czwartek, 13 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 10.

Ja kiedyś tą Carlę wywiozę do lasu chyba :D Męczyła mnie o ten rozdział, odkąd powiedziałam jej jak jest długi (7,5 strony w Wordzie to nie dużo przecież). Ale mimo to uwielbiam ją, bo dzięki niej przebrnęłam przez wiele trudnych wątków. Nie gadam już głupot, tylko zapraszam do czytania i oczywiście zostawiania komentarzy. Enjoy :)

- Chyba jeszcze nigdy tyle nie zjadłem! – odetchnął ciężko Bach klepiąc się po brzuchu. Cała piątka, włącznie ze mną siedziała właśnie przy stole odpoczywając po sytej kolacji. Przygotowałam im risotto z grzybami i krewetkami. Pomagał mi Dave, jakoś niezwykle zadowolony z tego faktu.
 - Cieszę się, że wam smakowało – wstałam od stołu chcąc pozbierać brudne naczynia. Każdy tylko na mnie spojrzał i zaczął mi wyjmować talerze z rąk twierdząc, że oni posprzątają. – Sabo! Mamy wolne od zmywania!
Krzyknęłam ze śmiechem, na co on przybił mi piątkę i wziął na barana pędząc do salonu. Rachel patrzył na nas początkowo skonsternowany, lecz kiedy ujrzał mnie tak wesołą przeszło mu.
 - Muszę zapalić – stwierdziłam, po czym zeskoczyłam z pleców gitarzysty i pomknęłam do sypialni po papierosy.
Stojąc na balkonie przy sypialni trzęsącymi się dłońmi odpaliłam fajkę. Czując gryzący dym w płucach stopniowo się rozluźniałam. To był normalny, miły wieczór. Kulturalna kolacja przy lampce wina, w czasie której toczyła się swobodna konwersacja bez żadnych wybryków czy krzyków. Mimo, że tego nie chciałam to i tak porównywałam obydwa zespoły do siebie. U Gunsów też było by przyjemnie, lecz na lampce wina by się nie skończyło. Dlaczego tak myślę? Nie powinnam, znam ich kilka dni. Kto wie, czy przede mną niczego nie udają…
Zgasiłam niedopałek w popielniczce i wróciłam do pokoju. Biorąc ze sobą kosmetyczkę oraz piżamę, na którą się składał stary biały podkoszulek oraz szare damskie bokserki skierowałam się do łazienki. Kręciłam głową widząc te dekadencję. Odpuszczając sobie wannę, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca głowa rozluźniała mnie, koiła nerwy. Będąc w trakcie mycia włosów, poczułam jak oplatają mnie dłonie. Wiadomo kogo. Westchnęłam, gdy jego ręce zaopatrzone w miękką gąbkę szorowały moje ciało. Odwróciłam się do niego przodem i to samo zrobiłam z jego ciałem. Namydliłam drugą gąbkę, po czym okrężnymi ruchami masowałam go, poczynając od klatki piersiowej. To było takie… naturalne. Jakbyśmy żyli już ze sobą co najmniej kilka dobrych lat. Lecz prawda jest taka, że oficjalnie nawet nie byliśmy parą. Cóż, może musimy się po prostu bliżej poznać.
 - Mam pomarszczone palce – jęknęłam przyglądając się im, Rachel podniósł je do swoich ust i każdego z nich czule pocałował. Taki mały gest, a tak cieszy.
Chwilę później wyszliśmy spod prysznica. On owinął sobie ręcznik wokół bioder oraz na głowie i wyszedł z łazienki do sypialni. Ja dokładnie się wytarłam, wklepałam w skórę balsam i przebrałam w piżamę. Wytarłam jeszcze włosy i wróciłam do pokoju. Bolan już gdzieś zniknął. Siadłam na łóżku i rozglądałam się nerwowo. Na stoliku pod ścianą zauważyłam telefon. Podeszłam do niego i na ile mi tylko pozwoliła długość kabla przeniosłam się z nim na balkon. Widziałam stąd część Los Angeles, ponieważ ich dom znajdował się na niewielkim wzniesieniu. Drżącymi dłońmi wykręciłam numer do mieszkania Gunsów modląc się, by nie odebrał mój brat.
 - Pieprzona Rezydencja Najniebezpieczniejszego i Najseksowniejszego Zespołu Na Świecie, słucham? – odebrał Popcorn, na sam dźwięk jego głosu mimowolnie się uśmiechnęłam.
 - Cześć Adlerku, tęskniłeś?!
Chwila ciszy.
 - Lil! Co za niespodzianka, myśleliśmy że zapadłaś się gdzieś pod ziemię! Co u ciebie słychać?
 - Wszystko dobrze, naprawdę. Jest tam gdzieś Slash w pobliżu? – spytałam cicho.
 - Czekaj chwilę… - słyszałam jak woła Mulata, w oddali dało się usłyszeć głośny huk oraz kilka przekleństw. – Lilith…
Zatkało mnie. Teraz po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. Tak mi brakowało jego ciepłego głosu.
 - Saul, cześć – wydukałam. - Nie przeszkadzam?
 - Nie, coś ty… miło, że dzwonisz – powiedział jeszcze lekko zdyszany. – Chwila, przeniosę się do siebie. McKagan, zamknij ryj!
Parsknęłam śmiechem na te słowa, czekałam cierpliwie aż przejdzie gdzie indziej. Słyszałam tylko jak idzie po schodach i otwiera drzwi.
 - Już jestem, Mała – szepnął wypuszczając powietrze z ust. – Dobrze ci tam z nimi?
 - Tak, jak najbardziej. Strasznie się o mnie troszczą. Wróciłam do pracy więc większość czasu będę zajęta, ale słyszałam że w weekend wpadacie tutaj na imprezę.
 - Oh, mhm. Impreza, Bach coś wspominał. Pewnie, że wpadniemy. Nie przepuścimy takiej okazji. A, Lil… Axl chce cię przeprosić, chodzi cały załamany gdy dowiedział się co takiego ci zrobił. On tego nie chciał – szeptał do słuchawki.
Jeszcze nie chciałam słuchać o moim bracie, nie byłam na to gotowa.
 - Rozumiem, ja jeszcze nie chcę nic o nim myśleć – ucięłam tamten temat.
 - A jak z Rachelem ci się wiedzie? – spytał niepewnie.
 - Oh Slash, jest wspaniale. Nie wiedziałam, że jest taki delikatny i czuły.
 - Cudownie Lil, cieszę się że jesteś szczęśliwa. Słuchaj, mógłbym jutro cię odebrać z pracy? Chcę się z tobą spotkać, porozmawiać w cztery oczy – słyszałam jak odpala zapalniczką benzynową papierosa.
Na moją twarz wpełzł szeroki uśmiech, w tym momencie szczerzyłam się do słuchawki jak głupia.
 - Jasne, bądź o osiemnastej w Tower Records – już chciałam się rozłączać.
 - Lil?
 - Tak, Slash?
 - Mam tam zakaz wstępu…
Zaśmiałam się.
 - Dlaczego?
 - Długa historia, będę czekał przed wejściem.
 - Nie ma sprawy,  dobranoc Saul – szepnęłam cicho, nagle poważniejąc.
 - Dobranoc Maleńka… - zamruczał, a ja odłożyłam słuchawkę.
Wstałam z chłodnych kafelek i odstawiłam telefon na stolik. Przeczesując włosy palcami położyłam się do łóżka, słysząc śpiew Sebastiana oraz delikatne dźwięki gitary. Fajna godzina na pisanie piosenki.
Ostatnie słowa, które śpiewał Bach, a jakie zarejestrował mój mózg brzmiały: Because I know that I can't live without you.”
*
 - Dzisiaj nie musisz przychodzić do Tower – powiedziałam do Rachela ubierając się w sypialni.


Spojrzał na mnie zaskoczony w nie do końca zapiętej koszuli flanelowej.
 - Dlaczego? Spotykasz się z kimś?
 - Tak, Hudson ma po mnie przyjść.
Zabrałam torbę, po czym zeszłam do kuchni. Była dość wczesna godzina więc zdziwiłam się, gdy ujrzałam tam Sebastiana i Scottiego. Pierwszy z nich przysypiał siedząc przy kuchennej wyspie, a Hill właśnie stawiał przede mną kubek zielonej herbaty oraz kilka tostów z dżemem. Już nawet wiedział co jadam.
 - Dziękuję ci – uśmiechnęłam się do niego, on to odwzajemnił. Pocałowałam Bacha w policzek, a wokalista momentalnie się zbudził. Przestraszony zerknął kto to zrobił, lecz gdy mnie ujrzał wyszczerzył się szeroko. Bolan zszedł chwilę później, gdy właśnie kończyłam jeść, byłam też wciągnięta w poruszającą rozmowę na temat sobotniej imprezy. Co kupić, ile tego kupić, jak ustawić meble w salonie, by niczego nie zniszczyć. Mają zupełnie inny sposób życia niż Gunsi, jeśli chodzi o picie alkoholu, zabawianie się z kobietami (Skidzi mają między sobą zasadę, że nie sprowadzają żadnej do domu) czy przeprowadzanie prób.
Właśnie miałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie Rachel.
 - Już wychodzisz?
 - Muszę.
Westchnął.
 - Jak tylko wrócisz muszę z tobą porozmawiać – pocałował mnie na pożegnanie, nie chciałam tego przerywać ale to zdanie nie zdusiło we mnie ciekawości.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Uniósł ręce w akcie poddania.
 - Nic ci teraz nie powiem, nie licz na to – uśmiechnął się triumfalnie, po czym przeszedł do salonu włączając płytę The Doors.
Pokręciłam głową i wychodząc z domu potwierdziłam tylko to, co przed chwilą wyśpiewał Morrison, że ludzie są dziwni…
*
Tupiąc  nogą do piosenki Bon Jovi „Living On A Prayer”, która leciała w sklepie siedziałam na ladzie jedząc kanapkę sub. Zbliżał się powoli koniec mojej zmiany więc wyczekiwałam charakterystycznej postaci Hudsona przed Tower Records. Czekając na niego zdążyłam zjeść do końca lunch oraz zmienić gitary na wystawie. Akurat wstawiałam nowego Stratocastera na stojak, gdy Slash podszedł do okna i spojrzał na „nas” jak dziecko – z zachwytem w oczach. Nie wiem czy chodziło mu o mnie czy gitarę,  ale patrząc na niego po raz pierwszy od tamtego feralnego dnia poczułam dziwne kłucie w brzuchu. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, stałam jak wryta przy tym oknie i gapiłam się na niego otwarcie. Nagle ktoś wszedł co sklepu przez co powróciłam do rzeczywistości. Zarumieniłam się i pobiegłam szybko do szatni. Próbując myśleć o czymś innym niż scenie jaka rozegrała się przed chwilą, przebrałam trampki na koturny oraz firmową koszulkę na swoje ubrania. Chwyciłam swoje rzeczy i wyszłam ze sklepu potrącając po drodze jakiegoś gościa, już chciał na mnie krzyknąć, lecz gdy mnie ujrzał zagwizdał z wrażenia. Wywróciłam oczami podchodząc do Mulata. On świdrował wzrokiem tego gościa zaciskając mocno pięści. Chcąc to przerwać doskoczyłam do Saula mocno się do niego przytulając. Mimo, iż miałam na sobie koturny to i tak byłam niższa od niego. Poczułam jak oplatają mnie jego ramiona, pachniał papierosami i whisky oraz czymś dla mnie niewiadomym. Spojrzałam mu w oczy zadzierając głowę do góry. Ujrzałam jego ciepłe, czekoladowe oczy.
 - Cześć – powiedziałam na wydechu. Pogłaskał mnie po policzku.
 - Hej Mała – zarumieniłam się mocno, po czym złapałam go pod ramię.
 - Gdzie idziemy?
Puścił mi perskie oko, zawadiacko się uśmiechając.
 - Zdaj się na mnie.
Ruszyliśmy w kierunku centrum. Jak na Los Angeles było wyjątkowo chłodno, choć nie wiał wiatr i  nie musiałam trzymać kapelusza, by nie odleciał. Slash miał na sobie czarne jeansy, koszulkę Metalliki i ramoneskę. Wyglądał tak normalnie, po co ja się stroiłam?
Spacerowaliśmy sobie po mieście wesoło rozmawiając, mogłam się rozluźnić i pogadać o czymś innym niż pracy czy tekstach piosenek. To były główne tematy rozmów moje i Rachela.
 - Axl znów o ciebie pytał – powiedział cicho Hudson, unikając mojego wzroku.
Za to ja zerknęłam na niego. Trochę dziwne, że zainteresował się swoją siostrą, którą pobił i wyzwał.
 - Nie obchodzi mnie to, jeśli naprawdę chce bym mu wybaczyła niech ruszy dupsko i powie mi to w cztery oczy.
 - Kochanie, ja tylko mówię co wiem, wyluzuj – beztrosko kroczył przy moim boku prowadząc nas gdzieś.
 - Slash… ja kocham buty na wysokim obcasie, ale dalej chyba nie dojdę – sapnęłam po jakimś czasie, po prostu nie czułam nóg. A jakieś wrażenie sprawiać trzeba.
Spojrzał na mnie szybko, po czym wziął na ręce bez wysiłku i dalej sobie szedł.
 - Co ty robisz?! – pisnęłam.
 - Jak to co? Niosę cię – odpowiedział z uśmiechem na ustach.
 - Nie musisz tego robić, sama mogę iść!
Wywrócił oczyma.
 - Nie chcę by moja księżniczka nabawiła się pęcherzy od tych pięknych butów – szepnął.
Zaniemówiłam… moja? Księżniczka? Przesłyszałam się czy jak? Nie wierzę, że to powiedział. Może po prostu zależy mu na mnie jak na przyjaciółce… tak, zostanę przy tej wersji choć nie chciałam się przed sobą przyznać, że było kompletnie inaczej.
 - No, jesteśmy na miejscu – powiedział po jakimś czasie stawiając mnie na ziemi. Rozejrzałam się dookoła próbując dociec czy kiedykolwiek tutaj byłam, lecz na próżno.
 - Jak udało ci się znaleźć takie miejsce? – spojrzałam na Slasha, on tylko wzruszył ramionami.
Tu było niezwykle. Wzgórze otoczone barierkami, rozstawione stoliki oraz bar. Przebywało tutaj tylko kilka par, nagle się skrępowałam. Ciekawe czy przyprowadzał tutaj kiedyś jakieś dziewczyny? Jest tu tak romantycznie.
 - To bar mojego kumpla z dzieciństwa, co o nim sądzisz? – siedliśmy na stołkach przy ladzie barowej. Hudson kiwnął głową na barmana, na co on się tylko szeroko uśmiechnął. Podszedł do nas i przybił z nim piątkę.
 - Szmat czasu, stary! Chyba cię już tutaj jakieś dwa miesiące nie widziałem! To co zwykle?
 - Nie, dzisiaj na spokojnie… mam towarzystwo, nie wypada – pokazał na mnie, a barman zlustrował mnie wzrokiem.
Zaczerwieniłam się czując jego spojrzenie na sobie. Był przystojny, taki opalony surfer z Australii. Tak kojarzył mi się jego wygląd.
 - Jestem Ian, miło mi cię poznać – uścisnął moją dłoń nie przestając się uśmiechać.
 - Lilith.
 - Piękne imię, tak jak dziewczyna która je nosi. Co dla ciebie złotko? – jego głos był bardzo przyjemny, od razu go polubiłam.
Saul poruszył się na krześle i odchrząknął znacząco.
 - Eee… mochito poproszę – powiedziałam zdejmując kapelusz oraz płaszcz, mimo późnej pory było mi za ciepło.
 - Dla mnie Daniels z colą – dorzucił Slash i odwrócił się w moim kierunku, a gdy Ian przyrządzał drinki nachylił się w moją stronę.
Jego oczy były takie… magnetyzujące. Mimo, że ledwo co je widziałam. Podniosłam nieśmiało dłoń chcąc je odgarnąć, Slash wyciągnął swoją i położył na mojej. Wciągnęłam głęboko powietrze nie mogąc zrobić żadnego ruchu. Dopiero postawione z głośnym brzdękiem szklanki nas wybudziły z transu.
 - Więc… jak w pracy? – spytał cicho Slash.
 - Nie chcę o tym rozmawiać, mamy weekend.
 - Dobrze, to… jak tam ci się układa w związku z Bolanem?
Na dźwięk nazwiska basisty przeszedł mnie miły dreszcz.
 - Świetnie, naprawdę jest cudownie. Nie spodziewałam się aż takiej sielanki. Oh, nie! – odstawiłam swojego drinka z głośnym stukotem na bar. – Miał mi coś powiedzieć, jak wrócę z pracy! Muszę iść!
Opróżniłam całego drinka za jednym zamachem i chciałam wstać, lecz Slash mnie powstrzymał dłonią.
 - Czekaj chwilę, muszę zamienić słówko z Ianem – zniknął na zapleczu.
 Mimo widocznej prośby wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do barierki na samym zboczu wzgórza. Odetchnęłam głęboko spoglądając na Los Angeles wieczorem. Słońce już zachodziło, a na niebie ultramaryna mieszała się z różem i pomarańczą. Wspaniały widok.
 - Możemy już iść, kochanie – zamruczał Slash stając za mną. Podskoczyłam przestraszona, odwróciłam się w jego stronę. Staliśmy blisko siebie, niemal stykaliśmy się ciałami. Ciągnęło mnie do niego, ale to było głupie uczucie i nie mogłabym nic z tym zrobić. To niedorzeczne.
 - Tak, tak… idziemy. Jest tu gdzieś blisko jakiś telefon? Zadzwonię po Rachela by po mnie przyjechał.
 - To nie będzie konieczne – wyciągnął dłoń, w której trzymał kluczyki. – Pożyczyłem od Iana motocykl, chodź.
Strasznie podekscytowana szybkim krokiem szłam obok Mulata w stronę zaparkowanego pojazdu. Gdy go zobaczyłam opadła mi szczęka, wielki i czarny Harley stał dumnie przed nami. Slash podał mi kask, sam też założył. Kiedy na niego wsiadałam chciałam już po prostu ruszyć, poczuć ten wiatr we włosach.
 - Trzymaj się mocno, Mała! – Hudson chciał przekrzyknąć maszynę, objęłam go mocno ramionami w pasie i oparłam głowę na jego plecach. Ruszyliśmy, to co czułam było nie do opisania. Nareszcie czułam się… wolna, niezależna. Taka mała rzecz, a cieszy.
Mijaliśmy powoli ulice Miasta Aniołów, wybierając te gdzie były mniejsze korki. W sumie to nadrobiliśmy drogi, ale przynajmniej nie musieliśmy niepotrzebnie stać. Gdy parkowaliśmy pod domem Skidów czułam niedosyt, jakaś część mnie chciała nie przejmując się niczym odjechać razem z gitarzystą daleko stąd, uciec od wszystkich problemów.
 - Było wspaniale, dziękuję ci. No i ominęła mnie piesza podróż w tych zabójczych butach – uśmiechnęłam się do mojego kierowcy. On siedział na motorze, a ja stałam przed nim.
 - Nie ma za co, kiedyś możemy to powtórzyć.
Przytuliłam się do niego, tak mocno. Nie żeby był w tym jakiś podtekst albo aluzja, nie. Chodziło o czyste przyjacielskie podziękowanie, tylko tyle mogłam zrobić.
 - Do zobaczenia jutro, maleńka – kiwnął mi głową, po czym ubrał kask, odpalił motor i pojechał.
Patrzyłam na niego zanim nie zniknął mi z oczu. Z uśmiechem na ustach wkroczyłam do domu. Kładąc torbę na podłodze byłam trochę zdziwiona, wszędzie ciemno, jedynie na piętrze coś się paliło. Wiedziona ciekawością wchodziłam ostrożnie po schodach. Dobiegły mnie delikatne dźwięki gitary, z naszej sypialni. Dalej dziwnie to brzmi. Pchnęłam drzwi i zobaczyłam Rachela siedzącego na łóżku z gitarą. Grał i śpiewał piosenkę Pink Floyd „Wish You Were Here”. W oczach stanęły mi łzy.

So, so you think you can tell

Heaven from Hell,
Blue skies from pain.

Can you tell a green field
From a cold steel rail?
A smile from a veil?
Do you think you can tell?

Did they get you to trade
Your heroes for ghosts?
Hot ashes for trees?
Hot air for a cool breeze?
And cold comfort for change?
Did you exchange
A walk on part in the war,
For a lead role in a cage?

How I wish, how I wish you were here.
We're just two lost souls
Swimming in a fish bowl,
Year after year,
Running over the same old ground.
What have we found
The same old fears.
Wish you were here.

Ostatnią linijkę zaśpiewałam razem z nim i podeszłam bliżej. On odwrócił się w moją stronę, momentalnie na jego twarzy zakwitł uśmiech. Odłożył gitarę i wstał, podszedł do mnie. Zdjął mój kapelusz i płaszcz, wszystko rzucił na podłogę.
 - Cześć, zdążyłem się już za tobą stęsknić – wymruczał dalej mnie nie dotykając. Lekko mnie popchnął bym siadła na łóżku, zaczął rozwiązywać moje buty i w końcu uwolnił moje stopy z tych diabelskich koturn. Jęknęłam cicho przymykając oczy. On wykorzystał moment i pocałował mnie czule w usta. Nie zdążyłam nawet odwzajemnić pocałunku jak oddalił się ode mnie ze zwycięskim uśmiechem.
Pokręciłam głową z niezadowoleniem i wstałam chcąc zdjąć resztę ubrań. W drodze do łazienki po kolei zdejmowałam każdą część garderoby – koszulka, spodenki, rajstopy. Wiedziałam, że Rachel się nie poruszył i sprytnie to wykorzystałam. Zdjęłam stanik i zawiesiłam go na klamce drzwi łączące naszą sypialnię z łazienką. Koronkowe figi zostawiłam na koniec, wychylając tylko dłoń rzuciłam je na podłogę sypialni. Z szerokim uśmiechem weszłam pod prysznic. Chwilę później do łazienki wkroczył Bolan zupełnie nagi i jak gdyby nigdy nic dołączył do mnie. Nie obdarzając się czułościami wykąpaliśmy się i wyszliśmy spod ciepłego strumienia. Przebrana w męskie bokserki basisty (Calvin Klein?) oraz nic więcej położyłam się do łóżka. Bolan ubrany w kraciaste długie spodnie od piżamy i szarą podkoszulkę położył się obok mnie. Przylgnęłam do jego boku, czując jak spina ciało od dotyku moich nagich piersi na sobie. Chwilę tak leżeliśmy i dłużej już nie wytrzymując nagle znalazłam się pod basistą, który wręcz brutalnie ściągnął ze mnie jedyne ubranie jakie na sobie miałam. Wiedziałam, że mi się nie oprze…

 - Skarbie, przed wyjściem miałeś mi coś powiedzieć – szepnęłam do niego już po wszystkim.
Westchnął głęboko i pocałował mnie w czubek głowy.
 - Chyba się w tobie zakochałem… - nie wiem czy on to naprawdę powiedział, czy to tylko mój mózg robi sobie ze mnie żarty.
Jednak nie… on to powiedział. 

7 komentarzy:

  1. BOŻE, BOŻE KOŃCÓWKA ZAJEBISTA!
    zakochał się <3 omnomnom jak słodko :3
    dobra jeśli chodzi o Axla niech ruszy swoją dupę i niech błaga Lil o przebaczenie, na kolana!!!
    Lil coś czuję do Slasha! Przecież to widać. Mało brakowało aby się na niego rzuciła! Slashu jest słodki :3 i wgl to spotkanie w barze. A jak faceci jej słodzili :p kurde noo... Slash, Bolan. Taki wybór. A Bolan się zakochał! A to już mówiłam :3
    i nie wywoź mnie do lasu, bo tam kleszcze :c
    A! I będę cię męczyć o kazdy rozdział! Nie ma oglądania HIMYM tylko pisać! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No już, to za bardzo wciąga byś mnie miała odrywać od mojego ulubionego serialu! :D
      Mam mętlik w głowie co do tego trójkąta BOLAN-SLASH-LIL...

      Usuń
  2. Boże *.*
    Jeju, nie mogę się nacieszyć. Właśnie zaczęłam nadrabiać zaległości. Te dwa rozdziały były tak zajebiste, że chce jeszcze. Oni są razem taki prze słodcy. Jeju nie mogę przestać o nich myśleć. Po prostu jak sobie pomyśle to widzę jak Rachel przytula Lil :D.
    Nie wiem co mam pisać. Może w następnym uda mi się więcej wykrztusić. Jakie to jest świetne :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty zawsze coś napiszesz takiego, że mam uśmiech na twarzy :)

      Usuń
  3. Jak zwykle cudowny rozdział :D Kocham to Twoje opowiadanie nic na to nie poradzę ;)

    Widzę, że Slash coś tutaj chce się zbliżyć do Lil...niby pyta jak jej się układa z Bolanem, ale traktuje ją bardzo bardzo nie jak koleżankę :P Słodki jest i widać, że Lil też przy nim traci zmysły, ale ma być z Rachelem i koniec kropka :D Teraz wielce Axl zrozumiał swój błąd i chce przeprosić...jak na Axla to duży wyczyn, ale ma dziewczyna rację że weźmie go jeszcze na wstrzymanie :D nie ma tak łatwo Panie Rose :D

    No i to wyznanie Bolana po cudownym seksie....marzenie *__* Jak tu go nie kochać? Jest przesłodki i naprawdę się w niej zakochał...to było uuuuuuurocze!!!! Dajcie mi takiego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, trafiłam przypadkiem i mimo tego, że przeczytałam dopiero trzy rozdziały to muszę ci powiedzieć, że piszesz świetnie! Będę wpadać częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaa Bolan *________* Jak ja się cieszę :D Ta końcówka, no zajebista! Trochę mi żal Slasha. ;( Strasznie mi się podoba to opowiadanie *_* Wszystko jest zajebiste! No i są seksy, a to najważniejsze, co nie? XD

    Trafiłam na twojego bloga przypadkowo i powiem że to chyba najlepszy przypadek jaki mi się w życiu przytrafił no. :D
    Zabieram się teraz za dalsze czytanie i zapraszam do mnie! ;)

    OdpowiedzUsuń