Ja kiedyś tą Carlę wywiozę do lasu chyba :D Męczyła mnie o ten rozdział, odkąd powiedziałam jej jak jest długi (7,5 strony w Wordzie to nie dużo przecież). Ale mimo to uwielbiam ją, bo dzięki niej przebrnęłam przez wiele trudnych wątków. Nie gadam już głupot, tylko zapraszam do czytania i oczywiście zostawiania komentarzy. Enjoy :)
-
Chyba jeszcze nigdy tyle nie zjadłem! – odetchnął ciężko Bach klepiąc się po
brzuchu. Cała piątka, włącznie ze mną siedziała właśnie przy stole odpoczywając
po sytej kolacji. Przygotowałam im risotto z grzybami i krewetkami. Pomagał mi
Dave, jakoś niezwykle zadowolony z tego faktu.
- Cieszę się, że wam smakowało – wstałam od
stołu chcąc pozbierać brudne naczynia. Każdy tylko na mnie spojrzał i zaczął mi
wyjmować talerze z rąk twierdząc, że oni posprzątają. – Sabo! Mamy wolne od
zmywania!
Krzyknęłam
ze śmiechem, na co on przybił mi piątkę i wziął na barana pędząc do salonu.
Rachel patrzył na nas początkowo skonsternowany, lecz kiedy ujrzał mnie tak
wesołą przeszło mu.
- Muszę zapalić – stwierdziłam, po czym
zeskoczyłam z pleców gitarzysty i pomknęłam do sypialni po papierosy.
Stojąc
na balkonie przy sypialni trzęsącymi się dłońmi odpaliłam fajkę. Czując gryzący
dym w płucach stopniowo się rozluźniałam. To był normalny, miły wieczór.
Kulturalna kolacja przy lampce wina, w czasie której toczyła się swobodna
konwersacja bez żadnych wybryków czy krzyków. Mimo, że tego nie chciałam to i
tak porównywałam obydwa zespoły do siebie. U Gunsów też było by przyjemnie,
lecz na lampce wina by się nie skończyło. Dlaczego tak myślę? Nie powinnam,
znam ich kilka dni. Kto wie, czy przede mną niczego nie udają…
Zgasiłam
niedopałek w popielniczce i wróciłam do pokoju. Biorąc ze sobą kosmetyczkę oraz
piżamę, na którą się składał stary biały podkoszulek oraz szare damskie
bokserki skierowałam się do łazienki. Kręciłam głową widząc te dekadencję.
Odpuszczając sobie wannę, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca głowa
rozluźniała mnie, koiła nerwy. Będąc w trakcie mycia włosów, poczułam jak
oplatają mnie dłonie. Wiadomo kogo. Westchnęłam, gdy jego ręce zaopatrzone w
miękką gąbkę szorowały moje ciało. Odwróciłam się do niego przodem i to samo
zrobiłam z jego ciałem. Namydliłam drugą gąbkę, po czym okrężnymi ruchami
masowałam go, poczynając od klatki piersiowej. To było takie… naturalne.
Jakbyśmy żyli już ze sobą co najmniej kilka dobrych lat. Lecz prawda jest taka,
że oficjalnie nawet nie byliśmy parą. Cóż, może musimy się po prostu bliżej
poznać.
- Mam pomarszczone palce – jęknęłam
przyglądając się im, Rachel podniósł je do swoich ust i każdego z nich czule
pocałował. Taki mały gest, a tak cieszy.
Chwilę
później wyszliśmy spod prysznica. On owinął sobie ręcznik wokół bioder oraz na
głowie i wyszedł z łazienki do sypialni. Ja dokładnie się wytarłam, wklepałam w
skórę balsam i przebrałam w piżamę. Wytarłam jeszcze włosy i wróciłam do
pokoju. Bolan już gdzieś zniknął. Siadłam na łóżku i rozglądałam się nerwowo.
Na stoliku pod ścianą zauważyłam telefon. Podeszłam do niego i na ile mi tylko
pozwoliła długość kabla przeniosłam się z nim na balkon. Widziałam stąd część
Los Angeles, ponieważ ich dom znajdował się na niewielkim wzniesieniu. Drżącymi
dłońmi wykręciłam numer do mieszkania Gunsów modląc się, by nie odebrał mój
brat.
- Pieprzona Rezydencja Najniebezpieczniejszego
i Najseksowniejszego Zespołu Na Świecie, słucham? – odebrał Popcorn, na sam
dźwięk jego głosu mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Cześć Adlerku, tęskniłeś?!
Chwila
ciszy.
- Lil! Co za niespodzianka, myśleliśmy że
zapadłaś się gdzieś pod ziemię! Co u ciebie słychać?
- Wszystko dobrze, naprawdę. Jest tam gdzieś
Slash w pobliżu? – spytałam cicho.
- Czekaj chwilę… - słyszałam jak woła Mulata,
w oddali dało się usłyszeć głośny huk oraz kilka przekleństw. – Lilith…
Zatkało
mnie. Teraz po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. Tak mi brakowało jego
ciepłego głosu.
- Saul, cześć – wydukałam. - Nie przeszkadzam?
- Nie, coś ty… miło, że dzwonisz – powiedział
jeszcze lekko zdyszany. – Chwila, przeniosę się do siebie. McKagan, zamknij
ryj!
Parsknęłam
śmiechem na te słowa, czekałam cierpliwie aż przejdzie gdzie indziej. Słyszałam
tylko jak idzie po schodach i otwiera drzwi.
- Już jestem, Mała – szepnął wypuszczając powietrze
z ust. – Dobrze ci tam z nimi?
- Tak, jak najbardziej. Strasznie się o mnie
troszczą. Wróciłam do pracy więc większość czasu będę zajęta, ale słyszałam że
w weekend wpadacie tutaj na imprezę.
- Oh, mhm. Impreza, Bach coś wspominał.
Pewnie, że wpadniemy. Nie przepuścimy takiej okazji. A, Lil… Axl chce cię
przeprosić, chodzi cały załamany gdy dowiedział się co takiego ci zrobił. On
tego nie chciał – szeptał do słuchawki.
Jeszcze
nie chciałam słuchać o moim bracie, nie byłam na to gotowa.
- Rozumiem, ja jeszcze nie chcę nic o nim
myśleć – ucięłam tamten temat.
- A jak z Rachelem ci się wiedzie? – spytał
niepewnie.
- Oh Slash, jest wspaniale. Nie wiedziałam, że
jest taki delikatny i czuły.
- Cudownie Lil, cieszę się że jesteś
szczęśliwa. Słuchaj, mógłbym jutro cię odebrać z pracy? Chcę się z tobą
spotkać, porozmawiać w cztery oczy – słyszałam jak odpala zapalniczką benzynową
papierosa.
Na
moją twarz wpełzł szeroki uśmiech, w tym momencie szczerzyłam się do słuchawki
jak głupia.
- Jasne, bądź o osiemnastej w Tower Records –
już chciałam się rozłączać.
- Lil?
- Tak, Slash?
- Mam tam zakaz wstępu…
Zaśmiałam
się.
- Dlaczego?
- Długa historia, będę czekał przed wejściem.
- Nie ma sprawy, dobranoc Saul – szepnęłam cicho, nagle
poważniejąc.
- Dobranoc Maleńka… - zamruczał, a ja
odłożyłam słuchawkę.
Wstałam
z chłodnych kafelek i odstawiłam telefon na stolik. Przeczesując włosy palcami
położyłam się do łóżka, słysząc śpiew Sebastiana oraz delikatne dźwięki gitary.
Fajna godzina na pisanie piosenki.
Ostatnie
słowa, które śpiewał Bach, a jakie zarejestrował mój mózg brzmiały: „Because I know that I can't live without you.”
*
- Dzisiaj nie musisz przychodzić do Tower –
powiedziałam do Rachela ubierając się w sypialni.
Spojrzał
na mnie zaskoczony w nie do końca zapiętej koszuli flanelowej.
- Dlaczego? Spotykasz się z kimś?
- Tak, Hudson ma po mnie przyjść.
Zabrałam
torbę, po czym zeszłam do kuchni. Była dość wczesna godzina więc zdziwiłam się,
gdy ujrzałam tam Sebastiana i Scottiego. Pierwszy z nich przysypiał siedząc
przy kuchennej wyspie, a Hill właśnie stawiał przede mną kubek zielonej herbaty
oraz kilka tostów z dżemem. Już nawet wiedział co jadam.
- Dziękuję ci – uśmiechnęłam się do niego, on
to odwzajemnił. Pocałowałam Bacha w policzek, a wokalista momentalnie się
zbudził. Przestraszony zerknął kto to zrobił, lecz gdy mnie ujrzał wyszczerzył
się szeroko. Bolan zszedł chwilę później, gdy właśnie kończyłam jeść, byłam też
wciągnięta w poruszającą rozmowę na temat sobotniej imprezy. Co kupić, ile tego
kupić, jak ustawić meble w salonie, by niczego nie zniszczyć. Mają zupełnie
inny sposób życia niż Gunsi, jeśli chodzi o picie alkoholu, zabawianie się z
kobietami (Skidzi mają między sobą zasadę, że nie sprowadzają żadnej do domu)
czy przeprowadzanie prób.
Właśnie
miałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie Rachel.
- Już wychodzisz?
- Muszę.
Westchnął.
- Jak tylko wrócisz muszę z tobą porozmawiać –
pocałował mnie na pożegnanie, nie chciałam tego przerywać ale to zdanie nie
zdusiło we mnie ciekawości.
Spojrzałam
na niego podejrzliwie. Uniósł ręce w akcie poddania.
- Nic ci teraz nie powiem, nie licz na to –
uśmiechnął się triumfalnie, po czym przeszedł do salonu włączając płytę The
Doors.
Pokręciłam
głową i wychodząc z domu potwierdziłam tylko to, co przed chwilą wyśpiewał
Morrison, że ludzie są dziwni…
*
Tupiąc nogą do piosenki Bon Jovi „Living On A Prayer”,
która leciała w sklepie siedziałam na ladzie jedząc kanapkę sub. Zbliżał się
powoli koniec mojej zmiany więc wyczekiwałam charakterystycznej postaci Hudsona
przed Tower Records. Czekając na niego zdążyłam zjeść do końca lunch oraz
zmienić gitary na wystawie. Akurat wstawiałam nowego Stratocastera na stojak,
gdy Slash podszedł do okna i spojrzał na „nas” jak dziecko – z zachwytem w
oczach. Nie wiem czy chodziło mu o mnie czy gitarę, ale patrząc na niego po raz pierwszy od
tamtego feralnego dnia poczułam dziwne kłucie w brzuchu. Nie mogłam oderwać od
niego wzroku, stałam jak wryta przy tym oknie i gapiłam się na niego otwarcie.
Nagle ktoś wszedł co sklepu przez co powróciłam do rzeczywistości. Zarumieniłam
się i pobiegłam szybko do szatni. Próbując myśleć o czymś innym niż scenie jaka
rozegrała się przed chwilą, przebrałam trampki na koturny oraz firmową koszulkę
na swoje ubrania. Chwyciłam swoje rzeczy i wyszłam ze sklepu potrącając po
drodze jakiegoś gościa, już chciał na mnie krzyknąć, lecz gdy mnie ujrzał
zagwizdał z wrażenia. Wywróciłam oczami podchodząc do Mulata. On świdrował
wzrokiem tego gościa zaciskając mocno pięści. Chcąc to przerwać doskoczyłam do
Saula mocno się do niego przytulając. Mimo, iż miałam na sobie koturny to i tak
byłam niższa od niego. Poczułam jak oplatają mnie jego ramiona, pachniał
papierosami i whisky oraz czymś dla mnie niewiadomym. Spojrzałam mu w oczy
zadzierając głowę do góry. Ujrzałam jego ciepłe, czekoladowe oczy.
- Cześć – powiedziałam na wydechu. Pogłaskał
mnie po policzku.
- Hej Mała – zarumieniłam się mocno, po czym
złapałam go pod ramię.
- Gdzie idziemy?
Puścił
mi perskie oko, zawadiacko się uśmiechając.
- Zdaj się na mnie.
Ruszyliśmy
w kierunku centrum. Jak na Los Angeles było wyjątkowo chłodno, choć nie wiał
wiatr i nie musiałam trzymać kapelusza,
by nie odleciał. Slash miał na sobie czarne jeansy, koszulkę Metalliki i
ramoneskę. Wyglądał tak normalnie, po co ja się stroiłam?
Spacerowaliśmy
sobie po mieście wesoło rozmawiając, mogłam się rozluźnić i pogadać o czymś
innym niż pracy czy tekstach piosenek. To były główne tematy rozmów moje i
Rachela.
- Axl znów o ciebie pytał – powiedział cicho
Hudson, unikając mojego wzroku.
Za
to ja zerknęłam na niego. Trochę dziwne, że zainteresował się swoją siostrą,
którą pobił i wyzwał.
- Nie obchodzi mnie to, jeśli naprawdę chce
bym mu wybaczyła niech ruszy dupsko i powie mi to w cztery oczy.
- Kochanie, ja tylko mówię co wiem, wyluzuj –
beztrosko kroczył przy moim boku prowadząc nas gdzieś.
- Slash… ja kocham buty na wysokim obcasie,
ale dalej chyba nie dojdę – sapnęłam po jakimś czasie, po prostu nie czułam
nóg. A jakieś wrażenie sprawiać trzeba.
Spojrzał
na mnie szybko, po czym wziął na ręce bez wysiłku i dalej sobie szedł.
- Co ty robisz?! – pisnęłam.
- Jak to co? Niosę cię – odpowiedział z
uśmiechem na ustach.
- Nie musisz tego robić, sama mogę iść!
Wywrócił
oczyma.
- Nie chcę by moja księżniczka nabawiła się
pęcherzy od tych pięknych butów – szepnął.
Zaniemówiłam…
moja? Księżniczka? Przesłyszałam się czy jak? Nie wierzę, że to powiedział.
Może po prostu zależy mu na mnie jak na przyjaciółce… tak, zostanę przy tej
wersji choć nie chciałam się przed sobą przyznać, że było kompletnie inaczej.
- No, jesteśmy na miejscu – powiedział po
jakimś czasie stawiając mnie na ziemi. Rozejrzałam się dookoła próbując dociec
czy kiedykolwiek tutaj byłam, lecz na próżno.
- Jak udało ci się znaleźć takie miejsce? –
spojrzałam na Slasha, on tylko wzruszył ramionami.
Tu
było niezwykle. Wzgórze otoczone barierkami, rozstawione stoliki oraz bar.
Przebywało tutaj tylko kilka par, nagle się skrępowałam. Ciekawe czy
przyprowadzał tutaj kiedyś jakieś dziewczyny? Jest tu tak romantycznie.
- To bar mojego kumpla z dzieciństwa, co o nim
sądzisz? – siedliśmy na stołkach przy ladzie barowej. Hudson kiwnął głową na
barmana, na co on się tylko szeroko uśmiechnął. Podszedł do nas i przybił z nim
piątkę.
- Szmat czasu, stary! Chyba cię już tutaj
jakieś dwa miesiące nie widziałem! To co zwykle?
- Nie, dzisiaj na spokojnie… mam towarzystwo,
nie wypada – pokazał na mnie, a barman zlustrował mnie wzrokiem.
Zaczerwieniłam
się czując jego spojrzenie na sobie. Był przystojny, taki opalony surfer z Australii.
Tak kojarzył mi się jego wygląd.
- Jestem Ian, miło mi cię poznać – uścisnął
moją dłoń nie przestając się uśmiechać.
- Lilith.
- Piękne imię, tak jak dziewczyna która je
nosi. Co dla ciebie złotko? – jego głos był bardzo przyjemny, od razu go
polubiłam.
Saul
poruszył się na krześle i odchrząknął znacząco.
- Eee… mochito poproszę – powiedziałam
zdejmując kapelusz oraz płaszcz, mimo późnej pory było mi za ciepło.
- Dla mnie Daniels z colą – dorzucił Slash i
odwrócił się w moim kierunku, a gdy Ian przyrządzał drinki nachylił się w moją
stronę.
Jego
oczy były takie… magnetyzujące. Mimo, że ledwo co je widziałam. Podniosłam
nieśmiało dłoń chcąc je odgarnąć, Slash wyciągnął swoją i położył na mojej.
Wciągnęłam głęboko powietrze nie mogąc zrobić żadnego ruchu. Dopiero postawione
z głośnym brzdękiem szklanki nas wybudziły z transu.
- Więc… jak w pracy? – spytał cicho Slash.
- Nie chcę o tym rozmawiać, mamy weekend.
- Dobrze, to… jak tam ci się układa w związku
z Bolanem?
Na
dźwięk nazwiska basisty przeszedł mnie miły dreszcz.
- Świetnie, naprawdę jest cudownie. Nie
spodziewałam się aż takiej sielanki. Oh, nie! – odstawiłam swojego drinka z
głośnym stukotem na bar. – Miał mi coś powiedzieć, jak wrócę z pracy! Muszę
iść!
Opróżniłam
całego drinka za jednym zamachem i chciałam wstać, lecz Slash mnie powstrzymał
dłonią.
- Czekaj chwilę, muszę zamienić słówko z Ianem
– zniknął na zapleczu.
Mimo widocznej prośby wstałam i chwiejnym
krokiem podeszłam do barierki na samym zboczu wzgórza. Odetchnęłam głęboko
spoglądając na Los Angeles wieczorem. Słońce już zachodziło, a na niebie
ultramaryna mieszała się z różem i pomarańczą. Wspaniały widok.
- Możemy już iść, kochanie – zamruczał Slash
stając za mną. Podskoczyłam przestraszona, odwróciłam się w jego stronę.
Staliśmy blisko siebie, niemal stykaliśmy się ciałami. Ciągnęło mnie do niego,
ale to było głupie uczucie i nie mogłabym nic z tym zrobić. To niedorzeczne.
- Tak, tak… idziemy. Jest tu gdzieś blisko
jakiś telefon? Zadzwonię po Rachela by po mnie przyjechał.
- To nie będzie konieczne – wyciągnął dłoń, w
której trzymał kluczyki. – Pożyczyłem od Iana motocykl, chodź.
Strasznie
podekscytowana szybkim krokiem szłam obok Mulata w stronę zaparkowanego
pojazdu. Gdy go zobaczyłam opadła mi szczęka, wielki i czarny Harley stał
dumnie przed nami. Slash podał mi kask, sam też założył. Kiedy na niego
wsiadałam chciałam już po prostu ruszyć, poczuć ten wiatr we włosach.
- Trzymaj się mocno, Mała! – Hudson chciał
przekrzyknąć maszynę, objęłam go mocno ramionami w pasie i oparłam głowę na
jego plecach. Ruszyliśmy, to co czułam było nie do opisania. Nareszcie czułam
się… wolna, niezależna. Taka mała rzecz, a cieszy.
Mijaliśmy
powoli ulice Miasta Aniołów, wybierając te gdzie były mniejsze korki. W sumie
to nadrobiliśmy drogi, ale przynajmniej nie musieliśmy niepotrzebnie stać. Gdy
parkowaliśmy pod domem Skidów czułam niedosyt, jakaś część mnie chciała nie
przejmując się niczym odjechać razem z gitarzystą daleko stąd, uciec od
wszystkich problemów.
- Było wspaniale, dziękuję ci. No i ominęła
mnie piesza podróż w tych zabójczych butach – uśmiechnęłam się do mojego
kierowcy. On siedział na motorze, a ja stałam przed nim.
- Nie ma za co, kiedyś możemy to powtórzyć.
Przytuliłam
się do niego, tak mocno. Nie żeby był w tym jakiś podtekst albo aluzja, nie.
Chodziło o czyste przyjacielskie podziękowanie, tylko tyle mogłam zrobić.
- Do zobaczenia jutro, maleńka – kiwnął mi
głową, po czym ubrał kask, odpalił motor i pojechał.
Patrzyłam
na niego zanim nie zniknął mi z oczu. Z uśmiechem na ustach wkroczyłam do domu.
Kładąc torbę na podłodze byłam trochę zdziwiona, wszędzie ciemno, jedynie na
piętrze coś się paliło. Wiedziona ciekawością wchodziłam ostrożnie po schodach.
Dobiegły mnie delikatne dźwięki gitary, z naszej sypialni. Dalej dziwnie to
brzmi. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam Rachela siedzącego na łóżku z gitarą. Grał i
śpiewał piosenkę Pink Floyd „Wish You Were Here”. W oczach stanęły mi łzy.
So, so you think you can tell
Heaven from Hell,
Blue skies from pain.
Can you tell a green field
From a cold steel rail?
A smile from a veil?
Do you think you can tell?
Did they get you to trade
Your heroes for ghosts?
Hot ashes for trees?
Hot air for a cool breeze?
And cold comfort for change?
Did you exchange
A walk on part in the war,
For a lead role in a cage?
How I wish, how I wish you were here.
We're just two lost souls
Swimming in a fish bowl,
Year after year,
Running over the same old ground.
What have we found
The same old fears.
Wish you were here.
Ostatnią linijkę zaśpiewałam
razem z nim i podeszłam bliżej. On odwrócił się w moją stronę, momentalnie na
jego twarzy zakwitł uśmiech. Odłożył gitarę i wstał, podszedł do mnie. Zdjął
mój kapelusz i płaszcz, wszystko rzucił na podłogę.
- Cześć, zdążyłem się już za tobą stęsknić –
wymruczał dalej mnie nie dotykając. Lekko mnie popchnął bym siadła na łóżku,
zaczął rozwiązywać moje buty i w końcu uwolnił moje stopy z tych diabelskich
koturn. Jęknęłam cicho przymykając oczy. On wykorzystał moment i pocałował mnie
czule w usta. Nie zdążyłam nawet odwzajemnić pocałunku jak oddalił się ode mnie
ze zwycięskim uśmiechem.
Pokręciłam głową z
niezadowoleniem i wstałam chcąc zdjąć resztę ubrań. W drodze do łazienki po
kolei zdejmowałam każdą część garderoby – koszulka, spodenki, rajstopy.
Wiedziałam, że Rachel się nie poruszył i sprytnie to wykorzystałam. Zdjęłam
stanik i zawiesiłam go na klamce drzwi łączące naszą sypialnię z łazienką.
Koronkowe figi zostawiłam na koniec, wychylając tylko dłoń rzuciłam je na
podłogę sypialni. Z szerokim uśmiechem weszłam pod prysznic. Chwilę później do
łazienki wkroczył Bolan zupełnie nagi i jak gdyby nigdy nic dołączył do mnie.
Nie obdarzając się czułościami wykąpaliśmy się i wyszliśmy spod ciepłego
strumienia. Przebrana w męskie bokserki basisty (Calvin Klein?) oraz nic więcej
położyłam się do łóżka. Bolan ubrany w kraciaste długie spodnie od piżamy i
szarą podkoszulkę położył się obok mnie. Przylgnęłam do jego boku, czując jak
spina ciało od dotyku moich nagich piersi na sobie. Chwilę tak leżeliśmy i
dłużej już nie wytrzymując nagle znalazłam się pod basistą, który wręcz
brutalnie ściągnął ze mnie jedyne ubranie jakie na sobie miałam. Wiedziałam, że
mi się nie oprze…
- Skarbie, przed wyjściem miałeś mi coś powiedzieć
– szepnęłam do niego już po wszystkim.
Westchnął głęboko i pocałował
mnie w czubek głowy.
- Chyba się w tobie zakochałem… - nie wiem czy
on to naprawdę powiedział, czy to tylko mój mózg robi sobie ze mnie żarty.
Jednak nie… on to powiedział.
BOŻE, BOŻE KOŃCÓWKA ZAJEBISTA!
OdpowiedzUsuńzakochał się <3 omnomnom jak słodko :3
dobra jeśli chodzi o Axla niech ruszy swoją dupę i niech błaga Lil o przebaczenie, na kolana!!!
Lil coś czuję do Slasha! Przecież to widać. Mało brakowało aby się na niego rzuciła! Slashu jest słodki :3 i wgl to spotkanie w barze. A jak faceci jej słodzili :p kurde noo... Slash, Bolan. Taki wybór. A Bolan się zakochał! A to już mówiłam :3
i nie wywoź mnie do lasu, bo tam kleszcze :c
A! I będę cię męczyć o kazdy rozdział! Nie ma oglądania HIMYM tylko pisać! :3
No już, to za bardzo wciąga byś mnie miała odrywać od mojego ulubionego serialu! :D
UsuńMam mętlik w głowie co do tego trójkąta BOLAN-SLASH-LIL...
Boże *.*
OdpowiedzUsuńJeju, nie mogę się nacieszyć. Właśnie zaczęłam nadrabiać zaległości. Te dwa rozdziały były tak zajebiste, że chce jeszcze. Oni są razem taki prze słodcy. Jeju nie mogę przestać o nich myśleć. Po prostu jak sobie pomyśle to widzę jak Rachel przytula Lil :D.
Nie wiem co mam pisać. Może w następnym uda mi się więcej wykrztusić. Jakie to jest świetne :D.
Ty zawsze coś napiszesz takiego, że mam uśmiech na twarzy :)
UsuńJak zwykle cudowny rozdział :D Kocham to Twoje opowiadanie nic na to nie poradzę ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że Slash coś tutaj chce się zbliżyć do Lil...niby pyta jak jej się układa z Bolanem, ale traktuje ją bardzo bardzo nie jak koleżankę :P Słodki jest i widać, że Lil też przy nim traci zmysły, ale ma być z Rachelem i koniec kropka :D Teraz wielce Axl zrozumiał swój błąd i chce przeprosić...jak na Axla to duży wyczyn, ale ma dziewczyna rację że weźmie go jeszcze na wstrzymanie :D nie ma tak łatwo Panie Rose :D
No i to wyznanie Bolana po cudownym seksie....marzenie *__* Jak tu go nie kochać? Jest przesłodki i naprawdę się w niej zakochał...to było uuuuuuurocze!!!! Dajcie mi takiego :)
Hej, trafiłam przypadkiem i mimo tego, że przeczytałam dopiero trzy rozdziały to muszę ci powiedzieć, że piszesz świetnie! Będę wpadać częściej ;)
OdpowiedzUsuńAaaaaa Bolan *________* Jak ja się cieszę :D Ta końcówka, no zajebista! Trochę mi żal Slasha. ;( Strasznie mi się podoba to opowiadanie *_* Wszystko jest zajebiste! No i są seksy, a to najważniejsze, co nie? XD
OdpowiedzUsuńTrafiłam na twojego bloga przypadkowo i powiem że to chyba najlepszy przypadek jaki mi się w życiu przytrafił no. :D
Zabieram się teraz za dalsze czytanie i zapraszam do mnie! ;)