując myśleć o czymś innym niż scenie jaka rozegrała się przed chwilą, przebrałam trampki na koturny oraz firmową koszulkę na swoje ubrania. Chwyciłam swoje rzeczy i wyszłam ze sklepu potrącając po drodze jakiegoś gościa, już chciał na mnie krzyknąć, lecz gdy mnie ujrzał zagwizdał z wrażenia. Wywróciłam oczami podchodząc do Mulata. On świdrował wzrokiem tego gościa zaciskając mocno pięści. Chcąc to przerwać doskoczyłam do Saula mocno się do niego przytulając. Mimo, iż miałam na sobie koturny to i tak byłam niższa od niego. Poczułam jak oplatają mnie jego ramiona, pachniał papierosami i whisky oraz czymś dla mnie niewiadomym. Spojrzałam mu w oczy zadzierając głowę do góry. Ujrzałam jego ciepłe, czekoladowe oczy.
 - Cześć – powiedziałam na wydechu. Pogłaskał mnie po policzku.
 - Hej Mała – zarumieniłam się mocno, po czym złapałam go pod ramię.
 - Gdzie idziemy?
Puścił mi perskie oko, zawadiacko się uśmiechając.
 - Zdaj się na mnie.
Ruszyliśmy w kierunku centrum. Jak na Los Angeles było wyjątkowo chłodno, choć nie wiał wiatr i  nie musiałam trzymać kapelusza, by nie odleciał. Slash miał na sobie czarne jeansy, koszulkę Metalliki i ramoneskę. Wyglądał tak normalnie, po co ja się stroiłam?
Spacerowaliśmy sobie po mieście wesoło rozmawiając, mogłam się rozluźnić i pogadać o czymś innym niż pracy czy tekstach piosenek. To były główne tematy rozmów moje i Rachela.
 - Axl znów o ciebie pytał – powiedział cicho Hudson, unikając mojego wzroku.
Za to ja zerknęłam na niego. Trochę dziwne, że zainteresował się swoją siostrą, którą pobił i wyzwał.
 - Nie obchodzi mnie to, jeśli naprawdę chce bym mu wybaczyła niech ruszy dupsko i powie mi to w cztery oczy.
 - Kochanie, ja tylko mówię co wiem, wyluzuj – beztrosko kroczył przy moim boku prowadząc nas gdzieś.
 - Slash… ja kocham buty na wysokim obcasie, ale dalej chyba nie dojdę – sapnęłam po jakimś czasie, po prostu nie czułam nóg. A jakieś wrażenie sprawiać trzeba.
Spojrzał na mnie szybko, po czym wziął na ręce bez wysiłku i dalej sobie szedł.
 - Co ty robisz?! – pisnęłam.
 - Jak to co? Niosę cię – odpowiedział z uśmiechem na ustach.
 - Nie musisz tego robić, sama mogę iść!
Wywrócił oczyma.
 - Nie chcę by moja księżniczka nabawiła się pęcherzy od tych pięknych butów – szepnął.
Zaniemówiłam… moja? Księżniczka? Przesłyszałam się czy jak? Nie wierzę, że to powiedział. Może po prostu zależy mu na mnie jak na przyjaciółce… tak, zostanę przy tej wersji choć nie chciałam się przed sobą przyznać, że było kompletnie inaczej.
 - No, jesteśmy na miejscu – powiedział po jakimś czasie stawiając mnie na ziemi. Rozejrzałam się dookoła próbując dociec czy kiedykolwiek tutaj byłam, lecz na próżno.
 - Jak udało ci się znaleźć takie miejsce? – spojrzałam na Slasha, on tylko wzruszył ramionami.
Tu było niezwykle. Wzgórze otoczone barierkami, rozstawione stoliki oraz bar. Przebywało tutaj tylko kilka par, nagle się skrępowałam. Ciekawe czy przyprowadzał tutaj kiedyś jakieś dziewczyny? Jest tu tak romantycznie.
 - To bar mojego kumpla z dzieciństwa, co o nim sądzisz? – siedliśmy na stołkach przy ladzie barowej. Hudson kiwnął głową na barmana, na co on się tylko szeroko uśmiechnął. Podszedł do nas i przybił z nim piątkę.
 - Szmat czasu, stary! Chyba cię już tutaj jakieś dwa miesiące nie widziałem! To co zwykle?
 - Nie, dzisiaj na spokojnie… mam towarzystwo, nie wypada – pokazał na mnie, a barman zlustrował mnie wzrokiem.
Zaczerwieniłam się czując jego spojrzenie na sobie. Był przystojny, taki opalony surfer z Australii. Tak kojarzył mi się jego wygląd.
 - Jestem Ian, miło mi cię poznać – uścisnął moją dłoń nie przestając się uśmiechać.
 - Lilith.
 - Piękne imię, tak jak dziewczyna która je nosi. Co dla ciebie złotko? – jego głos był bardzo przyjemny, od razu go polubiłam.
Saul poruszył się na krześle i odchrząknął znacząco.
 - Eee… mochito poproszę – powiedziałam zdejmując kapelusz oraz płaszcz, mimo późnej pory było mi za ciepło.
 - Dla mnie Daniels z colą – dorzucił Slash i odwrócił się w moim kierunku, a gdy Ian przyrządzał drinki nachylił się w moją stronę.
Jego oczy były takie… magnetyzujące. Mimo, że ledwo co je widziałam. Podniosłam nieśmiało dłoń chcąc je odgarnąć, Slash wyciągnął swoją i położył na mojej. Wciągnęłam głęboko powietrze nie mogąc zrobić żadnego ruchu. Dopiero postawione z głośnym brzdękiem szklanki nas wybudziły z transu.
 - Więc… jak w pracy? – spytał cicho Slash.
 - Nie chcę o tym rozmawiać, mamy weekend.
 - Dobrze, to… jak tam ci się układa w związku z Bolanem?
Na dźwięk nazwiska basisty przeszedł mnie miły dreszcz.
 - Świetnie, naprawdę jest cudownie. Nie spodziewałam się aż takiej sielanki. Oh, nie! – odstawiłam swojego drinka z głośnym stukotem na bar. – Miał mi coś powiedzieć, jak wrócę z pracy! Muszę iść!
Opróżniłam całego drinka za jednym zamachem i chciałam wstać, lecz Slash mnie powstrzymał dłonią.
 - Czekaj chwilę, muszę zamienić słówko z Ianem – zniknął na zapleczu.
 Mimo widocznej prośby wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do barierki na samym zboczu wzgórza. Odetchnęłam głęboko spoglądając na Los Angeles wieczorem. Słońce już zachodziło, a na niebie ultramaryna mieszała się z różem i pomarańczą. Wspaniały widok.
 - Możemy już iść, kochanie – zamruczał Slash stając za mną. Podskoczyłam przestraszona, odwróciłam się w jego stronę. Staliśmy blisko siebie, niemal stykaliśmy się ciałami. Ciągnęło mnie do niego, ale to było głupie uczucie i nie mogłabym nic z tym zrobić. To niedorzeczne.
 - Tak, tak… idziemy. Jest tu gdzieś blisko jakiś telefon? Zadzwonię po Rachela by po mnie przyjechał.
 - To nie będzie konieczne – wyciągnął dłoń, w której trzymał kluczyki. – Pożyczyłem od Iana motocykl, chodź.
Strasznie podekscytowana szybkim krokiem szłam obok Mulata w stronę zaparkowanego pojazdu. Gdy go zobaczyłam opadła mi szczęka, wielki i czarny Harley stał dumnie przed nami. Slash podał mi kask, sam też założył. Kiedy na niego wsiadałam chciałam już po prostu ruszyć, poczuć ten wiatr we włosach.
 - Trzymaj się mocno, Mała! – Hudson chciał przekrzyknąć maszynę, objęłam go mocno ramionami w pasie i oparłam głowę na jego plecach. Ruszyliśmy, to co czułam było nie do opisania. Nareszcie czułam się… wolna, niezależna. Taka mała rzecz, a cieszy.
Mijaliśmy powoli ulice Miasta Aniołów, wybierając te gdzie były mniejsze korki. W sumie to nadrobiliśmy drogi, ale przynajmniej nie musieliśmy niepotrzebnie stać. Gdy parkowaliśmy pod domem Skidów czułam niedosyt, jakaś część mnie chciała nie przejmując się niczym odjechać razem z gitarzystą daleko stąd, uciec od wszystkich problemów.
 - Było wspaniale, dziękuję ci. No i ominęła mnie piesza podróż w tych zabójczych butach – uśmiechnęłam się do mojego kierowcy. On siedział na motorze, a ja stałam przed nim.
 - Nie ma za co, kiedyś możemy to powtórzyć.
Przytuliłam się do niego, tak mocno. Nie żeby był w tym jakiś podtekst albo aluzja, nie. Chodziło o czyste przyjacielskie podziękowanie, tylko tyle mogłam zrobić.
 - Do zobaczenia jutro, maleńka – kiwnął mi głową, po czym ubrał kask, odpalił motor i pojechał.
Patrzyłam na niego zanim nie zniknął mi z oczu. Z uśmiechem na ustach wkroczyłam do domu. Kładąc torbę na podłodze byłam trochę zdziwiona, wszędzie ciemno, jedynie na piętrze coś się paliło. Wiedziona ciekawością wchodziłam ostrożnie po schodach. Dobiegły mnie delikatne dźwięki gitary, z naszej sypialni. Dalej dziwnie to brzmi. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam Rachela siedzącego na łóżku z gitarą. Grał i śpiewał piosenkę Pink Floyd „Wish You Were Here”. W oczach stanęły mi łzy.

So, so you think you can tell

Heaven from Hell,
Blue skies from pain.

Can you tell a green field
From a cold steel rail?
A smile from a veil?
Do you think you can tell?

Did they get you to trade
Your heroes for ghosts?
Hot ashes for trees?
Hot air for a cool breeze?
And cold comfort for change?
Did you exchange
A walk on part in the war,
For a lead role in a cage?

How I wish, how I wish you were here.
We're just two lost souls
Swimming in a fish bowl,
Year after year,
Running over the same old ground.
What have we found
The same old fears.
Wish you were here.

Ostatnią linijkę zaśpiewałam razem z nim i podeszłam bliżej. On odwrócił się w moją stronę, momentalnie na jego twarzy zakwitł uśmiech. Odłożył gitarę i wstał, podszedł do mnie. Zdjął mój kapelusz i płaszcz, wszystko rzucił na podłogę.
 - Cześć, zdążyłem się już za tobą stęsknić – wymruczał dalej mnie nie dotykając. Lekko mnie popchnął bym siadła na łóżku, zaczął rozwiązywać moje buty i w końcu uwolnił moje stopy z tych diabelskich koturn. Jęknęłam cicho przymykając oczy. On wykorzystał moment i pocałował mnie czule w usta. Nie zdążyłam nawet odwzajemnić pocałunku jak oddalił się ode mnie ze zwycięskim uśmiechem.
Pokręciłam głową z niezadowoleniem i wstałam chcąc zdjąć resztę ubrań. W drodze do łazienki po kolei zdejmowałam każdą część garderoby – koszulka, spodenki, rajstopy. Wiedziałam, że Rachel się nie poruszył i sprytnie to wykorzystałam. Zdjęłam stanik i zawiesiłam go na klamce drzwi łączące naszą sypialnię z łazienką. Koronkowe figi zostawiłam na koniec, wychylając tylko dłoń rzuciłam je na podłogę sypialni. Z szerokim uśmiechem weszłam pod prysznic. Chwilę później do łazienki wkroczył Bolan zupełnie nagi i jak gdyby nigdy nic dołączył do mnie. Nie obdarzając się czułościami wykąpaliśmy się i wyszliśmy spod ciepłego strumienia. Przebrana w męskie bokserki basisty (Calvin Klein?) oraz nic więcej położyłam się do łóżka. Bolan ubrany w kraciaste długie spodnie od piżamy i szarą podkoszulkę położył się obok mnie. Przylgnęłam do jego boku, czując jak spina ciało od dotyku moich nagich piersi na sobie. Chwilę tak leżeliśmy i dłużej już nie wytrzymując nagle znalazłam się pod basistą, który wręcz brutalnie ściągnął ze mnie jedyne ubranie jakie na sobie miałam. Wiedziałam, że mi się nie oprze…

 - Skarbie, przed wyjściem miałeś mi coś powiedzieć – szepnęłam do niego już po wszystkim.
Westchnął głęboko i pocałował mnie w czubek głowy.
 - Chyba się w tobie zakochałem… - nie wiem czy on to naprawdę powiedział, czy to tylko mój mózg robi sobie ze mnie żarty.
Jednak nie… on to powiedział.