Musiałam ten rozdział niestety podzielić na dwie części, z trudem ale udało mi się coś wymyślić. Mam już nawet fabułę opowiadania do samego końca, oby tylko udało mi się ją zrealizować. Myślę, że opowiadanie będzie liczyć około 30-40 rozdziałów. Jeszcze nie mam pomysłu na kolejne, ale w wakacje nad tym pomyślę. Tym czasem zapraszam do czytania...
Wczesnym
rankiem obudził mnie rześki powiew wiatru oraz promienie słoneczne wpadające
przez otwarty balkon. Przecież ja nie… to musiał być Rachel. Uniosłam głowę
spoglądając na zegarek, dochodziła piąta rano. Gdybym poszła spać dalej, to nie
wstałabym do południa. Przeciągnęłam się i wyczołgałam z łóżka wkładając
bokserki, których dzisiejszej nocy zostałam pozbawiona.
Nie
pomyliłam się, Bolan stał na balkonie w samych spodniach od piżamy i palił
papierosa opierając się o balustradę. Westchnęłam ciężko nie mogąc się
napatrzeć na jego odsłonięte ciało.
- Dzień dobry – powiedziałam cicho przytulając
go od tyłu. Drgnął i wyrzucając niedopałek za balkon, odwrócił się przytulając
mnie mocno do siebie.
- Witaj kochanie – zamruczał rozkosznie, jego
włosy łaskotały mnie po twarzy.
Uśmiechnęłam
się słodko i spojrzałam w górę. Napotkałam jego niezwykle radosną minę.
- Czemu się tak szczerzysz? – spytałam unosząc
brew ku górze, na co on pokręcił głową.
- Jestem bardzo szczęśliwym facetem, po prostu
– powiedział to, po czym wszedł do pokoju.
Pragnąc
wiedzieć więcej ruszyłam za nim.
- Dlaczego? – zadałam mu to pytanie wtedy, gdy
miał opuścić sypialnię.
Odwrócił
się do mnie z wielkim uśmiechem na ustach.
- Bo cię kocham – po tych trzech słowach szczęka
opadła mi chyba na podłogę, on dalej się uśmiechając wyszedł w końcu
zostawiając mnie samą.
Czyli,
że się w nocy nie przesłyszałam.
Nawet dokładnie nie wiedząc jakie ubrania założyłam
zeszłam na dół, gdzie siedzieli już wszyscy.
- Cześć Lil! –
krzyknął do mnie Rob i machał mi szeroko, Bach śmiał się z niego czytając
gazetę.
- Hej wszystkim
– powiedziałam cicho siadając koło Hilla. Podniosłam wzrok i napotkałam
zatroskane spojrzenie Rachela. Czy on zawsze się tak na mnie patrzył? Dopiero
co zauważam takie mało istotne szczegóły. A może on myśli, iż ja nic do niego
nie czuję?
A czuję?
- Stało się coś?
– wziął moją dłoń w swoją lekko gładząc ją po wierzchu. Przebiegł mnie dreszcz.
- Nie, wszystko
dobrze – uśmiechnęłam się lekko i zabrałam do konsumowania płatek. W trakcie
jedzenia zdążyłam się już wdać w dyskusję z Sabo na temat najlepszych płatków.
- Ja ci mówię,
że te z nadzieniem są najlepsze! – polemizował Dave wskazując w moją stronę
swoją łyżką.
- Nie znasz się,
czekoladowe rządzą! – rozmowa skończyła się zjedzeniem przez Sebastiana reszty
płatek Dave’a.
Oni pobiegli się bić do ogrodu, a ja zaczęłam sprzątać
po śniadaniu. W trakcie zmywania naczyń naszły mnie dziwne myśli. Co jeśli
Bolan mnie tak naprawdę nie kocha? Że robi to tylko z litości, bym nie
cierpiała? Ja już sama nie wiem, bardzo chcę z nim być i cholernie mi na nim
zależy. Warto zaryzykować, tyle razy byłam już krzywdzona przez facetów że się
przyzwyczaiłam.
Poczułam jak oplatają mnie czyjeś ramiona. Tylko jeden
mężczyzna pachniał tak cudownie papierosami i jakimś perfumem.
- Czego dusza
pragnie? – spytałam próbując opanować drżenie ciała.
Przejechał językiem po mojej szyi i ucałował ją czule.
- To już nie
mogę się przytulać do mojej… - przerwałam mu brutalnie odwracając się. Na
dodatek ochlapałam mu koszulkę pianą.
- Mojej co?
Kochanki? Znajomej? Kim dla ciebie jestem? – nie musiałam jednak być aż tak ostra.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
Zapadło milczenie. Czyli on sam też nie wie. Odwróciłam
się ponownie przodem do zlewu.
- Przepraszam,
za to że byłem taki ślepy na twoje odczucia. Tak dawno nie miałem normalnej
dziewczyny, że już zapomniałem jak to powinno być. Hej, odwróć się do mnie –
złapał mnie w talii i odwrócił przodem do siebie. Napotkałam jego spojrzenie. –
Lilith Rose, zechcesz być dziewczyną takiego zdziczałego pawiana jakim jestem?
Prychnęłam śmiechem nie mogąc się powstrzymać.
- Tak idioto,
pewnie że chcę! – rzuciłam mu się w ramiona, on mnie tylko podniósł i mocno w
siebie wtulił. Poczułam się bezpieczna, tak bardzo jak chyba nigdy.
Niósł mnie tak aż znalazłam się w miejscu, gdzie
jeszcze nie miałam okazji się znaleźć. Okazało się, że jesteśmy na tyłach
ogrodu, a na drzewach zawieszony jest duży hamak. Rachel położył mnie na nim, a
sam padł obok mnie. Przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego bok. Aż zamruczał z
uciechy.
- Ta chwila może
trwać wiecznie, kurwa. Nie wiedziałem, że ten hamak aż taki wygodny jest.
Kochanie, zamieszkajmy tutaj – mówił sennie trzy po trzy Rachel, za bardzo nie
wiedziałam co chce powiedzieć ale śmiałam się z jego wypowiedzi.
Nagle jego ręce znalazły się na moim brzuchu, wyciągnął
moją koszulkę ze spodenek. Zdezorientowana, ale coraz bardziej podniecona
czekałam na jego następny ruch. Jednak on tylko położył swoje dłonie na nim.
- Po co to było?
– spytałam odwracając głowę. On tylko mnie czule pocałował. – Twój kolczyk mnie
smyra.
Uśmiechnął się zadziornie.
- Mogę się
postarać, byś go czuła gdzie indziej – uniósł brew do góry, a ja spłonęłam
rumieńcem.
- Zostawmy to na
później – mruknęłam speszona.
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, z domu dobiegały dźwięki
winyli puszczanych z adaptera. Ciszy koniec, w sumie to na bardzo długo.
Przecież za kilka godzin zacznie się impreza. Trzeba im jakoś pomóc w
ogarnianiu wszystkiego. Próbowałam wstać, lecz opornie mi to szło. Wyszło na
to, że Bolan też chciał to zrobić i oboje wylądowaliśmy na trawie. Żeby nie
było, ja na nim.
- Ała! –
pisnęłam, Rachel na mnie spojrzał z udawanym mordem w oczach. Zachichotałam i
pobiegłam w stronę drugiej części ogrodu. Chwilę później ganialiśmy się po
całym trawniku jak małe dzieci. Zadowolony Dave wyszedł na taras i gdy nas
zobaczył, podparł się pod boki i spojrzał z przyganą w oczach.
- Lilith,
Rachel… ile ja razy mam wam powtarzać, żebyście się tak nie zachowywali? –
powiedział.
- Przepraszamy
mamo – powiedzieliśmy chórem z Bolanem ledwo tłumiąc śmiech.
- A teraz marsz
do domu i umyć ręce przed obiadem! – walnął mnie ścierką w tyłek, a basistę w
głowę.
Weszliśmy do salonu i ujrzeliśmy jak Bach z Robem
przesuwają niektóre meble, a Hill siedzi na dywanie pośród stosów winyli.
Ulitowałam się nad nim i okazując swe dobre serce zaczęłam mu pomagać wybrać
muzykę na imprezę…
*
Po dość długich przekomarzaniach, wypalonych
papierosach i wypitej na pół butelce wina, wybraliśmy kilka dobrych płyt
nadających się dla naszego towarzystwa. Były takie winyle jak
Metallica, Aerosmith, AC/DC, Led Zeppelin, Black Sabbath, The Rolling Stones
czy za moją namową The Beatles. Ledwo
podniosłam się z dywanu, tak bolał mnie tyłek. Siedzieliśmy w jednym miejscu
chyba z dwie godziny. W tym czasie reszta facetów zdołała ogarnąć salon,
pojechać na zakupy i przygotować to jedzenie. Byłam pod wielkim wrażeniem.
- Sebastian,
widziałeś może Rachela? – spytałam się wokalisty czyszczącego kieliszki.
- Niestety, od
jakiegoś czasu nie było go tutaj.
Westchnęłam i chcąc się przygotować do imprezy ruszyłam
na górę. Otworzyłam drzwi sypialni i oniemiałam, stanęłam jak wryta nie wiedząc
co powiedzieć…
Ja prdl, a zabił cię ktoś kiedyś?! Wiesz, że w takich momentach nie można kończyć? I nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że teraz będę cię męczyć o następny rozdział!
OdpowiedzUsuńDobra, a więc Rachel się zakochał :3 i są razem! <3 płatki cynamonowe najlepsze, oni się nie znają.
Dave w roli mamy xD
ciekawe jak będzie wyglądać impreza :p
teraz będę ci dupę truła o następny!
Muszę się na to mentalnie przygotować, tym razem nie dam się tak łatwo :D
UsuńKurwa, w takich momentach się nie przerywa! Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że w pokoju będzie Rachel z jakąś dziwką. W końcu Mr. Rose wie co mówi. ;) Albo jakoś tak bardzo romantycznie... Płatki róż, czy coś w tym stylu. Co ze Slashem?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam od początku. Podoba mi się baaaaaardzo. :D Nie skomentowałam poprzednich rozdziałów, bo....... nie. Ale jak chcesz to skomentuję :)
Cieszę się, że mój blog ci się podoba :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńzmieniam zdanie. OFICJALNIE CI OGŁASZAM ŻE NIE WYRAŻĘ OPINII NA TEMAT TEGO ROZDZIAŁU Z PRZYCZYN DLA MNIE OCZYFISTYCH CZYLI PRZERFANIA GO W NIEODPOWIEDNIM MOMENCIE. cholernie cholernie nieodpowiednim. łAmen.
OdpowiedzUsuń:***
Ty się bierz za pisanie rozdziału na OBA blogi, a nie cudze czytasz, komentujesz... Ja bym bardzo chętnie u Ciebie przeczytała, a potem skomentowała...
UsuńPrzepraszam bardzo za ten mały spamik, ale jakoś ją zmusić do napisania czegoś muszę... :)
O matko, matko, matko *___* KOCHAM RACHELA!!!!! Jeszcze opisujesz go w tak cudowny sposób, że moja miłość rośnie i rośnie z każdym słowem :D Co tu dużo gadać...zazdroszczę Lil, że taki facet się w niej zakochał, bo nie ma drugiego takiego. Męski ale zarazem słodki i kochany ;) Nie będę się tu rozgadywać, bo tylko bym gadała o Rachelu jaki to jest zajebisty, więc już skończę :D Jestem ciekawa, co zobaczyła w tej sypialni no i czekam na kolejny...uwielbiam Cię za to opowiadanie :*
OdpowiedzUsuń... wszędzie były płatki róż i zapalone świece nadające romantyczny, intymny klimat (a to takie moje zakończenie tego rozdziału, lub chora wizja - niepotrzebne skreślić) xD
OdpowiedzUsuńNie no, kurde! Rozdział jest cudowny! Wgl wszystko co piszesz jest tak cudowne, że nie wiem, co mam pisać w komentarzach cholera no! :)
Więc pozwól, że napiszę w dużym skrócie:
KOCHAM TO OPOWIADANIE, TWÓJ STYL PISANIA, RACHELA, SKID ROW, LILITH <3
Dziękuję, dobranoc :3
Ciekawi mnie nie tylko co zastała w sypialni swojego(w końcu!)chłopaka, ale i co zrobi Axl na imprezie, a jestem pewna, że coś zrobi. I to chyba wszystko w sumie xd
OdpowiedzUsuń